Wpis z mikrobloga

Karol Marks Louisa Althussera

„Grzeszna lektura” Kapitału podjęta przez Althussera była warunkowana przez następujący ciąg pytań: „Czy Kapitał jest zwykłym produktem ideologicznym, jakich wiele, ujęciem ekonomii klasycznej w formę heglowską, wprowadzeniem w dziedzinę rzeczywistości ekonomicznej kategorii antropologicznych sformułowanych w dziełach filozoficznych młodego Marksa, ‘urzeczywistnieniem’ idealistycznych dążeń W kwestii żydowskiej i Rękopisów z 1844? Czy Kapitał jest po prostu kontynuacją i swego rodzaju ukoronowaniem klasycznej ekonomii politycznej, po której Marks odziedziczył zarówno przedmiot, jak pojęcia? Czy więc Kapitał różni się od ekonomii politycznej nie przedmiotem, lecz jedynie ‘metodą’ – dialektyką zapożyczoną od Hegla? Czy też przeciwnie – Kapitał, jego przedmiot, teoria i metoda to prawdziwy przewrót epistemologiczny, rzeczywiste ustanowienie nowej dyscypliny, rzeczywiste ustanowienie pewnej nauki (...), czy to absolutny początek dziejów pewnej nauki?” [1] Odpowiedzi nie interesują nas w tej pracy w najmniejszym stopniu. Tym, co czyni te pytania wartymi uwagi jest pewna symptomatyczność; to, do czego jako takie zdają się odsyłać. Bowiem stoi za nimi szereg innych pytań, mniej widocznych, ale przewijających się przez całą działalność filozoficzną Althussera. Zacznijmy od pierwszego z nich, konstytuującego sam przedmiot lektury podjętej przez francuskiego marksistę.

Parafrazując Foucaulta , można powiedzieć, że za tym, co interesuje Althussera w problemie „miejsca Kapitału w historii wiedzy”, znajduje się pytanie o to, jaka jest funkcja „Marksa” w odniesieniu do jego „dzieła”. Kim jest autor tekstów zebranych w trzydziestu z okładem tomach? Pierwsza możliwa odpowiedź jest taka: Marks jest osobą, która napisała Rękopisy..., Tezy o Feuerbachu, Kapitał itd. Jest podmiotem, który stworzył te teksty; jako taki zapewnia im tożsamość jako tekstom Marksa. Althusserowi chodzi jednak, jak sądzę, o coś innego. Nie pyta on o to, kim jest Karol Marks - człowiek, lecz kim jest „Marks”- pojęcie przesądzające o spójności „dzieła”. O czym właściwie mówimy, mówiąc o Marksie, twórcy marksizmu? W tym sensie Althusser może na przykład powiedzieć, że młody Marks i Marks dojrzały to dwie różne „rzeczy”, które oddziela od siebie przepaść - „radykalne cięcie”. Ściślej natomiast - jeżeli mowa o Marksie, „nie chodzi” o autora, na przykład (a właściwie przede wszystkim), Rękopisów. Taka forma pytania przesądza o możliwości udzielenia specyficznej, typowo althusseriańskiej, odpowiedzi, która zupełnie pomija podmiot jako pojęcie wartościowe teoretycznie. Pytając o spójność marksizmu, nie pytamy o to, jaka instancja gwarantuje ciągłość pomiędzy tekstami, pytamy - wprost przeciwnie - o to, co ustanawia różnicę między nimi. Problem zdaje się widoczny jak na dłoni. Tak długo, jak długo pytamy o „autora” jesteśmy spętani strukturalną koniecznością traktowania jego tekstów jako pewnej homogenicznej całości. Dopiero, kiedy usuwamy autora na boczny tor, ujawnia się nowa perspektywa, w której nie chodzi o zdanie relacji, o opis teorii, ale o skonstruowanie teorii na bazie wzajemnych odniesień pomiędzy tekstami oraz zawartymi w nich pojęciami [2]. Jest to ważne. O tyle bowiem można zrozumieć, dlaczego lektura Kapitału, której podjął się Althusser, jest określana przez niego mianem „grzesznej”. Nie chodzi ani o odkrycie tego, co Marks chciał powiedzieć, ani o Prawdę Księgi. Chodzi, wprost przeciwnie, o to by „zerwać z religijnym mitem lektury”, bo wszak „to nie przypadek, że pod wątłym listkiem teorii lektury odnajdujemy teorię wyrazu i że odkrywamy tę teorię całości ekspresywnej (gdzie każda część stanowi pars totalis – bezpośredni wyraz całości, we własnej osobie obecnej w tej części) jako teorię, w której - u Hegla - po raz ostatni, i to na terenie samej historii, skupiły się wszystkie uzupełniające się religijne mity głosu przemawiającego (Logos) w uporządkowanym dyskursie: mit Prawdy zawartej w swym Piśmie, i mit ucha, co słyszy, oka, co czyta tę wypowiedź, by - jeśli są czyste - odnaleźć w niej słowa Prawdy żyjącej we własnej osobie w każdym z jej Słów.” [3]. Nie ma czegoś takiego jak Prawda tekstu, którą można odnaleźć i jasno wyłożyć; z tej perspektywy, tekst nie odsyła poza siebie. To, co tekst wypowiada trzeba dopiero wyprodukować. Nie oznacza to oczywiście dowolności lektury, jako że produkcja ta odbywa się w określonych warunkach - posiada swój surowiec (teksty Marksa), który przetwarza, środkami produkcji (aparat pojęciowy używany przy obróbce), które to określają specyfikę produktu [4]. Oczywiście cały ten projekt wyprodukowania Marksa z Marksa ma paradoksalną strukturę, którą zresztą ujawnia sam Althusser za pomocą „zdania pętli”: „filozoficzna lektura Kapitału możliwa jest jedynie jako zastosowanie tego, co właśnie stanowi przedmiot naszych poszukiwań: filozofii Marksa. Pętla ta, kontynuuje Althusser, jest epistemologicznie realna tylko dzięki obecności filozofii Marksa w dokonaniach marksizmu. Chodzi więc o wytworzenie - w ścisłym sensie tego słowa, które zdaje się znaczyć: uczynić jawnym to, co ukryte, ale które znaczy przekształcać (by nadać surowcowi wyjściowemu kształtu przedmiotu celowo wykończonego) – tego, co w pewnym sensie już istnieje. Ta produkcja, w podwójnym sensie, który w sposób nieunikniony nadaje operacji wytwarzania kształt pętli, jest produkcją poznania. Rozumieć swoistość filozofii Marksa znaczy więc rozumieć samą istotę ruchu, za którego pomocą wytwarzane jest jego poznanie, czyli rozumieć poznanie jako produkcję” [5] .

Pętla, w przyjętej przez Althussera metodzie lektury, polega na tym, że sam aparat pojęciowy, z którym się do niej zabiera, jest tym, co stara się znaleźć w Kapitale. Jest to możliwe tylko w momencie, w którym będzie on rozumiał poznanie jako produkcję, jako praktykę, która nie „odkrywa” swojego przedmiotu, lecz go wytwarza. Dzięki temu to, czego szuka on w Kapitale, nie znajduje się tam w „gotowej postaci”, nie czeka na wydobycie jako Prawda tekstu, lecz jest efektem „celowego działania”.

Tak więc - powtarzając, gwoli jasności - lektura Marksa, podjęta przez Althussera, jest „grzeszna” w takim samym sensie, w jakim grzechem było oznajmienie przez Lukacsa, że „nawet, jeśli przypuścić, że nowsze badania z całą poprawnością wykazały rzeczową błędność wszystkich poszczególnych wypowiedzi Marksa, to i tak każdy poważny marksista ‘ortodoksyjny’ mógłby bezwarunkowo uznać wszystkie te nowe wyniki, a więc wszystkie tezy Marksa odrzucić, nie musząc ani przez chwilę rezygnować ze swej marksistowskiej ortodoksji. Ortodoksyjny marksizm nie oznacza bezkrytycznego uznawania wyników badań Marksa, nie oznacza też ‘wiary’, (...) ani nie polega na interpretowaniu jakiejś ‘świętej’ księgi. Ortodoksja w kwestiach marksizmu odnosi się raczej wyłącznie do metody” [6]. To, co Althusser określa mianem „wielkiej teoretycznej rewolucji Marksa” [7], opiera się na przyjęciu nowej metody oraz perspektywy epistemologicznej, która pozwala rozpatrywać poznanie jako produkt pewnej praktyki. Znaczy to tyle, że chcąc poznać Marksa, należy go poniekąd czytać wbrew niemu.


http://www.nowakrytyka.pl/spip.php?article343

#marksizm #althusser #filozofia #lewackikacikczytelniczy