Wpis z mikrobloga

512246 - 620 - 353 - 296 = 510977

Maraton Rowerowy Dookoła Polski (3142km) – Relacja, przygotowania i garść zdjęć

O MRDP pierwszy raz usłyszałem podczas jego poprzedniej edycji w 2013 roku (maraton odbywa się w cyklu czteroletnim). Wystartowało wtedy 19 osób. Czytałem relacje uczestników i wyczyn był to dla mnie niewyobrażalny. Postanowiłem wtedy, że za 4 lata… żartuję – wtedy nawet mi przez myśl nie przeszło, że mógłbym wziąć w czymś takim udział :) Najdłuższym przejechanym przeze mnie jednorazowo dystansem było wtedy 90 km z prędkością 23 km/h i pełnymi sakwami. Mimo wszystko byłem dumny z tego przejazdu i chyba z 5 razy wracałem do zapisu śladu i go sobie podziwiałem. Dojechałem wtedy z okolic Zawiercia do Tychów!

Jeszcze tego samego roku, w październiku, podjąłem wyzwanie które dłuższy czas miałem w głowie i postanowiłem spróbować dojechać do rodziny na Kujawach (pozdrawiam!) rowerem. Spakowałem namiot, wydrukowałem jakieś mapki i po 3 dniach i 340 przejechanych kilometrach dotarłem na miejsce, po drodze zaliczając swój pierwszy samotny nocleg na dziko. Nie pospałem wtedy za dobrze – obok przebiegała ruchliwa linia kolejowa, a każdy szelest trawy wzbudzał mój niepokój. Aż się łezka w oku kręci ;)

Bardzo mnie tego typu jazda wciągnęła, więc w kolejnych latach odbyłem sporo kilkudniowych wycieczek z namiotem po Polsce i nie tylko (również z przyszłą jeszcze wtedy małżonką ;)).
Zachęcony opisem zmagań rowerzystów z forum z jednorazowymi długimi dystansami, zacząłem próbować swoich sił również w tym kierunku. Uszosowiłem trochę swój rower MTB i zacząłem zaliczać samotnie coraz dłuższe wycieczki w systemie non-stop. Jednego roku złamałem barierę kolejno 200 , 300 (na Kujawy – tym razem na raz;)), i 400 km. Po zmianie roweru na bardziej szosowy (choć nie typowo), zacząłem nieśmiało spoglądać w kierunku trasy nad Bałtyk bezpośrednio z domu. Tym sposobem, za trzecim podejściem (jedno zakończone w Tczewie, drugie też już na Pomorzu, jednak z winy sprzętu) pokonałem trasę Katowice – Hel, tym samym łamiąc barierę 600 km.

W międzyczasie zaliczałem też kilku i kilkunastodniowe wypady z namiotem m.in. do Rumunii i po Gran Canaria. Chociaż lubię jeździć samotnie, to zacząłem interesować się startami w bardziej zorganizowanych imprezach. Tym sposobem w 2016 roku wystartowałem w Brevecie 200 km i niedługo później w bardzo fajnym Maratonie Podróżnika na dystansie 530 km. Tu czas przejazdu zdecydowanie powyżej swoich oczekiwań (22h35m) i tym samym uzyskałem oficjalną kwalifikację do startu w Maratonie Północ – Południe (Hel – Głodówka k/Zakopanego) na dystansie 930 km. Przez własne gapiostwo (zgubienie portfela) mój dystans się wydłużył do 990 km, jednak mimo wszystko udało się dojechać na metę na 12h przed limitem wynoszącym 72h. Piękna przygoda i sporo zdobytego doświadczenia, w trudnych, jesiennych warunkach.

Na mecie mieszczącej się w schronisku Głodówka, zaczęły się toczyć dyskusje dotyczące przyszłorocznego MRDP. Gdy pomyślałem wtedy, że miałbym jeszcze jechać kolejne 7 dni przy podobnym obciążeniu, to myśli o starcie szybko odsunąłem na bok. Tym bardziej, że byłem nieźle zmiękczony mokrą i zimną, górską końcówką  Jednak gdy już wróciłem do domu i doszedłem do siebie, myśl o starcie nie dawała mi spokoju. Okazało się, że jazda w formule samowystarczalnej to coś dla mnie. W pełni świadomy tego, że na jakąkolwiek rywalizację z innymi uczestnikami o miejsce w czołówce nie mam szans (własne ograniczenia fizyczne, sprzętowe, ale też dużo mniejsze doświadczenie), postanowiłem za jedyny cel obrać sobie ukończenie trasy w limicie 10 dni. Od tego momentu „choroba” MRDP ogarnęła mój umysł na blisko rok, w trakcie którego czyniłem przygotowania do startu. W zasadzie moją przygodę z tym maratonem można liczyć już od tego momentu, bo uważam że są one (przygotowania) nieodłącznym i także emocjonującym elementem całości :) Pewnie każdy startujący wie o czym mówię, ale moja małżonka zdecydowanie też jest w temacie :D (buziaki ;))

Przygotowania polegały głównie na kompletowaniu i testowaniu sprzętu, ale również przygotowaniach organizmu do wysiłku. Moją największą zmorą przy długich dystansach był dotąd ból ramion, karku i kręgosłupa w odcinku szyjnym, który pojawiał się zawsze po 2-3 dniach intensywnej jazdy i tutaj upatrywałem najbardziej prawdopodobnej przyczyny potencjalnej porażki.
Zacząłem więc stosować ćwiczenia ogólnorozwojowe i rozciągające – nie stosowałem tu jednak jakiegoś wielkiego reżimu. W każdym razie przyniosło to efekt :)

Strategia noclegowa również ewoluowała. Początkowo zapisałem się do kategorii Extreme, mając w planach 2 wcześniej przygotowane miejsca noclegowe. Jednak gdy jedno z nich mi wypadło, to postanowiłem jechać z własnym sprzętem noclegowym i przeniosłem się do kategorii Total Extreme, gdzie wsparcie z zewnątrz jest zakazane i trzeba być całkowicie samowystarczalnym. Dodatkowo lepiej wpisywało się to w mój ulubiony styl jazdy. Kupiłem więc mniejszy i lżejszy namiot, jednak tygodniowy, testowy wyjazd po kilku krajach na południe od PL pokazał, że w moim przypadku taka opcja na maratonie nie sprawdzi się. Za dużo czasu zajmowało mi składanie i rozkładanie majdanu.

Ostatecznie zdecydowałem się na jazdę z samym śpiworem i dosyć lekkim (600g), dmuchanym materacem, a ewentualne noclegi pod dachem załatwiać spontanicznie w zależności od warunków i samopoczucia na trasie. Sam materac udaje mi się przetestować tylko raz, podczas maratonu [Karpacki Hulaka]( https://www.strava.com/activities/1109949002), w którym wziąłem udział na 3 tygodnie przed startem. Sprawdziło się to wtedy nieźle – dobra izolacja od podłoża i całkiem akceptowalna wygoda, pomimo niewielkich rozmiarów.

No, dosyć już tego wstępu, czas przejść do właściwej relacji ;)

Start Maratonu ma miejsce 19 sierpnia o godzinie 12 w południe, spod latarni morskiej Rozewie, czyli w okolicach najbardziej wysuniętego na północ obszaru Polski.
Na miejsce startu docieram z Katowic [koleją]( https://lh3.googleusercontent.com/lY4GatGBXVvvxwKocWcYD2MVpIAl81LqRfOFfrnQSwgTUivmZUHSdrShHC0oXZLjIZAWHPkaHHp9shlPVAhDJiou8yvLUbqF3BlyOGnwn5DbNsz0_dhT5KEWT9NSkypO7BJ9m3fYCOWFI9qLfQbAzs_ZQm0Org7PY7dMQqSOGFIRc7y1rF1UfkpTimcwTnt6FJ5wkCRqboK-ipv7GqOYaO9_J0jrj7YPaiyAIUE15ldFhUQPbw0Oty5RTeEXFSmpHWY4PF-Zq2MKCdZ72yv0YLx9bSlkd3RSgK9QqNw94xGasnFyfTWDSP6mWKMN9fERlUjJgtr7dLahWRNmd3Weu8EbFdlotFTH-ACs3Zxx0sgJp53FWpnIQLoeX8mXqP5xxV0Ujnmfv85cMsVfxhQkkFX43NKA2xN83hhO95A5D2JZdbZw7a467K9bAga14pJUrFkIkLK5z9aB2O0WW2EGwEmpbXNCbdgT_-gEErIOd-hUg8lf13l7Hpn0ECfsgDWTtE40PJEqwfa9nBww-Jrzvfn9bjm37rD-iCfJpWZuIxjMJRxVNDDj42hsA4dBOjBZOrHjYGhr-TclOcxG7bhQQZ8bVgAgn88bRWtPNxC9fhMh3Aa3Dx89vuUEPfZS1Pz8fPSxbDxUSXwtK8Q3Zt90NjQQC0JFHF8EErTr=w1240-h698-no) dzień wcześniej. Początkowo jadę sam, ale już w połowie trasy cały przedział rowerowy obsadzony jest ekipą MRDP :) Podróż mija więc dosyć szybko i sympatycznie. W Gdyni przerwa na obiad i przesiadka na pociąg do Władysławowa. Dalej pierwsze doświadczenia z brukowaną nawierzchnią i późnym popołudniem meldujemy się w bazie zawodów w Jastrzębiej Górze. Wieczorem kolacja i pogaduszki z innymi uczestnikami. Atmosfera jest dosyć swobodna, nie czuć żadnej napinki czy podenerwowania i jest sympatycznie. Wieczorne rozmowy w pokoju przeciągają się prawie do północy.

Po dosyć rwanej nocce wstajemy około godziny 6. Z balkonu na którym trzymaliśmy rowery, w oddali widać słynną [latarnię]( https://lh3.googleusercontent.com/q1zvrl_wRHp6cZESh7bBAaSFmmpk5FejckCVTuir6UKfkhFFLT_FWRewOQZ32yhFVAxsn3-Yl4iAK5NDKVal2Wz2cpX6HXVxpDBH6cObj6lVIPOB2jF65aPiCjVrURKQnEJB8sbsaIDf-K7A0JIpo7oOlIZY4rB_yAguENKA_ZSi7LxbgBLHghWil_pjV9o0i5PzhfVlr19NIKIEy8HsP0TilV1BozB6q5KtP2c3yOZcDvpcGCF2oJXoDD_I5MAcVmSiJcBWNDB3DSG_d5I7jWO-MicMuQu1RkWYTAVtfEZCLQtbmXT9rlDk8jBjLP1BK8rPA1Hfz9FQQsHtmfXvTZSfxAGEZnVgB1yay1ZvIEt7C48ZmvSktzHNNsPbwD_pM3dAQ4p1KBYQjZ1u3FoXt3KhiyeEbBuuieLDdu4w5CjZ7gUXC45HXhfVt3QGu-IOFo0SBczc5x_m9M3MjhUwG-iJWOW8ldvSSPnu80Q-Ug3pMf3JWiu4GucsiIAhO9MCHo9NzaOHY_XmEbcY2Vjzy7qLoXeEOtt228PAcFZzNSUUgM2EQm6pHEUV7Ely8hZyxvZA04aQ_45LNzd7FlnlkNkji69P-1pWPsck8S8Cc4ETPov56iASsd-EKcxs19LYak2PFGuR1yx8yE4EwyfkJcQb3ZwIjEWJaNxcC4KbtbDvyYI=w614-h1090-no). Niebo zasnute jest ciemnymi chmurami, które przemieszczają się bardzo szybko. W nocy padał deszcz, więc jest mokro i wilgotno. Pozostaje mieć nadzieję, że do południa się trochę wyklaruje. Śniadanie w formie bufetu znika ze stołów bardzo szybko. Pomimo, że przyszedłem jako jeden z pierwszych, to po chwili nie mam w czym wybierać i udaje mi się złapać tylko 2 parówki i trochę pieczywa. Apetyt Maratończyków jest nieposkromiony  Obsługa donosi jedzenie, ale udaje mi się jeszcze załapać tylko na 2 naleśniki. Przeczekuję pierwszą falę i po dobrej godzinie w końcu udaje mi się dorwać jajecznicę. Na szczęście czasu jest jeszcze sporo i nie trzeba się gonić. W tym przypadku start w samo południe to dobre rozwiązanie. Można się na spokojnie przygotować i udaje się uniknąć niepotrzebnej nerwówki

Pod samą latarnię idziemy niespiesznie, spacerkiem. Wygląda to trochę jak marsz skazańców ;) Robię pamiątkowe [zdjęcie]( https://lh3.googleusercontent.com/BqwSyEq-CfSBejLHQq7eOYjvmTHaCDzzM-wTDPLOz98WvA3IKXP_MFFDFoEuCFTCdIgz_36l8wqoIWH9CFlQFsE6J8C9Yxg56NK2djTJB3FE8_4M6ahQSK9DMWxkyRLGIA1C0fT0mKV7hKhIeN7jnifb3QMPpCpynqfB3xcS4HRaOPHtmaAY8kp6rlrJXC3D2fBs6S9VOBfDG-AI68G94Tau3avsmRwLQbFO07o8k1zkeDhJ4WPnDJdc817kR755j3JPvSlfoEHEJQQh0hn6TBkmXwQ39QzhzF9rdWANHoVJcET-dpednN-qbf02PEoQ3CAm-iO57TWmaAkmS_KFpWGlNagmm4OZwaNvdtea1QCZM_q1LeUrM4Lno1ZKJ4_J0PVZYEVc1WbjxVOmeYMGU4hySXFslrQYeMK2G6u8Cf03zz37MdAIGiCJe5P9Rq05T7pV88F4Ug-4K-N58S_6zVHxwH9JyGY-jJcVem8-Kbrr3l382Qn2eQR1GYxUH355qqke8XWZw_RNu7nPeh_fBuYOo3IrsEbxKG8RR922mTjLwfPiHHko1CnotMQNZhUGMFDTJenEn8PwDJVItDADPS9hQSxqKYrOPp9NsINsJ-yKDr8bowjTQO2e-Eak61PxBc9LmnCIx0RV7sHt61NzkV7GsbapzgdSd8ZBFZF0lSYtjwk=w614-h1090-no) i odbieram trackera, dzięki któremu będzie można śledzić moją pozycję na trasie. Przed samym startem łapie mnie jeszcze Gustav z kamerką, więc mam swoje 5 minut na [filmiku]( https://youtu.be/qCA88kOjgMU?t=499) ;)

MRDP Dzień 1-2
620 km | 3348 m

Strava: https://www.strava.com/activities/1144005044

Ostatecznie po krótkiej odprawie ruszamy o 12:10, czyli z małym opóźnieniem. Pierwszy odcinek, to wspólny przejazd do przeprawy promowej Świbno, znajdującej się na 90 km trasy. Jednocześnie jest to pierwszy punkt kontrolny. Jazda przez aglomerację trójmiejską to kompletna porażka. Ruch jest olbrzymi i wiele odcinków jest całkowicie zakorkowanych. Trzeba przeciskać się między samochodami, często zjeżdżać na pseudo – ścieżki rowerowe, lub walić na zakazie, bo innej alternatywy nie ma. Aż dziwne, że nie interweniowały tu żadne służby. Za Gdańskiem robi się w końcu luźniej. Trochę gawędzę z Gustavem oraz Stanisławem Piórkowskim. [Przed promem]( https://lh3.googleusercontent.com/AH2jpHcN3iEW7CPPXbsloiEtPcSoaBdtIac-G-nBzOAak4pj8QSg4Z54w3nuxkz1k70wyeA_xJosGbYe_xCGgryxbazi5N1PhiKB73O4mazMgfyFarEGraYndWzpUgc2s0qwQ0u9PWUHWiEIglgHw5I6VSJelY7BW4J4LDKT0p1-5UI8HiyBJfFyf2Zyucc6s8vTJrHLOsge2gkCJHHS9_Woin6LXd8POwWLJPIr38LVzVlAQb2YKxcua6BPnSHS_ZpZO9cePSKnXJmCoLy8r9vgf_Vig_t7hiD0n7bXuv6nJLCc3h9rgpoFEb9_VQ_2gY1GZhRUzm812-58qJVLxCAZ4TrrnsZPIxhozkJi0cX4HwMnOc6cXNIQJjOVKF2kwmIYnSpWp2bS6ckVj8cJOP0VXtGlZSwQSrNakmc32E5_iR0DR7IJtcGoi2w_mDCglv4m_O_Y3xPkizPXbXg8MjYCIguyRQMbf2imuRLMxyV0Q9GkIEtncl-31f6vEThDJ3g4HVz8WU1gxOP5ic34vyekxqyw48GY_eDQRG1pFVvwwW5aJn_bktPyCg-09SnldTvBcJMmyh5md45MtzdSPQkUMZZ58XU5fo08d_OaB0XqGO6QPBONDBj97UY-6LRqELp1ev6j2RrJNxLKsuRlRbkydNzGLMml_n8aMj4dWdeqKYw=w1240-h698-no) zjawiam się na około 10 minut przed zaplanowanym kursem o 16:00. Korzystając z okazji robię jeszcze małe zakupy. Gdy wracam, prom z częścią zawodników jest już po drugiej stronie. Musza oni jednak na nas czekać, bo dopiero po przeprawie ma się tu odbyć start ostry i odtąd każdy musi już jechać wg zasad swojej kategorii.

Dalej ruszam jako jeden z ostatnich. Planuje jechać od początku swoim tempem, więc wolę by nie mieć najmocniejszych w zasięgu wzroku i nie dać się ponieść instynktowi stadnemu ;) Mijam jeszcze [transparent]( https://lh3.googleusercontent.com/BYrRfMoN9IhnHLaH9hxjtE9Hp5mQXHsoi90Ikt3-yxwChNMCfREg56mgk3BnJ-eKurE2OCk82OPh3xGypSha3jAAY92PLyJBc2-3BIC6H2rryu48odR5DHpf-0tKI04QCnQGLqKv_haSeaqJU204uzACDYTeZhgFg8mB_QoelRKHUxK8rGWgPu165WPtd5mw-Cn4DWBPo5zFcHqlkxXMkxlfJ87780qnOBq9zAZZFweyEMUiVOIZtngtiBrEX4PKcEhYjNcrEIVJCXR0oAji_TigfRypAIEvh_ZC1EsnA-8w2EYeBnzy9twW-RpdwKFKyZbht3e3nwPH-DJbS4k5B0hu32R14BsF1ifRddwBYo_CGixYZc8Jqf-2WCtY8W7oGa3T90gWwfD_o-67HoRH5wlGHICsZ4QfvzPIHZHfsYz96mb6W8oITwVS8Zv571aW7Qqacwrpj0HjuWGYatXnvoTr_h3fRUE9InAKeCM07yauSvKmpY4Bmnf3EVCzIWFB45CLXC7WQ4E1m5xeoeDEJvHHxy1ZPKBL9yK9dHuYbFznB3OuAVB21MjgkiMZ90XANP21SxkZt_pZEWi-Y9fd-0LbPplhLXj5k7weKysdYMOU85k8qw8lK218i8zSdgKDNmn7c5s107rewrDWz9WfNUMbWunwV_nRqKQeOB0h0_JtBN8=w1240-h698-no), ustawiony przez kibiców, informujący jak niewiele już zostało do mety :)

W trakcie mijania kolejnych uczestników, rozpoznaję awolowego kolegę, Sylwka Banasika. Chwilę rozmawiam, bo wcześniej nie mieliśmy się okazji spotkać na żywo. W Braniewie planuję pierwszy postój na pizzę i ładowanie zapasów do jazdy nocą. Przejeżdżając przez Frombork, sprawdzam godziny otwarcia restauracji i okazuje się, że mogę nie zdążyć. Zatrzymuję się więc tutaj na zakupy i znajduję inny lokal. Robi się chłodno, więc ubieram cieplejsze ciuchy, pakuje resztę pizzy i ruszam w otchłań nocy ;) Tuż za miastem zauważam rowerzystę stojącego na poboczu. Podjeżdżam zapytać czy wszystko ok, a tu okazuje się, że to wykopowy @Qardius czeka tu na mnie ponad godzinę i jest już nieźle wymarznięty. Widział na mapie, że dojeżdżam do Fromborka, ale nie przewidział mojego postoju. Szacun że wytrwał i doczekał :D Odprowadza mnie kawałek do swojego Braniewa.

Nocą wypatruję przed sobą kolejne migające światełka i wyprzedzam kilkanaście osób. Mazurskie drogi nie rozpieszczają jakością. Mamy też dużo hopeczek, więc nudno nie jest. Około godziny 3 mijam Stasia Piórkowskiego i Marcina Nalazka. W Węgorzewie zajeżdżam na Orlen, gdzie po chwili dojeżdża też Marcin. Hot-dog, wymiana wrażeń i dalej w drogę. Poranek witam w rejonie Puszczy Romnickiej. Czas na przejazd przez Suwalszczyznę, którą bardzo lubię. W Rutka – Tartak zatrzymuje się na śniadanie w przydrożnym sklepie. W trakcie jego konsumpcji zaczyna padać deszcz, więc chowam się pod wiatą. Po chwili słyszę głuche uderzenie. Samochód wyjeżdżający spod sklepu wyjechał pod koła motocykliście i ten przyładował w jego bok. Poszkodowany zwija się trochę z bólu, a wokół zbiera się kilku wiejskich gapiów. Przyglądam się sytuacji i widzę, że ludzie naskakują na niego i twierdza ze jechał za szybko i to jego wina i w ogóle młody wariat i mógł ich przecież wyminąć a nie się ładować na maskę. Ten jest w lekkim szoku i stwierdza że nie będzie dzwonił po policję. Polecam mu, żeby jednak to zrobił, bo wina jest ewidentnie kierowcy samochodu, nawet jeśli jechał trochę za szybko i pomijając uszkodzony sprzęt, to może się okazać że ucierpiało także jego zdrowie. Wtem doskakuje mnie jakiś dziadek i wyklina mnie od najgorszych. Grozi że zaraz stąd wyjadę z dwoma śliwami pod oczami i chce wziąć od drugiego krykę żeby mnie sprać :D Mówię, że niech tylko mnie spróbuje dotknąć… ale wtedy przypominam sobie że jadę maraton i szkoda go zakończyć w taki głupi sposób. Oczywiście w żadną bójkę bym się nie wdawał, ale sytuacja zmierzała w złym kierunku ;) Mój niedoszły napastnik uciekł do sklepu coś mamrocząc jeszcze pod nosem, a ja po przebraniu w strój przeciwdeszczowy ruszam dalej zanim zjawi się policja. Kilka km dalej mijam radiowóz.

Za Gibami, po zjechaniu z głównej drogi prowadzącej do Augustowa, ktoś macha do mnie spod wiaty i zaprasza do siebie. Niestety nie pamiętam imion, ale to jakaś rowerowa para kibiców częstuje wodą i naleśnikami. Twierdzą, że to dla wszystkich, więc postanawiam się skusić na jednego – dzięki, był pyszny  Trochę ciężko się stamtąd ruszyć, bo pada nieprzerwanie od rana, a teraz jakby jeszcze mocniej. Jadąc dalej, postanawiam dociągnąć tego dnia do Krynek, gdzie podobno znajdę jakieś schronisko młodzieżowe. Jestem kompletnie przemoczony, więc nocleg na dziko nie wchodzi w grę. Im bliżej wieczora, tym zimniej się robi. [Ponura aura]( https://lh3.googleusercontent.com/LBDqFkmgFROTWtBb-LhprsE-xNUikW3JElDQwfHajw_Op1IKufkvGMAVF3uA-L8XP_NJV2JAaAIuC9N27GI1GS8yxOX8R5Ypg0S5ediMaUzvQA8IsQmLo4rnNss8ohDO1l5fneOtaw3sbvATFsC5XhmwcZVx8lRkJBk6dZbTcL5-zNyiVjJAfvJ6wwDbqEJ631Zrlv_DfTLJMwoYUp7F6nRR7P-xPItH8bGRYWzuHf9nxjatwzBvDvovquxp_pbdRDx3_Ecb4gJMVczqSymrcVbuSSkKxc-y1dWpyXcfGkWW9Ck67uFy3gv9VW7rObGzCWolxBSLlrzOp0iEukCKxB7AggsL1Lh6BYJIsLch4Qko7zXton17m-UN0tKv3ttjSCJHssEc-4m2QfZ1L_lyTBuWc7zuOEMHTyqG3_TOz2G-Jwc312wknqiDlU-IG_HPF6s819gE8ntehDDCm6psndwDP0dTWX9G2RrWU4bm8r-c45MPMPH8V5UjUdlcZrO5DoBOnGTCQVzjj6z3ujwjZdZsnGd2pIoPPCnbTlN8eCSicQ8DfNkChtkau6lg-uJB4PIvaxGyndu4sMPVgXNrCGNXQhALkL_4-0A8qJlF1JNVJpDEBcMdqDXNgFq_pNHo4CjSkY4ubqF0vGif17LCpUSZwLf0XIWKDOfpZhsvD-mZq2c=w1240-h698-no) potęguje senność i zmęczenie. Jadę praktycznie bez przerwy, bo postoje nie są w tych warunkach przyjemnością. Do Krynek docieram nieźle wypruty, jednak myśl, że zaraz zrzucę z siebie to wszystko dodaje mi otuchy.

Dopytuję policjanta o schronisko młodzieżowe ale nie jest w stanie mi pomóc. Zaczynam podejrzewać najgorsze. Dopytuje jeszcze jakąś panią i nakierowuje mnie na szkołę. Jest schronisko! Zamknięte! A numer telefonu nieaktywny. Stoję w tym deszczu podłamany i kombinuję co dalej. Do następnej opcji noclegowej prawie 50 km. Muszę jeszcze coś podziałać lub jechać dalej. Spotykam jeszcze raz tę samą kobietę i daje mi namiary na jakiś inny nocleg w tej pipidówie. Podjeżdżam pod dom, światła się świecą – jest nadzieja. Pukam, nikt nie otwiera. Znajduję numer i dzwonię, jednak kobieta od razu mówi że nie ma miejsc i się chce rozłączyć. Zagaduję jednak, że maraton, że cały dzień w deszczu, że mam materac i śpiwór, że tylko suchy kąt potrzebny, że może być garaż lub cokolwiek.
Po chwili namysłu stwierdza, że w sumie to ma jeden pokój, ale nieposprzątany… i nie wie czy mi taki będzie odpowiadał. Mówię, że biorę na pewno :) Nalega, bym najpierw zobaczył. Okazuje się, że to porządny pokój z 3 łózkami i łazienką, a jedyny „bałagan” polega na tym, że na dwóch łóżkach jest używana pościel ;) Proponuje 20 zł, więc tym bardziej biorę z pocałowaniem ręki. Wyskakuję jeszcze na drugą stronę ulicy do karczmy na pierogi, dalej szybki prysznic i po ustawieniu budzika na 4h momentalnie zasypiam.

MRDP Dzień 3
353 km | 1239 m

Strava: https://www.strava.com/activities/1145583685

Śpię bite 4h bez przerwy, aż do budzika. Okaże się, że to najdłuższy nieprzerwany sen w trakcie całego maratonu. Wszystkie ubrania są nadal kompletnie mokre, bo w pokoju chłodno. Cudowne uczucie wkładać na siebie to wszystko z powrotem i wyjść o 2:30 w nocy na zewnątrz ;) Plus jest taki, że w końcu przestało padać, więc pedałując odpowiednio dynamicznie można to mokre odzienie na sobie jakoś ogrzać.

Ruszam więc żwawo, ale po chwili coś mi nie pasuje. Dlaczego jadę na północ? Ok, jadę w złym kierunku, dobrze że się zorientowałem odpowiednio wcześnie 
Po ciemku pokonuję jedyny szutrowy odcinek trasy (ok 5km). Po deszczach jedzie się tu dosyć kiepsko, ale bez tragedii. O poranku zajeżdżam do Hajnówki, spragniony normalnego jedzenia. Udaje mi się upolować jakiś hotel, gdzie o tej godzinie podają już śniadanie w formie bufetu. Za 20 zł mam niezłą wyżerkę, ale czasu schodzi mi tu sporo, bo nie umiem przestać jeść ;)
Około południa ląduję w Siemiatyczach. Jestem dopiero 4 godziny po porządnym śniadaniu, ale widok baru mlecznego wywołuje u mnie taki głód, że muszę się zatrzymać. Warto było, bo w pół godziny solidnie pojadłem i jeszcze zabrałem pyszne krokiety na drogę. W Neplach przed Terespolem obowiązkowe [foto]( https://lh3.googleusercontent.com/CDi7pDUxHoI6Rvi6GgNXR408uO9XgOgBwuewJ5R3q-0k35hi_PRlxR4QIXg2qask5gjfM5cTJ_cYgjc3MCqeFeWF7WtyMWyfs3p7966bq9EjAeXm5piqVeTR6Winn4ynoy6x8xtWBag0tv63rdylmsoNrWvWn3Nv6I25WffCXdlHuI
byczys - 512246 - 620 - 353 - 296 = 510977

Maraton Rowerowy Dookoła Polski (3142km...

źródło: comment_ZuvtthZYUtCDu9pMKuzY6pNZhVIYOcIe.jpg

Pobierz
  • 40
@byczys: uwielbiam te twoje rowerowe wpisy czytać, bo nie dość, że mają totalnie #!$%@? dystanse, to dodatkowo masz taką zajawkę, że aż zachęcają do wzięcia roweru i wyjazdu gdzieś w świat. Czekam na dalszą część, a jak spotkam kiedyś na drodze, to stawiam obiad godny maratonu ;)
Dziękuję za wszystkie miłe słowa powyżej :)

Mam jedno podstawowe pytanie - krótki by nie zabierać za dużo czasu. Jedziesz za cztery lata? ( ͡° ͜ʖ ͡°)


@Ragnarokk: niewykluczone. Pewien niedosyt jest, a jest duże pole do poprawy ;)

Mój kumpel też startował i udało mi się zająć 2 miejsce w kategorii Total Extreme, wysiłek niesamowity, szanuje jak #!$%@? ;>


@CantTakeMyEyes: Pozdrów Pawła :)

@byczys dobra