Wpis z mikrobloga

Pora na moją łyżkę dziegciu do waszej beczki miodu pod tagiem #starwars #rogueone i #lotr1

Nie podobał mi się. Moim zdaniem to najgorszy film z serii Gwiezdnych Wojen od czasu Ataku Klonów

Na tym etapie mógłbym zakończyć temat, wszak zaznaczam subiektywność opinii ale postaram się jakoś wytłumaczyć co mam na myśli pisząc te, najwyraźniej "bluźniercze" słowa. Spoilery będę oznaczał.

Na początek, nikt mi nie zarzuci braku podekscytowania tym filmem. Czekałem na niego chyba bardziej niż na VII, a każda kolejna porcja informacji tylko zachęcała mnie bardziej do obejrzenia (no, może z wyjątkiem newsa o de facto zmianie reżysera podczas dokrętek, wtedy pomyślałem sobie że to nie może oznaczać nic dobrego, i proszę bardzo). Po drugie chciałbym zaznaczyć, że choć samą serię cenię i filmy z niej widziałem po kilka razy, to nie nazwałbym się ogromnym fanatykiem tej serii, patrząc po ludziach dla których Gwiezdne Wojny są integralną częścią życia. Postawiłbym się gdzieś po środku. Lubię, cenię, ale to jeszcze nie styl życia.

To co było naprawdę w porządku to na pewno oprawa wizualna. Zdjęcia były zapierające dech w piersiach, efekty specjalne też były rewelacyjnie. Walki - zarówno te wręcz na ziemi, jak i powietrzne ataki też były nakręcone w sposób poprawny, przyjemny w odbiorze. Aktorsko też było niczego sobie, oprócz Diego Luny bez zarzutu. Felicity Jones udźwignęła rolę nawet lepiej niż Daisy Ridley z VII, Alan Tudyk jako robot był fantastyczny i naprawdę śmieszny, a wybitni aktorzy tacy jak Ben Mendelsohn, Forest Whitaker i Mads Mikkelsen, wybronili się, biorąc tekst jaki im dano.

Tu dochodzimy do sedna problemu. Pod względem fabularnym jak i dialogowym film LEŻY i kwiczy. Co prawda nie ma aż tak charakterystycznych i memicznych kwiatków jak "Nie znoszę piasku, jest suchy i szorstki i włazi wszędzie" z Ataku Klonów, ale też nie jest dobrze. Większość tekstów jakie pada ma za zadanie objaśnić to co się dzieje na ekranie lub to co się będzie działo. Najczęściej po kilka razy. Ba, są nawet postacie których naczelną funkcją jest tłumaczenie. Coś co średnio ogarnięty widz zrozumie bez trzymania za rączkę. Schemat opiera się na takich założeniach:

- Cześć, jestem Jyn Orso, córka Galena Orso

- Jesteś córką Galena Orso? Człowieka który zaprojektował gwiazdę śmierci? Jim, poznaj, to Jyn Orso

- To Twój ojciec jest imperialnym inżynierem i zaprojektował machinę zagłady!


przykład jest wyolbrzymiony w celu pokazania istoty problemu, ale prawdę mówiąc nie zliczę ile razy Galen Orso był przedstawiany, wraz z omówieniem jego roli

Inny przykład, bardziej spoilerowy:



Albo to co też mnie ukłuło na samym początku - w ciągu pięciu minut przeskakiwanie między czterema planetami, z podpisaniem ich z nazwy i funkcji, mimo że:
- nie ma to zbyt wielkiego znaczenia dla fabuły
- i nazwa i funkcja jest wspomniania później w scenach przez bohaterów.

Do tego dochodzą monologi motywacyjne które praktycznie nic nie znaczą - głównym tematem filmu jest potrzeba nadziei, więc wszystkie gdzieś w tych klimatach się motały tak jak maturzysta z polskiego próbujący zapełnić miejsce pisząc to samo zdanie w czterech różnych wariantach. I nawiązania do poprzednich części. Takie subtelne, wiecie, #pdk kto ma wiedzieć ten wie, nie że wciskanie bohaterów na siłę albo wrzucanie najbardziej znanych cytatów z poprzednich części bez ładu i składu

To mruganie w stronę widza zaczęło zmieniać się w tik nerwowy, wywołujący niepokój i zażenowanie.

Sama historia też nie powala. Oczywiście błędem byłoby oczekiwanie Szekspira (ale dlaczego by nie Kurosawy?), ale jak się dowiedziałem błędem było oczekiwanie czegokolwiek składnego, średnio oryginalnego i nieobrażającego inteligencji widza.. Osobiście nie zgadzam się aby naiwna historia była domeną serii Gwiezdnych Wojen - w 5 na 8 filmów powiedziałbym że była nawet wciągająca i świeża. Oczywiście, zdarzały się zbiegi okoliczności i przypadki, ale nie na tak dużą skalę jak tutaj. Fabuła z jaką mamy tutaj do czynienia przypominała mi coś na wzór gry komputerowej, ale niestety - znowu w najgorszym tego słowa znaczeniu. Pomijając sam prolog wyjaśniający backstory głównej bohaterki (który był dość fajnym wprowadzeniem, nie przyczepiłbym się), potem jesteśmy rzuceni w wir skaczących scen mających na celu wprowadzić pozostałych bohaterów co i tak w konsekwencji staje się zbędne, bo dialog wprowadza nam ich ponownie i opowiada dokładnie to samo co zostało pokazane na ekranie.

zauważyliście że dokładnie dwa akapity temu napisałem to samo stwierdzenie tylko zupełnie innymi słowami? to jest ta redundancja o której mówię

Później jest robienie questów - pojedź do X, aby dowiedzieć się o Y, a w zamian dostaniesz Z, kolekcjonowanie ekipy jak na ensemble film przystało i typowy film wojenny w trzecim akcie. W trakcie oglądania zalatywało mi to Mass Effectem, ale dopiero w domu przypomniałem sobie że istnieje gra która o wiele bardziej oddaje to co się stało. Jeżeli graliście kiedykolwiek w Halo: Reach, to fabularnie dostajecie w zasadzie to samo, tylko w otoczce "Dawno, dawno temu w odległej galaktyce". Z tym tylko wyjątkiem, że Halo: Reach było przyjemne i nie traktowało gracza jak skończonego idioty.

Scena która zostanie najlepiej zapamiętana i będzie tematem licznych dyskusji po filmie, to zakończenie. Zakończenie które trafnie przewidziano już półtora roku temu, gdy ogłoszono że Rogue One przechodzi płynnie w Nową Nadzieję. I w istocie dostajemy to na co tak bardzo czekaliśmy i jest to efektowne, ale za krótkie żeby uratowało film, zwyczajnie nieusprawiedliwiające czekania przez dwie godziny. To trochę tak jak masturbacja drutem kolczastym kończąca się słabiutkim wytryskiem. Niby doszedłeś i był orgazm, ale nie sposób nie zadać sobie pytania "Czy było warto?"


I gdyby film zakończył się tą sceną, może patrzyłbym przychylniejszym okiem na cały film. Ale tak nie jest, ponieważ nie wie kiedy należałoby skończyć:


I to był błąd. Na początku chwaliłem CGI że było zrobione w sposób skuteczny i wyszukany. Oprócz tej ostatniej sceny było.



Podsumowując: Był ogromny potencjał stojący za tym filmem, ale w dużej mierze nie został on wykorzystany. Mam dziwne wrażenie że to była wina dokrętek - ktoś w studiu uznał, że widownia znająca serię tylko z Ep7 będzie niedopieszczona i trzeba film maksymalnie uprościć dla nich, co jest dość przykre. Pozostał niesmak. Film byłby do uratowania gdyby wywalić 1/3 scen i zrobić z reszty kino nieme. O dziwo, przekaz nie zostałby naruszony, ponieważ naprawdę dużo informacji zostało pokazanych na ekranie, ale niestety zostaje to stłamszone w natłoku audiodeskrypcji.

Na wstępie zaznaczam że nie mam zamiaru szkalować tych którzy wyszli tym filmem urzeczeni, chociaż mam przeświadczenie że jest to spowodowane bardziej wstępną ekscytacją "O mój Boże, nowe Gwiezdne Wojny, jak zajebiście i klimat prawie jak stara trylogia, jeszcze lepiej!", niż faktyczną jakością filmu. Bo ja tak naprawdę nie wiem dla kogo jest ten film - fanatycy sagi powinni być zdeczka oburzeni tym że zostali potraktowani jak upośledzone siedmioletnie dziecko które nie potrafi kojarzyć faktów, a ci którzy mają kompletnie wywalone na sagę, dostali masowego przeciętniaka bez rewelacji. Ja jestem zdecydowanie po środku tych dwóch grup i zamiast czuć się dopieszczony, czuję się podwójnie wyruchany.

pic rel ja w autobusie po seansie. W dobrym filmie Krennic podbiłby wszystkie serca kradną wszystkie sceny, tutaj jest niewykorzystany. Chociaż sceny z jego udziałem były jednymi z najlepszych, Mendelsohn ma wyjątkowy magnetyzm na ekranie.

#film #kino #recenzja
Joz - Pora na moją łyżkę dziegciu do waszej beczki miodu pod tagiem #starwars #rogueo...

źródło: comment_sV5ATyastUYWcs3gSisgpKV73mqk3aLD.jpg

Pobierz
  • 13
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Joz: Wybieram się dzisiaj, nie spodziewam się dobrych gwiezdnych wojen. Moim zdaniem z tym filmem będę miał ten sam problem co z Przebudzeniem Mocy. Ja to sobie po prostu nie wyobrażam GW bez Jedi.

  • Odpowiedz
@Joz: zobaczę wieczorem. Co sądzisz o ep 7? Pamiętam trochę Twoją wypowiedź i nie była tak negatywna jak w tym przypadku. Ostatnio chciałem sobie odświeżyć i przeanalizować dlaczego mi się nie podobał ep 7. Tym bardziej że większość ocen i głosów była bardzo pozytywna. Doszedłem do wniosku, że problemem jest "ściąganie" z fabuły Nowej Nadziei, karygodne wykorzystanie motywu Gwiazdy Śmierci powiększonej x10 ( w ep 6 była jednak umniejszona przez
  • Odpowiedz
@Joz jak dla mnie Łotr jest takim hołdem dla Nowej Nadziei, jakim chciało być (wg mnie niepotrzebnie) Przebudzenie Mocy. Tutaj wiemy jak wszystko się skończy, czekamy tylko na to kiedy to nastąpi - stąd mogą się brać zarzuty o liniowość fabuły.
Z tego powodu ogromną robotę robią właśnie fajne, nie nachalne mrugnięcia okiem do widza (a nie jak w TFA kalki fabularne z ANH, które pchają film do przodu i w
  • Odpowiedz
@dertom: Ep7 moim zdaniem był w porządku, dobry jako wznowienie serii, choć nie dało się ukryć że to miękki reboot Nowej Nadziei. Do tamtej części miałem trochę takich drobnych zastrzeżeń, jak totalna nazifikacja tamtego zakonu, Finn będący nachalnie irytujący czy kilku scen które były bez znaczenia. Ale jako ogół, wypadał moim zdaniem o niebo lepiej niż Rogue One, przechodził płynniej względem samej struktury filmu, chociaż nie był pozbawiony wad.

U
  • Odpowiedz
@Joz wpływ jakiś na pewno był, ale nie miał aż takiego wpływu jak to, co zrobił WB z Ayerem i jego Suicide Squad - tu porównam Jokera i Vadera - ilość czasu ekranowego podobna, "legendarność" postaci też. Jokera niestety spieprzyli po całości, wyglądał na dodanego na siłę do filmu. Natomiast mam wrażenie, że występ Vadera w RO odkupuje to, co zrobił z nim Lucas pod koniec ep III - "kultowe" NOOOOOO
  • Odpowiedz
@Joz: Wskazałeś trafnie wszystkie błędy filmu. Zgadzam się w 100%
Jednak - oddając sprawiedliwość - to przecież rozrywkowy blockbuster i jako taki jest bardzo dobry.
No i chyba najpełniej ukazana bitwa gwiezdna w dziejach sagi.
  • Odpowiedz
@Joz: Wszystko spoko, ale młody Douglas z Ant-mana >>> gówno >>> CGI ryje z Rogue One ( ͡° ͜ʖ ͡°)-
Ja mam ten problem, że w sumie na filmie się umiarkowanie spoko bawiłem, ale jak zaczynam go odtwarzać w głowie (najgorzej!), to sporo tam było głupot. Nie zgodzę się jeszcze z pociskiem - Rogue One >> gówno >> podludzie >> naziści
  • Odpowiedz
@Joz: Man of Steel miał fatalny scenariusz - sprzedał się wyśmienicie, Batman v Superman ponoć miał kiepski scenariusz - sprzedał się wyśmienicie. Gra o Tron szoruje dno swoim poziomem pod tym względem - i jest wciąż bardzo popularna. Ten film też pewnie będzie bardzo zyskowny. Skoro nie trzeba się wysilać, by stworzyć nawet kompetentny scenariusz, bo film i tak się sprzeda, to po co to robić? Szanuję za wpis, bardzo
  • Odpowiedz
@Joz: Wyjąłeś mi to z ust. Dialogi były tragiczne, a najgorsze jest to, że ludzie tego nie rozpoznają. Gadam dzisiaj w pracy z osobami, które oglądały i słyszę "nie znasz się, w SW nie chodzi o dialogi przecież". No kurna. Niestety gdyby ten film nie był z universum to krytycy nie zostawiliby na nim suchej nitki. I tu nie chodzi o fabułę jako taką, bo fabuła jest dobra.


To naprawdę jest dobra fabuła. ALE:
- główna bohaterka - dlaczego jest więźniarką? Czym się zajmowała w życiu? Jej opiekun ją porzucił, ona jego? W sumie ma do niego jakieś pretensje, czy niekoniecznie? A jaki jest jej prawdziwy stosunek do ojca? Kochała go, ale olała całkowicie temat? Zawsze wierzyła w jego niewinność? Zero refleksji ze strony głównej bohaterki, a to jest właśnie efekt ubogich dialogów.
- "podzielona" rebelia. Co poróżniło naprawdę Whitakera z Rebelią? Coś zrobił? Niby taki ekstremista, ale tak naprawdę oglądamy tylko przywódcę jakichś bandytów, który
  • Odpowiedz
@Iudex: >główna bohaterka - dlaczego jest więźniarką? Czym się zajmowała w życiu? Jej opiekun ją porzucił, ona jego? W sumie ma do niego jakieś pretensje, czy niekoniecznie? A jaki jest jej prawdziwy stosunek do ojca? (...)
Mireczku, mam wrażenie, że nie do końca wiesz czego chcesz. Postulujesz Hagiografię Jyn, tymczasem jest tam ona jedynie jedną z postaci - to nie jest, jak w przypadku Starej trylogii opowieść o Luke'u, a raczej opowieść o konkretnych wydarzeniach - kradzieży planów GŚ.

- "podzielona" rebelia. Co poróżniło naprawdę Whitakera z Rebelią? Coś zrobił? Niby taki ekstremista, ale tak naprawdę oglądamy tylko przywódcę jakichś bandytów, który jest paranoikiem.

Ratunku, postać Whitakera jest naprawdę drugoplanowa, nie wiem po kiego grzyba mieliby rozwlekać tę historię o losy jego konfliktu z Sojuszem, żeby chwilę później go zabić. Brak wyjaśnienia wycofania modelu T-15 też Cię zabolał?
  • Odpowiedz
Większość tekstów jakie pada ma za zadanie objaśnić to co się dzieje na ekranie lub to co się będzie działo. Najczęściej po kilka razy. Ba, są nawet postacie których naczelną funkcją jest tłumaczenie. Coś co średnio ogarnięty widz zrozumie bez trzymania za rączkę


@Joz: Widać, że twórcy wyciągnęli lekcję z Przebudzenia Mocy - tam starali się być bardziej subtelni, to skończyło się to płaczem na forach na różne "błędy logiczne".
  • Odpowiedz