Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Kolejna tragedia spotkała mojego starego znajomego... Przez ostatnie 6 lat widywałem go może 2 razy w roku a nasze rozmowy nie wyglądały tak jak dawniej. Spotkaliśmy się kilka dni temu na pogrzebie jego brata, z którym się przyjaźniłem i w końcu mieliśmy okazję dłużej porozmawiać.

Grzegorz (imiona zmienione) był dobrym facetem. Poczciwy, pracowity ojciec 3 letniej córki i półrocznego syna, dobry mąż, dusza towarzystwa, ogólnie lubiany w okolicy. Mieszkaliśmy w małym mieście gidze większość osób się znała. Często zapraszał mnie i kilku innych kumpli w weekendy do swojego garażu gdzie graliśmy w bilard albo ping-ponga wychylając przy tym nie jedno piwo. Do dzisiaj mam mam w głowie obraz każdej chwili z tamtego tragicznego wieczoru...

Kolejny weekend, kolejne niecoweekendowe piwkowanie u niego. Zrobiło się trochę głośno i jego żona zeszła z góry nas uciszyć, chociaż to za lekkie słowa. Przyszła nas #!$%@?ć z domu bo dzieci nie mogą spać. Rozeszliśmy się, a co było dalej wiem z dochodzenia policji i słów Grześka. Wrócił do pokoju, rozpalił w kuminku bo salonie było zimno, chciał jeszcze trochę pooglądać telewizor a nie mieli centralnego ogrzewania. Chwilę później wyszedł do nocnego po kolejne piwo. W połowie drogi zaczął zastanawiać się czy na pewno zamknął drzwiczki od kominka, ale stwierdził, że na pewno nic się nie stanie. Po 30 min gdy wrócił do domu, to właściwie nie miał już do czego wracać... Cały (drewniany) domek stał w płomieniach, strażacy wynieśli omdlałą żonę a po dzieci, które spały na piętrze już nie mogli wrócić bo wybuchł piecyk gazowy. W więcej szczegółów nie chce się zagłębiać bo aż ręce mi drżą gdy sobie przypominam tę noc, nawet nie wyobrażam sobie co oni musieli przeżywać.
Jeśli dobrze poszukacie to jeszcze znajdziecie o tym wydarzeniu jakieś artykuły w internecie.

Tydzień później próbował popełnić samobójstwo, ale bez skutku. Marta byłą leczona psychiatrycznie przez jakiś czas i wyszła na "prostą" o ile po czymś takim w ogóle można stanąć na nogi. Przez te 5 lat kontaktowali się tylko w sprawie rozwodu. Grzesie wyprowadził się do miasta oddalonego o jakieś 100 km i tam wegetował, pracował jako dozorca i konserwator, stracił całkowitą chęć do życia, żył chyba tylko z przyzwyczajenia. Wracał w swoje strony tylko gdy jego brat lądował w szpitalu (miał słabe serce) albo musiał domknąć tutaj jakieś sprawy.

Rafał (brat) zmarł na zawał w zeszłym tygodniu. Był po rozwodzie, nie wiadomo gdzie się podziała jego była żona. Osierocił 16 letniego syna, którego opiekę i swój majątek w testamencie przepisał na brata. Zawarł również prośbę na przeprowadzkę z powrotem w rodzinne strony i zostawił mu na to odłożone pieniądze. Nie mam pojęcia jak to się rozwinie i jakie będzie miało to wpływ na jego życie. Może to kolejna tragedia, która jeszcze bardziej go dobije, a może szansa na powrót do normalności.

Za jakiś czas opisze rozwój sytuacji na annonimowych, na chce pisać z głównego konta. Liczę, że wszystko będzie w porządku, sam go będę wspierał bo teraz będę miał do tego okazję,.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Asterling
  • 3
  • Odpowiedz