Wpis z mikrobloga

Dokładnie rok temu nie miałam absolutnie niczego. Mieszkałam z rodzicami, bez pracy, bez perspektyw, bez faceta, bez oszczędności, bez pomysłu na życie. Moja egzystencja ograniczała się do leżenia w łóżku oraz płakania. Raz na dwa tygodnie wizyta u lekarza, bo co chwilę coś mi doskwierało. A to nerki, a to alergia, system odpornościowy od tego stresu wypinał się na mnie i serwował infekcję za infekcją. W tamtym momencie jedyne czego chciałam, to żeby czas szybciej płynął. Wstawałam rano i marzyłam, żeby już był wieczór/poniedziałek/czerwiec/2020. Cokolwiek, tylko nie teraźniejszość.

Trochę się od tego czasu pozmieniało. Znalazłam bardzo dobrą pracę na drugim końcu kraju, co wiązało się z wyprowadzką od rodziców i rozpoczęciem życia na własną rękę. Pojawiły się perspektywy, pojawiły się plany, większość z ich ekscytująca i dająca spore możliwości. Powoli mam wrażenie, że zaczynam ruszać w dobrym kierunku.

Ale jak czasem się zatrzymam i głębiej nad tym zastanowię, to dochodzę do wniosku, że nie jestem szczęśliwa. Może inaczej: gdy myślę osobno o pracy, osobno o znajomych, osobno o przyszłości, o moich planach - wtedy jestem zadowolona. Ale w ogólnym rozrachunku nie jestem szczęśliwa???

Co niemiłosiernie mnie wkurza! Tak, bardziej wkurza, aniżeli smuci. Gdyby rok temu ktoś powiedział mi, że tak będzie wyglądać moje życie, skakałabym pod sam sufit. Dlaczego więc tego nie robię? Dlaczego jestem taka... niewdzięczna? Dlaczego nie potrafię docenić tego, co mam? Co muszę zrobić, żeby w końcu móc szczerze się uśmiechnąć i powiedzieć "jest świetnie, mamo"?

Ech, musiałam się gdzieś wyżalić. Przepraszam za ten #gownowpis
  • 3
@tramwajzwanypozadaniem: pewnie masz podświadomie większe ambicje. Znajdź sobie marzenie do którego będziesz dążyć, najbardziej skryte, ciężkie do osiągnięcia. Niech codzienność będzie drogą do ich osiągnięcia - a nie monotonnią i czekaniem na niewiadomo co oraz zadawalaniem się tym, co się ma. Sama droga do marzenia da Ci szczęście - rozwój i realizacja siebie.