Wpis z mikrobloga

Może komuś się to przyda.
Tak od pewnego czasu czytam wątki o ogarnianiu się, związkach itp. Troszkę za dużo marudzenia panów piwniczan, pomyślałem że napisze co mi osobiście pomaga/pomogło nie oszaleć i ogarniać się życiowo.
Krótko o mnie – parę lat po 30, jestem jednym z tych licealnych nerdów którzy się ogarnęli po/na studiach. DDA. Żadna stulejka, parę związków mam na koncie, niestety parę przeprowadzek i emigrację także.
Rezultat taki że stać mnie było na kupno domu z ogrodem na przedmieściu większego miasta, zarobki zdrowo ponad przeciętną. Własna firma, praca w domu i absolutny brak lęku o przyszłość zawodową. W miarę kontaktowy i wygadany. Z ryjka i wyglądu w miarę ok, zbudowany normalnie - niestety 173 centymetry. I – niestety – lekko mniej typowy wygląd niż większość polskiego społeczeństwa. Nic ekstremalnego zaznaczam. Hobby mam, pasje oraz talenty do nich mam, gotować umiem.
Niestety po przeprowadzkach grono znajomych wykruszyło się prawie kompletnie, rodzina uległa dezintegracji już dawno, dziewuchy nie miałem już parę ładnych lat.
Realia bycia singlem po 30.:/
Więc nie piszę tu kolejnych porad „jak będąc młodym pięknym i atrakcyjnym z fajnym gronem znajomych wyrywać dupy i odnieść sukces w życiu”.
Pisze to z pozycji kogoś kto – można powiedzieć – jest kompletnie sam. Szczerze pogadać nie mam z kim, seksów parę lat nie było, samoocena na dnie.

I oto dlaczego nie szaleję:

Siłownia i bieganie – siłownia uratowała mi psychicznie dupę. Chodźcie na siłownię. Szczególnie rano. Nie byłem i nie jestem typem który siłownię lubił. Byłem raczej typem delikatnego intelektualisty który „karkami” pogardzał.
Jest duża szansa że jak ja – nie jesteście pięknymi samcami alfa którzy mają sylwetkę kulturysty. Że są kompleksy długo hodowane jeśli chodzi o wygląd. Dodatkowo brak energii w życiu. Pewności siebie jeśli chodzi o kontakty zarówno z kobietami jak i atrakcyjniejszymi od was samcami.

Cała zaleta siłowni jest w tym że nawet idiota kompletny może się podrzeźbić i podpakować.

A zalet jest wiele.
Po pierwsze – regularne wczesnoporanne wstawanie przyda się każdemu piwniczaninowi.Dla osób (jak ja) nie lubiących „klimatu” siłowni i całej galerii typów na siłownię chodzących – rano będzie pusto. U mnie przed 8 rano często jestem jedyną osobą na sali.
Niektórym wydaje się że to spowoduje całodzienne zmęczenie – u mnie jest odwrotnie. Po drugim śnadaniu siadam do pracy przed kompem z kawą o 9:30 i jest ok.
Dodatkowo poranne wstawanie wymusza wcześniejsze chodzenie spać. Co jest cenne.
Po drugie – wyrabia się w człowieku świadomość że będzie liepiej. Trochę to trwa, ale po 2 latach ludzie którzy mnie spotykają często wspominają że trochę się „zmieniłem” fizycznie. I ta świadomość że pomacham cięzarkami i za 2 lata będzie jeszcze lepiej – pomaga bardzo. Dwa że po trzydziestce człowiek zaczyna się jakoś fizycznie rozłazić – fajnie wiedzieć że mogę mając 35 czy nawet 40 lat wyglądać lepiej niż mając 30.
Po trzecie – pewność siebie rośnie. Zawsze byłem mikry i leciutki – kiedy nabrałem masy – jakoś człowiek inaczej rozmawia z innymi. Jakby nie idealizować świata – pierwiastek męski zawiera w sobie możliwość spuszczenia #!$%@?.
Po czwarte. Pozbywanie się małych wstydków. Praca w domu odcina człowieka od kontaktów z ludźmi. Ja po roku siedzenia w domu przed kompem miałem jazdy z fobią socjalną – dziwne rzeczy typu nie byłem w stanie założyć krótkich spodni na miasto, bo się wstydziłem. I takie tam. Jak zacząłem wieczorami biegać – samo wychodzenie z domu i bieganie w miejscach publicznych dużo pomaga. Mówienie cześć ślicznym dziewuchom w recepcji, przebieranie się na siłowni przy innych, ćwiczenie spocony jak świnia na większej sali – niszczy fobię socjalną.
Dygresja – siłownia i poznawanie innych ludzi (dziewuch głównie). Moim zdaniem to nie działa. Ćwicząc „poprawnie” i nie opierdzielając się – człowiek jest spocony jak świnia, ręce się trzęsą, cukier spada, siusiak się zmniejsza (tak!), zadyszka – ogólnie nie jest to sytuacja w której człowiek jest w stanie się zbytnio socjalizować. Oczywiście są amatorzy socjalizacji – gawędziarze siłowniowi – ale są koncertowo spuszczani na bambus przez lasencje w legginsach.
Po piąte – lasencje w legginsach!;)
Po szóste – po pierwszych przebiegniętych kilometrach, po sprawdzeniu ile kalorii się spaliło – i zobaczeniu że to jest np 1/5 pączka czy 8 czipsów – człowiek zaczyna bardziej uważać na dietę. I przy regularnym ćwiczeniu – patrząc na pączka pamiętasz ile „bulu i rzalu” kosztuje spalenie tegoż.

Nofap. Pewnie większość słyszała o tym. Polecam. Porno i masturbacja masakruje męski mózg, trzeba się nauczyć to kontrolować.
Pal sześć że śmierdziuch nie staje, gorszą rzeczą jest to że cyrki robią się w mózgu z dopaminą i jej receptorami. Efektem jest gorsza motywacja, brain fog, mniej chęci do zmian itp. U mnie to podziałało tak, że dopiero po kilku miesiącach nofapu byłem w stanie wybrać się w końcu na siłkę.
Polecam https://www.youtube.com/watch?v=wSF82AwSDiU na początek jak ktoś chce się zapoznac z podstawami.
Mi pomógł prawie rok bez porno i fapowania. Teraz jeśli chodzi o fap – czasem się zdarzy. Szczerze mówiąc po tym jak oczyściłem sobie głowę z porno i obsesji na punkcie seksów – nie pilnuję się tak bardzo jeśli chodzi o okazjonalne fapnięcie. Mam wraże nie że zbyt ostre pilnowanie się pod tym względem obrzydziło by mi tą sferę życia i działałoby na opak.

Z tego co widzę – a mając małe poczucie żenady zarzucam czasem temat w męskim towarzystwie – niby dużo ludzi o nofapie/noporn wie, a tak mało zdaje sobie sprawę że w dzisiejszych czasach to zaczyna być podstawowym narzędziem ogarnięcia się.

Gry komputerowe są rzeczą którą radziłbym wywalić ludziom zaczynającym pracę w domu czy próbującym się ogarnąć – . Ja wiem, wszystko jest dla ludzi. Ale w sytuacji kiedy trzeba sobie organizować czas – gry odpadają.
Pomijając tzw. gospodarkę dopaminą – jak wspomniałem przy nofapie. Trzeba sobie uzmysłowić że gry są ucieczką od realnego świata. I osiągnięcia w grach nie mają znaczenia. Pamiętam jak sobie to uzmysłowiłem, walcząc jak szalony o jakiś młyn w jednym fpsie – zdałem sobie sprawę że moje nerwy i półgodzinna walka odbicie tego młyna nie ma sensu i znaczenia – milion innych graczy będzie go odbijało 10000 razy.
A pomyślcie ile waszych wysokolevelowych postaci ze starych gier gnije gdzieś w sejwach na starym dysku twardym. Ile godzin się na nich spędziło? Pewnie setki czasem. Tak samo będzie za jakiś czas z waszą postacią do jakiegoś overwatcha. Za 5 lat gówno będzie każdego obchodziła, łącznie z wami.
To że wasza postać będzie miała 75 level, czy że w jaskini smoka znajdziecie krzystałowy miecz anusa – nie ma znaczenia, to tylko ucieczka od tego że nie ma z kim pogadać, nie ma pomysłu co robić. Że jak usiądzie się bez rzeczy która wam odwraca uwagę - nie będzie to zbyt przyjemne.
Ale szczerze mówiąc – takie siedzenie i zdawanie sobie sprawy że jest źle – popycha do zmiany, czy to siebie, czy znajomych, czy nawyków.
Tylko trzeba trochę przecierpieć. To nałóg taki jak każdy.
A popatrzcie na ludzi których można podziwiać bo robią ciekawe rzeczy i wiodą aktywne fajne życie – myślicie że spędzają 3-4 godziny dziennie grając?

Rescue time/block site/czyszczenie historii
Zdałem sobie sprawę dosyć szybko po rozpoczęciu pracy w domu że mam mnóstwo kiepskich nawyków. Oglądanie stron w necie, filmów, odpalanie gierek. Późne wstawanie.
Ogólnie u mnie jest tak że potrzebuję kompa do pracy i kilku ograniczonych rzeczy w necie.
Wiec muszę sobie ograniczać korzystanie z niepotrzebnych stron itp.
Dzisiejsze strony w necie są znakomite jeśli chodzi o uzależnianie, trzeba z tym walczyć.
Mi pomaga kilka programów.
Block site to plugin do firefoxa (podobne są do każdej przeglądarki). Blokuje on strony które zaznacza się prawym klikiem w menu. Więc kiedy stwierdzam że za dużo odwiedzam stronę której tak naprawdę nie muszę odwiedzać – wrzucam na czarną listę. W momencie w którym – nawet odruchowo po zasugerowaniu adresu przez FF – chcę wejść na stronkę – nie mogę. Niby odblokowac strony można łatwo w tym pluginie – ale chodzi o zablokowanie tego pierwszego półświadomego odruchu. Zresztą na Wypok wchodzę zbyt często, więc na kompie stacjonarnym na którym pracuję – jest zablokowany.
Więc np. wchodzicie za często na Kwejka itp. - a jest to kompletnie bezużyteczne scrolllowanie strony – zablokujcie, a po 2 dniach swędzenia mózgu odzwyczaicie się i8 będzie spokój.
Rescue time to program który śledzi aktywność na kompie, z jakich programów się korzysta, kiedy i ile czasu. Dzieli programy na kategorie, na pracę kostruktywną i na rozrywkę. Podsumowuje dzień czy miesiąc pracy pod względem wydajności i np. czasu spędzonego na rozrywce.
Dopiero zainstalowanie tego programu uzmysłowiło mi jak bardzo się opidalałem. Że w programach na których pracuję spędziłem np.godzinę, a reszta to gry i youtube.
Polecam ten program, można łatwo kontrolować co się robi, i wyciągać wnioski. U mnie wydajność skoczyła kilkukrotnie, tylko dlatego ze widzę czarno na białym ile czasu spędzam na pracy.
Kasowanie historii przeglądania tak raz na tydzień jest odatkowym sposobem którego używam żeby nie wyrabiać sobie przypadkowych nawyków odwiedzania przypadkowych często stron. Każdy zna takie coś kiedy przypadkiem odwiedza się stronę a potem jakoś naturalnie zaczyna się tam wchodzić bo przeglądarka sugeruje.
Kasowanie historii powoduje że wchodzimy na strony których potrzebujemy, a te przypadkowe znikają.

Z rzeczy towarzyskich i takich które pomogły mi zrozumieć pewne sprawy.

Dobrym sposobem na poprawę humoru są – o dziwo – dzieci!** Polecam, jeśli macie znajomych z dzieciarnią – wpadać na poprawę humoru. O ile nie jest się kompletnym debilem – dzieciaki za odrobinę uwagi potrafią szybko polubić – i mają gdzieś twoje złe humory – a zostanie przytulonym bo fajnie się przeczytało bajkę – potrafi spowodować że można się przez chwilę poczuć jak człowiek. Więc może być to kontrowersyjne dla części użytkowników – ale dzieciaki poprawiają humor. Jak macie piwnicznego doła i problemy z wyjściem z niego to polecam.
;

Na youtube jest mnóstwo coachów różnego rodzaju. Większość to szit straszny, szczególnie jeśli chodzi o rzeczy ocierające się o PUA. Takoż i rzeczy z gatunku Red Pill zaczynają być sekciarskie.
Aczkolwiek trp jest baardzo przydatne.
Trzeba wszystko przyjmować ze szczyptą soli. Z ludzi których oglądanie mi pomogło:

Kanał 21Studios ma kilka filmów z panem Socratesem:
https://www.youtube.com/watch?v=uQ6f-bzRhIM
Mówi on o tym dlaczego PUA to trochę syf i dlaczego:/ Oraz o tym jakie są realia jeśli chodzi o socjalną selekcję partnerów/ek. Polecam bo to chyba najbardziej zdroworozsądkowe podejście do tematu jakie widziałem.

Corey Wayne - https://www.youtube.com/user/coachcoreywayne/videos
Koleś który mniej mówi o podrywaniu, więcej o relacjach w związkach. O rzeczach które dzieją się po 10 randce. Pomógł mi zrozumieć dlaczego tyle związków które miałem, bądź mogłem mieć kończyło się tak a nie inaczej. O tym że jako facet trzeba się szanowac i nie dać sobą pomiatać (dawny Biały rycerz do was pisze:). Polecam.

Z książek – mi pomogła „The Slight Edge” Jeffa Olsona – o tym dlaczego tak ważne są małe kroczki jeśli chodzi o samorozwój. Jest audiobook gdzieś w necie.
Jeszcze jest „the Willpower Instinct” - o samokontroli w pracy głównie, o rzeczach które są dystrakcją i jak z tym walczyć. Tutaj prezentacja autorki: https://www.youtube.com/watch?v=V5BXuZL1HAg

Jak wspomniałem jakoś nie mam zbytniego szczęścia do związków. Praca w domu i brak grona znajomych bardzo upośledza szukanie potencjalnych partnerek. Siłownia jak wspomniałem nie działa pod tym względem, hobby które mam i zajęcia na które chodzę to albo młodzież licelalna/pierwszy rok studiów albo emeryci. Mimo że wychodzę z domu prawie codziennie na różne zajęcia itp. nie spotykam zbyt wielu Potencjalnych Innymi słowy dostęp do większej ilości kobiet w wieku „produkcyjnym” mam ograniczony.

Niestety nie mam żadnych dobrych pomysłów jak temu zaradzić.
Jakieś rady?
Generalnie – korzystanie z randek w internecie.
Z góry przepraszam za kwaśnogorzki ton.
Ale Zdecydowanie odradzam o ile nie wyglądasz jak Brad Pitt 185 cm.
Doświadczenia moje to chyba kilkanaście – może dziesiąt – randek. Kilka razu skończyło się po kilku randkach, większość na jednej. Mnóstwo horror stories. Zero sukcesów.
Doświadczenia z Sympatii - z Tindera ani Badoo nie korzystałem - ale tam chyba gorzej pod pewnymi względami.

W każdym razie:

Jako człowiek poniżej 180 cm wzrostu – nie jestem jak to ogólnie wiadomo facetem.
Generalnie na sympatii z moich źródeł osobowych wynika że większość kobiet ma dolną granicę wyszukiwania powyżej 175-180 cm. Więc ruch na moim profilu – jakiekolwiek zdjęcie i jakikolwiek opis bym dał – jest praktycznie zerowy.
Dotrzeć z własną wiadomością do użytkowniczki która dostaje ich kilkadziesiąt dziennie jest „trudno”.

Co ciekawe – porównałem średnią wzrostu użytkowników (w mojej grupie wiekowej) z Sympatii ze średnią „realną”.
Średni wzrost użytkownika (faceta) na S. jest większy o jakieś 3 centymetry od realnego.
Mi wyszło że mając 3 cm poniżej średniej jestem w 10% najniższych facetów na Sympatii.

Biorąc pod uwagę że niski wzrost u facetów to jak dużo tłuszczu u kobiet – to jestem odpowiednikiem 10% najgrubszych loszek na Sympatii.

Użytkowniczki które są atrakcyjne dostają tyle spamu że nie czytają 99% wiadomości.
Więc nie ma z nimi kontaktu.
Pomijając fakt że część z nich to tak naprawdę duużo mniej atrakcyjne osoby – ze starymi/trickowymi zdjęciami.

Użytkowniczki mniej atrakcyjne i tak dostają tyle atencji że ich samoocena wystrzela w kosmos.
I albo przychodzą na randkę będąc wybrzydzającymi księżniczkami – albo nie burzą iluzji i nie sposób się z nimi umówić w realu.

Wszystko to powoduje że - przynajmniej dla mnie – portale randkowe to bezsens.

Ale się ulało.
  • 4