Wpis z mikrobloga

Zgodnie z obietnicą w dzisiejszym odcinku będzie Jezus, tylko Jezus i jeszcze więcej Jezusa. Kim była owa tajemnicza postać, która na dobre zmieniła losy świata i we wszystkich rankingach najbardziej wpływowych ludzi w dziejach ląduje na pierwszym miejscu? Czy był romantycznym buntownikiem przeciwko obowiązującemu porządkowi? Szaleńcem? Świętym? Prorokiem? Bojownikiem o prawa kobiet? Protoekologiem walczącym o poszanowanie dla natury? Wszystkim po trochu? Niestety, ale muszę was rozczarować. Jedyna szczera odpowiedź na to pytanie musi brzmieć: nie wiemy i raczej nigdy się nie dowiemy. Dlaczego? Nie jest to efekt watykańskiego spisku, po prostu historia, jako nauką bazująca na krytyce źródłowej, jedyne co może, to rozłożyć ręce bo w przypadku Jezusa... brakuje źródeł.

Jezus nigdy nie napisał żadnego tekstu na temat swoich nauk czy życia (ba! nie napisał żadnego tekstu, przynajmniej nic nam o tym nie wiadomo). Problem jest tym poważniejszy, że żadne źródło opisujące dzieje Jezusa, nie zostało spisane przez naocznego świadka wydarzeń ani nie powstało w czasach jego działalności. Na to nakłada się fakt, że poza Ewangeliami, jedynie dwa, mniej więcej współczesne mu źródła, wspominają o jego życiu (Tacyt i Józef Flawiusz), a na domiar złego, nie poświęcają mu zbyt wiele miejsca. Ot, odnotowują istnienie, piszą co nieco o cudach jakich miał dokonać, zwolennikach jakich wokół siebie zebrał oraz o tragicznym końcu jaki stał się jego udziałem.

Chcąc nie chcąc, zostajemy zatem z Ewangeliami. Tyle, że tutaj także pojawia się problem, bo Ewangelie są tekstami religijnymi i mimo, iż zawierają nieco materiału historycznego, to nie chodzi w nich o wydarzenia i ich szczegóły, tylko o ich teologiczne znaczenie. Rozróżnienie tego co jest historycznym wydarzeniem a co dodatkiem mającym podkreślić sens nauczania Jezusa, stanowi nie lada wyzwanie. Warto nadmienić, że jest to w zasadzie nierozwiązywalna zagadka. Ponadto wiele wydarzeń zostaje pominiętych lub zniekształconych, tak aby uzyskać pożądany wydźwięk tekstu. Z tego też powodu, brak w nich krytyki źródłowej, której zaczątki widać w pisanych w mniej więcej, tym samym czasie, pracach greckich czy rzymskich.

Jakby tego było mało, to z około dwudziestu spisanych Ewangelii, do naszych czasów zachowały się tylko cztery. Reszta zaginęła lub została umyślnie zniszczona. Owe cztery Ewangelie przypisywane są apostołom Markowi, Mateuszowi, Łukaszowi i Janowi. Szczęście w nieszczęściu- są to najstarsze Ewangelie, spisane w przedziale czasowym około 30 do 70 lat po śmierci Chrystusa. Kanoniczne Ewangelie zostały spisane przez wyedukowanych hellenistycznych żydów, raczej na pewno żyjących w diasporze, którzy nie mieli większego pojęcia o Judei. Wydaje się, że autorzy opierali się na opowieściach, które naoczni świadkowie wydarzeń, opowiedzieli swoim współwyznawcom.

Wspomniane „pozostałe” Ewangelie budzą dużo niezdrowych emocji, spekulacji i spiskowych teorii dziejów. Wiele z nich jest raczej na pewno mało warta jako źródło do szukania historycznego Jezusa, gdyż powstały bardzo późno i z tego powodu ich wiarygodność jest niska. Na uwagę zasługuje na pewno tzw. Ewangelia wg. Piotra, która powstała w pierwszej połowie II wieku. Zachowane fragmenty w dużej mierze pokrywają się z czterema kanonicznymi Ewangeliami, ale jest także kilka opisów które występują tylko u Piotra. Czas spisania tej Ewangelii sprawia, iż istnieje cień szansy na to, że jest ona odbiciem faktycznie istniejących tradycji, opartych być może na prawdziwych wydarzeniach a nie wymysłach autora, szukającego uzasadnienia dla swoich poglądów teologicznych. Nieco mniej wiarygodna, ale również zasługująca na uwagę jest Ewangelia wg. Tomasza (a raczej to co z niej zostało).

Następnym problemem dotyczącym Ewangelii jest fakt, iż zostały one spisane po grecku, podczas gdy Jezus, jego otoczenie i uczniowie, posługiwali się na co dzień językiem aramejskim. Aramejski był lingua franca obszaru położonego na wschód od syryjskiego i palestyńskiego wybrzeża Morza Śródziemnego, aż do Mezopotamii. Część źródeł dotyczących życia i nauczania Jezusa powstała także w tym języku, niestety nie zachowały się one do naszych czasów i nic nie wskazuje na to, żeby korzystano z nich przy pisaniu Ewangelii. Greka i aramejski są zupełnie różnymi, niespokrewnionymi ze sobą językami. Autorzy, jak już wspominaliśmy, nie byli raczej mieszkańcami Judei, tylko ludźmi z zewnątrz a ich pierwszym językiem była greka. Wśród tych którzy szli za Jezusem było raczej mało greckojęzycznych, gdyż jego zwolennicy rekrutowali się głównie z prowincjonalnych regionów Galilei, gdzie język ten był w zasadzie nieobecny. Ile przeinaczeń, strat, błędnych tłumaczeń i interpretacji przyniósł proces tłumaczenia opowieści po aramejsku na grecki tekst, nie dowiemy się nigdy.

Wspominałem już o czasie spisania Ewangelii, ale teraz głębiej wejdziemy w temat. Najstarsza jest ta przypisywana Markowi, badacze wskazują, że została ona spisana około 65 roku n.e, czyli ponad trzydzieści lat po ukrzyżowaniu Jezusa. Niektórzy twierdzą, że istnieje spora szansa na to, że autor mógł zebrać materiał od naocznych świadków wydarzeń. Problem w tym, że nawet jeśli tak było to, jest prawie pewne, że po trzech dekadach, ich wspomnienia były mocno zniekształcone. Badań działania ludzkiej pamięci jest sporo i wszystkie z nich wskazują na to, że upływ czasu może skutkować pojawieniem się sporych przeinaczeń. Jest raczej mało prawdopodobne aby któryś ze świadków życia Jezusa dożył spisania pozostałych Ewangelii, aczkolwiek nie można tego wykluczyć. Tym niemniej, autorzy nie spisywali „na świeżo”, tylko po upływie kilku dekad, co sprawia, że do treści ich prac musimy podejść z jeszcze większą ostrożnością i sceptycyzmem.

Poza Ewangeliami (a raczej w nich) mamy jeszcze jedno źródło dotyczące Jezusa. Mowa tutaj o tak zwanym Q, od niemieckiego „Quelle”, źródło. O istnieniu Q wiemy z analizy trzech synoptycznych (czyli, z greki, „patrzących wspólnie”) Ewangelii: Marka, Mateusza i Łukasza. Mateusz i Łukasz mocno bazowali na wcześniejszym Marku, ale zawierają również treści, które nie pojawiają się u Marka. Jako, że treści te pokrywają się ze sobą, wiemy, że autorzy korzystali z jeszcze innego źródła, prawdopodobnie starszego niż Marek- i tak dochodzimy do Q. Około 220 wersów z Mateusza i Łukasza jest opartych na Q.
Z analizy tych wersów wiemy, że Q składało się głównie z zapisanych wypowiedzi Jezusa. Q zostało prawdopodobnie spisane po grecku, wśród greckojęzycznych żydów-chrześcijan (mowa tutaj o czasach gdy podział ten jeszcze nie zaistniał, a zwolennicy Jezusa modlili się w Świątyni i synagogach) żyjących w Jerozolimie. Z rekonstrukcji tego źródła wyłania się obraz Jezusa który przedstawia się jako posłaniec Boga, mający przynieść moralną odnowę narodu wybranego. Nie wiemy czy Q wspominało o ukrzyżowaniu i zmartwychwstaniu, także nie możemy określić czy była to jakaś wczesna forma Ewangelii.

Nie wygląda to wszystko obiecująco, prawda? Wielu badaczy uważa, że poznanie historycznego Jezusa jest totalnie niemożliwe i jesteśmy skazani na życie wyobrażeniami albo braniem ich na wiarę. Na ten temat wciąż pojawia się sporo, mniej lub bardziej poważnych, publikacji, debata trwa a spekulacje i fantazja mają się świetnie. Celnie ujął to Georg Tyrell, mówiąc, iż szukanie prawdy historycznej w Piśmie przypomina zaglądanie do głębokiej studni a to co zobaczymy w cieniu, to, to tak naprawdę nasze odbicie (dla niekumatych- odczytamy je tak jak chcielibyśmy żeby było odczytywane) . Tym tropem poszli uczeni którzy w 1985 roku uformowali tzw. Jesus Seminar.

Grupa ta była swojego czasu bardzo głośna, chociaż nie w naszym kraju. Jej założeniem było poddanie bardzo rygorystycznej krytyce wypowiedzi przypisywanych Jezusowi w Ewangeliach. Krytycy grupy twierdzili, że nie potrafiła ona właściwie osadzić wypowiedzi Jezusa w kontekście. Tak czy inaczej efekty jej pracy były dosyć rozczarowujące- zaledwie 16 procent wypowiedzi Jezusa zostało uznane za wiarygodne. Grupa lubowała się w medialnym raportowaniu swoich prac. Stąd sensacyjne nagłówki w stylu „uczeni ustalili, że modlitwa Ojcze nasz nie pochodzi od Jezusa”, co, wielu innym uczonym, dało asumpt do twierdzenia, iż grupa ta po prostu szukała sensacji na siłę i w jej działaniu chodziło o demistyfikację dla przyjemności samej demistyfikacji. Coś jak "odbrązawianie mitów narodowych". Pożyteczne i potrzebne, ale często kończy się wyścigiem na to, kto w najmniej korzystnym świetle przedstawi swoją narodową historię.

To, że zrekonstruowanie całej historii, ze szczegółami, jest niemożliwe, nie oznacza jednak, że nie jesteśmy w stanie powiedzieć nic. Wiemy, że Ewangelie zawierają liczne zniekształcenia i przeinaczenia oraz, że są skupione na religijnym, a nie faktograficznym, aspekcie życia i działalności Jezusa. Z tego powodu obraz jaki uzyskamy będzie fragmentaryczny i niepełny, ale coś wiedzieć będziemy. Może być to rozczarowujące dla ludzi, którzy w osobie Jezusa szukają uzasadnienia dla wyznawanych przez siebie ideologii, ale jeśli interesują nas fakty i chcemy być uczciwi, nie mamy innego wyjścia.

Co zatem wiemy na pewno albo prawie na pewno (na tyle na ile pozwalają nam ograniczenia nauki zwanej historią)? Materiał którym dysponujemy pozwala nam stwierdzić, że Jezus, nieco paradoksalnie, narodził się około 4 roku przed narodzeniem Chrystusa, mniej więcej w czasie gdy zmarł Herod Wielki. O jego pochodzeniu możemy powiedzieć tylko tyle, że był synem Maryi. Nie jesteśmy także pewni gdzie się narodził, wielu uczonych, z uwagi na dziwaczną chronologię wypadków w opisie Łukasza, poddaje w wątpliwość wersję o Betlejem. Raczej na pewno wychowywał się w Nazarecie, w rodzinie posiadające kilkoro dzieci.

Galilea w czasach dzieciństwa i młodości Jezusa była częścią królestwa Heroda Antypasa. Jego państwo miało gęstą sieć osadniczą i było tętniącym życiem ośrodkiem handlu i rolnictwa. Oprócz tego wielu mieszkańców utrzymywało się z połowu ryb. Galilejczycy byli żydami, chociaż nieco różnili się od swoich współwyznawców z Jerozolimy i okolic. Posługiwali się innym akcentem a ich wierzenia nieco odbiegały od standardu ustalonego przez kapłanów Świątyni.

Żeby jednak nie było zbyt kolorowo, Galilea czasów Jezusa przeżywała poważne problemy społeczne. Klika skupiona wokół Heroda Antypasa i jego stronników szybko doszła do bogactwa i zażyłości z Rzymianami (np. stolica państwa mieściła się w Tyberiadzie, nazwanej tak na część panującego cesarza). Elita rządząca zaczęła dystansować się od swoich biedniejszych poddanych, co więcej bogaci rekwirowali ziemie należącą do indywidualnych rolników. W dzisiejszym świecie fakt istnienia różnic społecznych i sprzecznych interesów klasowych może nie brzmi strasznie, ale dla Galilejczyków, przyzwyczajonych do tego, że wszyscy żyją na mniej więcej tym samym poziomie i w związku z tym mają mniej więcej te same cele i sposób życia, było to bardzo niepokojące zjawisko. Klimat rosnącego napięcia społecznego i nawoływania do powrotu do starych porządków odcisnęły piętno na Jezusie.

Opowieść o wyprawie do Jerozolimy i naukach jakie Jezus miał wygłosić do wiernych jako dziecko, jest raczej późniejszym dopowiedzeniem, wynikającym z próby ukazania Jezusa jako prawowiernego członka społeczności żydowskiej (obowiązkowa pielgrzymka do Świątyni) i zapowiedź jego misji (nauczanie). O wiele prawdopodobniejszy wydaje się fragment o chrzcie Jezusa przeprowadzonym przez Jana Chrzciciela. Chrzest nie jest wynalazkiem chrześcijaństwa, tylko o wiele starszym rytuałem, zazwyczaj związanym z oczyszczaniem. Od tego momentu zaczyna się publiczna działalność Jezusa. Dobiera on sobie uczniów i razem z nimi odwiedza miasta i wsie Galilei, głosząc swoje nauki.

Ważną częścią tychże nauk, była zapowiedź bliskiego nadejścia Królestwa Bożego, ucieleśniającego marzenia rozdartej konfliktami społecznymi Galilei, o równości, wzajemnym szacunku i przedkładaniu dobra ogółu nad swoje własne. Jezus był najprawdopodobniej bardzo charyzmatyczny i umiał porwać ze sobą tłumy. Widać również, że dysponował, rzadką jak na tamte czasy, umiejętnością wyjaśniania kompleksowych problemów za pomocą anegdoty i metafory. Prawdopodobnie to decydowało o jego popularności, gdyż sposób w jaki Faryzeusze i kapłani interpretowali pismo, był ciężki do zrozumienia dla przeciętnego Żyda.

Jezus przywiązywał dużą wagę do ubogich, kobiet, celników i innych grup znajdujących się na marginesie ówczesnego społeczeństwa (co nie znaczy, że były to mniejszości). Można to odczytywać, jako próbę znalezienia odpowiedzi na problemy trapiące ówczesne społeczeństwo i fakt ten mocno osadza Jezusa w kontekście społecznym. Wydaje się, że Jezus nigdy się nie ożenił, co było absolutnie niespotykane wśród ówczesnych Żydów. Z tego powodu był z pewnością traktowany jako dziwak i to nie tylko przez obcych. Marek donosi o bliżej niesprecyzowanych tarciach w obrębie jego najbliższej rodziny.

Mimo często nieortodoksyjnego prowadzenia się (tzn. brak żony, przestawanie z kobietami i celnikami) ciężko w nauczaniu Jezusa znaleźć coś co mogłoby poważnie obrazić religijnego Żyda. Wydaje się to wysoce nieprawdopodobne, zwłaszcza, że jak już wspominaliśmy, zwolennicy Jezusa rekrutowali się z niedużych miast, miasteczek i wsi, środowisk najbardziej konserwatywnych ze swojej natury. Jezus wydaje się być generalnie oddany Prawu i nigdy nie nawoływał do robienia rzeczy które stały w otwartej sprzeczności z jego nakazami.

Częste dyskusje z kapłanami, faryzeuszami czy szeregowymi wiernymi nie wynikały, jak moglibyśmy sądzić, z kontrowersyjności nauczania Jezusa a raczej z faktu, iż podobne dyskusje na temat interpretacji Prawa czy innych tekstów religijnych były czymś absolutnie normalnym i powszechnym. To, że Jezus wzbudzał obawy elit nie wynikało z „heretyckości” jego nauczania religijnego a raczej tego, że kanalizował uczucia religijne poza oficjalnym systemem i tym, że głosił głębokie przemiany społeczne, mogące potencjalnie zagrozić warstwie rządzącej. We wszystkim co robił, ciężko jednak znaleźć coś, co w sposób rażący wykraczało poza tradycję żydowską.

Jest raczej pewne, że Jezus znakomicie znał Pismo. Jako Żyd uczęszczał przecież do synagogi, gdzie było ono czytane przynajmniej raz w tygodniu. Ponadto z przekazu ewangelicznego wiemy, że zwracano się do niego per „Rabbi”, co sugeruje, iż był uważany za uczonego w Piśmie. Wskazuje na to także fakt, iż często cytował proroków, fragmenty Księgi Powtórzonego Prawa i Psalmy, co było normalną praktyką wśród ówczesnych nauczycieli religijnych.

No dobra, powie ktoś, ale jak to możliwe, że niby ortodoksyjny Żyd podaje się za Pana, Mesjasza i Syna Bożego? Wywyższenie człowieka do statusu Boga jest czymś absolutnie obcym tradycji żydowskiej. Oczywiście, tradycja żydowska odnotowywała ludzi którzy zostali wywyższeni do poziomu osobistego kontaktu z Bogiem, lub też uzyskali dary takiej jak uzdrawianie czy wypędzanie demonów, ale żeby człowiek Bogiem? No jak to tak? Zdaniem wielu uczonych, takich jak choćby Geza Vermes, pogląd, iż Jezus przedstawiał się jako Bóg to późniejsza innowacja a nasze postrzeganie jest wypaczone, głównie przez błędne odczytywanie przypisywanych mu tytułów.

Jak to? Problem deifikacji Jezusa przez niego samego lub jego zwolenników na razie pominiemy (tym zajmiemy się kiedy indziej) i omówimy kwestię tych nieszczęsnych tytułów. Problem z nimi to, zdaniem Vermes’a klasyczny przykład anachronizmu, niehistorycznego rozumowania. To znaczy odczytujemy tytuły jakie przypisywano Chrystusowi, albo takie których on sam używał, jako sugerującego boski status, bo jesteśmy osadzeni w innej tradycji niż Chrystus i jemu współcześni. Coś jak demokracja ateńska i współczesna demokracja liberalna albo królowa Elżbieta II i król Wilhelm Zdobywca.

I tak tytuł Syna Człowieczego, który pojawia się w Biblii tak często, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że używał go sam Jezus, w tradycji żydowskiej służył do podkreślenia nędznego statusu człowieka wobec potęgi jaką jest Bóg. Tytuł „Pana”, mógł oznaczać Boga, ale także po prostu kogoś, do kogo zwracamy się z szacunkiem, podobnie jak w języku polskim, angielskim czy hiszpańskim. Syn Boży w tradycji żydowskiej jest tytułem który również nie nosi znamion boskości- synami Boga byli po prostu wszyscy Żydzi, wszak Bóg stworzył ludzi na swój obraz i podobieństwo. Metafora ludzi jako „dzieci Boga” była więc jak najbardziej uzasadniona i czytelna. Mesjasz, to inaczej namaszczony, wybrany przez Boga. Jakkolwiek jest to tyłu zaszczytny i w tradycji żydowskiej przysługiwał królom i wodzom, nie oznaczał on wcale że osoba nosząca go była w jakiś sposób boska.

Co więcej, mamy poważne przesłanki aby sądzić, że Jezus nie podawał się za Mesjasza. Słowo Mesjasz nie pada ani razu w zrekonstruowanym Q, a pierwsze wzmianki o „Christosie” (namaszczony po grecku) pochodzą ze społeczności helleńskich Żydów z Antiochii, nie Jerozolimy. W tradycji żydowskiej osoba mesjasza była utożsamiana z jakimś sukcesem politycznym i/lub militarnym a nie z działalnością stricte religijną. Jezus tymczasem dystansował się od takich konotacji a panowanie Królestwa, które zapowiadał, miało być efektem bezpośredniej interwencji Boga a nie ziemskiego podboju.

Kwestia boskości Jezusa i ewentualnego sposobu jej postrzegania, jest bardzo kontrowersyjna i oczywiście jej pełne rozstrzygnięcie jest niemożliwe. Istnieją jednak dobre przesłanki żeby twierdzić, iż Jezus nie przedstawiał się publicznie jako Bóg. Jak już wspominałem, Żydzi chlubili się wierzeniem, iż są narodem wybranym przez jednego, prawdziwego Boga i zazdrośnie strzegli najwyższego statusu Jahwe. Osobnik który otwartym tekstem podawał by się za Boga... no wiadomo co by się stało. Na pewno nie zgromadziłby tylu zwolenników i nie byłby witany i fetowany przez tłumy. Istnieje natomiast możliwość, że Jezus nauczał tak w zamkniętym gronie swoich najbardziej zaufanych zwolenników i oni przekazali później tę wiedzę następnym pokoleniom, z różnych powodów, bardziej otwartym na tego rodzaju innowacje. Hipoteza świetna, tyle, że nie ma jej jak zweryfikować.

Wróćmy zatem do nauczania Jezusa. Oprócz nawoływania do miłości, szacunku, życia podług prawa i troski o najsłabszych, widać w nim wątki apokaliptyczne, mianowicie zapowiedź nadejścia Królestwa Bożego. Jako, że był to czas transformacji tradycyjnego społeczeństwa żydowskiego, pojawienia się dużych nierówności społecznych, ucisku ze strony butnych Rzymian etc., zapowiedzi apokalipsy były czymś powszechnym. Jak to, co ma piernik do końca świata? I tutaj znowu wchodzimy na grunt różnic między tradycjami i pojęciami jakie w nich funkcjonują. My rozumiem apokalipsę jako dni ostateczne, bo najsłynniejsza, znana nam Apokalipsa o tym traktuje, tymczasem słowo to oznacza wyjawienie rzeczy sekretnych, dotyczących końca lub wielkich zmian.

W tym kontekście apokalipsa powinna być rozumiana jako zapowiedź wielkich zmian, potężnej transformacji, która zmieni stan obecny. Królestwo, które zapowiadał Jezus, miało być ucieleśnieniem głoszonych przez niego cnót- nastaniem pokoju, sprawiedliwości i miłosierdzia. Ci którzy cierpieli mieli radować się, ci którzy byli głodni mieli zostać nakarmieni, spragnieni mieli otrzymać wodę etc. Jego nadejście było rdzeniem nauk Chrystusa i przysporzyło mu sporo popularności bo było to coś, czego wielu Żydów z utęsknieniem wyglądało. Jest bardzo prawdopodobne, że pierwsi zwolennicy Jezusa wierzyli, że królestwo nadejdzie jeszcze za ich życia, ale wraz z biegiem czasu, wierzenie to ewoluowało do bardziej wysublimowanych form, na przykład utożsamiono je z rajem, do którego po śmierci trafią sprawiedliwi.

Sukces Jezusa wynikał także z pewności i otwartości z jaką występował mimo, iż za krytykowanie istniejącego porządku politycznego i społecznego mogły go czekać srogie kary. Zdaniem badaczy, to właśnie ta pewność, odwaga i nieomal triumfalizm były czymś, co wyróżniało Jezusa na tle innych relig
niedoszly_andrzej - Zgodnie z obietnicą w dzisiejszym odcinku będzie Jezus, tylko Jez...

źródło: comment_P7jnKoBEvsRRx5kDuvbSPL7xvKQbeWPJ.jpg

Pobierz
  • 23
  • Odpowiedz
@kam966: sugerujesz, że nigdy nie dochodziło do niszczenia niekanonicznych ewangelii/pism religijnych uważanych za heretyckie? Oczywiście że dochodziło. To, że niektóre z nich przetrwały jako fragmenty to nie jest przypadek. To, że w ogóle mamy z nich cokolwiek (bo nie kojarzę żeby jakaś zachowała się w całości, ale głowy za to nie dam) to efekt farta, bo posiadanie i korzystanie z nich było przez stulecia zakazane. To że Kościół ma dzisiaj bardziej
  • Odpowiedz
@Pavello: był, tyle, że jest bardzo wątpliwe żeby dożył spisania Ewangelii wg Świętego Jana (datowanej na 90-110). To, że tradycja przypisuje autorstwo Ewangelii apostołom nie oznacza, że tak było. Nie znam żadnej współczesnej pracy która stwierdzałaby że Ewangelie faktycznie zostały spisane przez Apostołów.
  • Odpowiedz
@niedoszly_andrzej: to, że ewangelie były spisywane dużo później, nie oznacza wcale, że muszą być bardzo zniekształcone. W kulturze żydowskiej istniała bardzo silna tradycja uczenie się pism na pamięć i przekazywaniu ich z pokolenia na pokolenie. Tekst biblii ze zwojów z Qumran, datowanych na II wiek p.n.e., mają 60% zgodność z tekstem masoreckim, spisywanym, aż do 950 roku n.e.. Skoro przez 1100 lat przekazu ustnego i jakichś szczątkowych zapisów zachowali 60% zgodności
  • Odpowiedz
@dlolb: jasne, tyle, że co innego jak uczysz się czegoś co już jest spisane i potem to powtarzasz i co tydzień w synagodze przypominasz sobie wersję wzorcową, a co innego jak wspominasz żywot gościa który nie został jeszcze spisany, i słyszałeś o nim od typa który widział go dwa razy w życiu, ale tak mocno na niego wpłynął, że postanowił przyłączyć się do wspólnoty utworzonej przez jego zwolenników.

Ogólnie zła opinia
  • Odpowiedz
@niedoszly_andrzej: Jeden tekst, a człowiek może dowiedzieć się więcej, niż przez całe lata nauczania religii w szkołach ( ͡° ͜ʖ ͡°) Może ta deifikacja to proces, który podpatrzono od Rzymian, którzy wnosili swych cesarzy w poczet bogów już za życia?
  • Odpowiedz
@HuItaj: ciesze sie, ze sie podoba, ale to jeszcze nic, bo im dalej w las tym wiecej zrodel i bedzie jeszcze ciekawiej. Co do lekcji to nie dziwi mnie to, bo na religii uczysz sie o religii (przynajmniej w zalozeniu, ja niestety mialem leniwych katechetow) , historia jest tam tylko dodatkiem, katecheci czesto nie maja o niej wiekszego pojecia.
  • Odpowiedz