Wpis z mikrobloga

#neuropa #polityka #polska #kapitalizm #socjalizm #4konserwy

Adam Danek o tym dlaczego "wartości rodzinne" są wrogiem konserwatyzmu

"Sam zwrot „wartości rodzinne” jest kalką z amerykańskiego języka polityki (family values). Niby nic w tym zaskakującego, bo przecież w naszym kraju wszyscy od prawa do lewa, dotknięci typowo polskim kompleksem niższości, starają się wkładać wysiłek głównie w małpowanie mód intelektualnych i politycznych z Zachodu, zamiast próbować twórczej kontynuacji rodzimych tradycji intelektualnych i politycznych lub wymyślić coś samemu.

Luttwak zauważył też, że we współczesnej polityce retoryka „wartości rodzinnych” na ogół idzie w parze z liberalnym programem ekonomicznym (deregulacji i prywatyzacji). Nie jest to przypadek. Propagowanie mniej lub bardziej schematycznie pojmowanych „wartości rodzinnych” ma być lekarstwem na wszystkie – liczne – przejawy anomii, stanowiące normalny element kultury gospodarczej „wolnego rynku”, którym w żaden inny sposób poza gadaniem o znaczeniu rodziny (np. za pomocą instrumentów polityki społecznej) nie wolno przeciwdziałać w ramach liberalnej zasady „nieingerencji państwa”. Zachęcanie społeczeństwa do praktykowania „wartości rodzinnych” ma zaleczyć ubytki w tkance społecznej powodowane przez wyścig szczurów („konkurencyjność”), karierowiczostwo („możliwość samorealizacji”), wykorzenienie („mobilność na rynku pracy”), zniszczenie regularnego trybu życia („dyspozycyjność”), konsumpcjonizm („dobrobyt”), egoizm i chciwość („przedsiębiorczość”), rozpad więzi („wolny wybór”), komercjalizację („rentowność” lub „wartość rynkowa”) i tym podobne zjawiska, którym sprzyja „uwalnianie gospodarki”, a które zagrażają istnieniu i prawidłowemu funkcjonowaniu organicznych wspólnot, w tym rodziny. „Wartości rodzinne” stały się wręcz rewersem liberalnej polityki gospodarczej. Za ich pomocą ekonomiczni liberałowie mają nadzieję rozwiązać problemy, które sami wywołują.

Łączność między „wartościami rodzinnymi” a liberalizmem tkwi jednak głębiej. Ich propagatorzy sugerują na ogół, że tylko rodzina jest nośnikiem „wartości” (czyli, raczej, norm – moralnych czy społecznych). A co nim w takim razie nie jest? Przede wszystkim – państwo, a także jego poszczególne instytucje, jak publiczna szkoła czy wojsko. Oto wróg obrońców „wartości rodzinnych”. Według nich rodzina jest jedynym – poza ewentualnie Kościołem – przekaźnikiem wartości i dlatego państwo ma się nie wtrącać do procesu ich przekazywania. Państwo ma co najwyżej zapewnić rodzinie możliwość skorzystania z pewnych usług, na przykład posłania dzieci do szkoły. I też tylko możliwość. Jeżeli rodzina nie zechce, nie musi z tej możliwości korzystać, bo na przykład wybierze home-schooling, popularny w środowiskach szermujących „wartościami rodzinnymi” (zapatrzonych w idee ze świata anglosaskiego do tego stopnia, że nawet nie próbują przetłumaczyć ich nazw na język rodzimy

W swej istotnej wymowie „wartości rodzinne” to tylko liberalny egoizm przeniesiony dla niepoznaki z „jednostki” na okrojoną, zminimalizowaną rodzinę. Tak oto liberalizm przerabia się na „konserwatywny liberalizm”, czyli na liberalizm pokryty dla kamuflażu cienką, przepuszczalną warstewką pozornego konserwatyzmu społecznego. „Wartości rodzinne” okazują się więc kolejnym awatarem zaczerpniętej z gruntu amerykańskiego, chimerycznej formuły „liberalizm gospodarczy, konserwatyzm obyczajowy”. Formuła ta musi zaś za każdym razem ponosić fiasko, ponieważ – wbrew gołosłownym zapewnieniom jej głosicieli – zawiera fundamentalną sprzeczność: konsekwentny liberalizm gospodarczy musi wieść do odrzucenia wszelkiego konserwatyzmu, a konsekwentny konserwatyzm społeczny musi wieść do odrzucenia wszelkiego liberalizmu, w tym ekonomicznego. I każdy zwolennik „liberalizmu gospodarczego, konserwatyzmu obyczajowego”, o ile nie jest głupcem, dochodzi w końcu do punktu, w którym musi opowiedzieć się po stronie jednego, a przeciw drugiemu z członów tej pokracznej diady. Ważnym zadaniem ruchu narodowo-społecznego w Polsce jest wymiecenie z krajowego obiegu idei zarówno „wartości rodzinnych”, jak i całej reszty „konserwatywno-liberalnego” chłamu, a zastąpienie ich postulatami autentycznego konserwatyzmu."

http://xportal.pl/?p=10188
  • 1
  • Odpowiedz
Formuła ta musi zaś za każdym razem ponosić fiasko, ponieważ – wbrew gołosłownym zapewnieniom jej głosicieli – zawiera fundamentalną sprzeczność: konsekwentny liberalizm gospodarczy musi wieść do odrzucenia wszelkiego konserwatyzmu, a konsekwentny konserwatyzm społeczny musi wieść do odrzucenia wszelkiego liberalizmu, w tym ekonomicznego. I każdy zwolennik „liberalizmu gospodarczego, konserwatyzmu obyczajowego”, o ile nie jest głupcem, dochodzi w końcu do punktu, w którym musi opowiedzieć się po stronie jednego, a przeciw drugiemu z członów
  • Odpowiedz