Wpis z mikrobloga

Mirki, dzisiaj z rana miałem skok adrenaliny. Jadąc rowerem po ścieżce, przez pasy zauważyłem, że kierowca nie ogarnia co się dzieje i rozpędza się na pasach. Więc zamiast wjeżdżać mu pod maskę (miałem zielone) chciałem żeby śmignął przede mną... Pan się zorientował że coś się dzieję i postanowił wcisnąć hamulec a ja nie wyhamowałem i wjechałem mu w bok. I w ten oto sposób zaliczyłem pierwszy dzwon z autem.

Ze strat to spadł łańcuch więc ręce brudne i rozwalona lampka przednia u mnie. Generalnie pozbierałem fanty i się otrzepałem pytam Pana czy ma husteczkę a Pan, że nie i odda mi za lampkę - kosztowała dychę. Dostałem do ręki 40zeta i nawet chciałem oddać mu te wie dychy ale nie chciał.

Przyznam, że nawet w takich sytuacjach łatwiej mi machnąć ręką na kasę niż robić nie wiadomo jakie halo.

Była pełna kulturka, Pan się zagapił. Powiedziałem mu tylko, że najgorszą decyzją było hamowanie na pasach bo inaczej może wymusiłby ale bez kolizyjnie przejechałbym przez światła. Rozegraliśmy to jak londyńczycy.

Ja się nawet ucieszyłem, że mam wymówkę dlaczego się spóźniłem chwilę do pracy. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • Odpowiedz