Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Masturbacja zniszczyła mi życie. A przynajmniej takie mam wrażenie. Niby nie ma nic złego jak się człowiek raz na jakiś czas zaspokoi sam, pozna lepiej siebie. Ciągle myślałem, że te miesiące nofapu jakie tutaj sobie urządzacie to bujda, że to niemożliwe, żeby od samego odstawienia walenia nagle tak się życie polepszyło, że kontakt z kobietami na plus itp. Zawsze też myślałem, że nie jest ze mną tak źle, co chwile w końcu tu się słyszało o jakichś gościach, co trzepią 6-7 razy dziennie i więcej. Czym więc jest moje sporadyczne trzepanie raz dziennie, co kilka dni.

Ano chyba autodestrukcją. Miałem swój #rozowypaski. Mieszkaliśmy ze sobą, staż związku już całkiem poważniejszy jak na dzisiejsze standardy, bo 3 rok za pasem już był. I #seks też oczywiście między nami był - cudowny, wspaniały, raz rzadziej, raz częściej - chyba normalna sprawa. Czułem się szczęśliwy. Mimo wszystko lata, niezbyt częstej, choć regularnej masturbacji rozbudziły moje libido. Zanim ją poznałem onanizowałem się 2-3 razy w tygodniu - jednak dodam, że na szczęście nie doprowadziłem się do takiego stanu, że dochodziłem po 30 sekundach, czy nie mogłem dojść wcale. Myślę, że zachowałem bezpieczną granicę w tym i po prostu poznałem swoje ciało na tyle dobrze, by wiedzieć czego mi trzeba i jak nad sobą zapanować - a to chyba sporo, bo wiem, że dużo ludzi cierpi potem na deathgrip i od seksu nie potrafi dojść. Przy swojej kobiecie byłem ciągle napalony - nic dziwnego, była piękna, a ja byłem szczęściarzem, że była ze mną. Cieszyć się tylko. Z czasem podobno w każdym związku ogień między partnerami się wypala. Do zbliżeń dochodziło coraz rzadziej, coraz częściej negowane były moje próby inicjacji przez słynny ból głowy, czy brak ochoty. Tak jak wcześniej czułem, że jesteśmy dopasowani na tym tle, tak z czasem miałem wrażenie, że totalnie do siebie nie pasujemy. Seks zaczął mieć miejsce tylko wtedy, gdy ona miała ochotę - a ja oczywiście, że wtedy się zgadzałem na igraszki, by chociaż teraz mieć odrobinę przyjemności. Pewnie przestałem być dla niej atrakcyjny, znowu - dość typowa sprawa w wielu związkach po pewnym czasie. Było mi z tym źle, ale próby rozmowy w tym temacie były obracane przeciwko mnie. Źle się czułem podejmując ten temat.

Niestety to było za rzadko - co to jest seks raz na 2-3 miesiące, czy też 'przy okazji'? Szczerze mówiąc, po takiej przerwie to nawet 'urodzinowy lodzik' już tak nie smakuje, bo czujesz, że jest wymuszony okazją. To nie to samo co spontaniczna pobudka ze strony różowego. Zacząłem uciekać do starych nawyków, które porzuciłem z chwilą wejścia w związek. Mam wrażenie, że to mnie zgubiło. Odrobina przyjemności, to błogie uczucie tuż po - bardzo szybko zaczęło to się łączyć z wyrzutami sumienia, że dlaczego robię to sam, skoro mam kobietę którą kocham. Przecież może dziś wieczorem coś byśmy podziałali i by było wspaniale. Czasem nawet po chwili masturbacji przestawałem to robić, bez finiszu - łudząc się, że za kilka godzin może różowy będzie w humorze na seks. Niestety kończyło się to wieczorna masturbacją w toalecie... Zacząłem masturbować się coraz częściej, w pewnym momencie był to każdy poranek. Różowy szedł na uczelnie, ja miałem zajęcia w późniejszych godzinach. Zasiadałem przed komputerem, odpalałem standardowy zestaw stron - a nie kręcą mnie jakieś dewiacje. Zwykłe, naturalne kobiety - zdarzały się polerki do normalnych zdjęć czy to z fotki, czy innych portali randkowych. Zwykle, codzienne dziewczyny jakie spotykasz na ulicy, żadne tam wyuzdane z 30 penisami w dupie. Zdarzało się też, że bodźcem bywały zdjęcia mojej obecnej wtedy dziewczyny - to może się wydać smutne, ale strasznie mnie podniecała, zawsze na mnie działała, była najpiękniejsza i najbardziej seksowna, chociaż nie wierzyła w komplementy jakie jej prawiłem. Zdarzało się też i zwykle porno - jednak też takie 'babskie', romantyczne, czułe, nic ekstremalnego. Chyba tego mi właśnie w życiu brakowało, tęskniłem za czułością - lubiłem przytulać się po seksie, czy wzajemnie ogarniać ten bałagan jaki wytworzyliśmy. Ten codzienny rytuał masturbacji zjadał mi bardzo dużo czasu - nie potrafiłem mechanicznie usiąść do tego, 2 minuty i po sprawie. To trwało godzinę, dwie - czasem dłużej, zatem sami widzicie jak dużo czasu 'marnowałem' na te czynności.

Z czasem poczułem, że z różowym oddalamy się od siebie. Chyba faktycznie onanizm sprawił, że stałem się bardziej obojętny, przestałem walczyć o tą relacje. Po co inicjować seks, skoro go znowu odmówi? Zwalę sobie rano i też będzie ok. No właśnie nie było. Ale wtedy tego jeszcze nie dostrzegałem. Dopiero teraz to widzę. Po pewnym czasie różowy wyczuł, że już się mijamy w tym związku, to ona mnie zostawiła. Może dla innego - nie wiem. Nie mam z nią kontaktu od roku, kiedy się rozstaliśmy. Tak, to już rok - a ja w sumie to nadal przeżywam. Od tego roku też praktycznie dzień w dzień moje poranki zmarnowane są na 1-2 godzinną masturbację, po której czuje się źle, że znowu to zrobiłem. Ale ta potrzeba jest zbyt silna. Wstaję i już czuje dreszczyk emocji, już rozmyślam sobie o tym co się zaraz wydarzy, przypominam sobie gdzie widziałem zdjęcie jakiejś atrakcyjnej dziewczyny, która dziś 'umili mi poranek'.

Jestem smutnym człowiekiem. Nie wiem jak to zmienić. Przestałem oglądać się za kobietami na ulicy, przestałem chodzić na randki. Masturbacja zniszczyła mi życie - zastanów się nad sobą, zanim znowu chwycisz dzisiaj za penisa, drogi Mirku. W sumie wśród Mirabelek chyba to tak nie działa - ale wy też uważajcie na siebie.

#onanizm #masturbacja #zwiazki #zalesie

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( http://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: dorotka-wu
  • 7
  • Odpowiedz
deathgrip


@AnonimoweMirkoWyznania: To nie masturbacja zniszczyła Ci życie, tylko zwykłe wypalenie związku i sprawy bardziej psychiczne. Serio. To, że nie inicjowałeś seksu to przecież nic by nie zmieniło. Tego seksu nie było bo nei było między wami tego czegoś. Szukanie winy w waleniu gruchy co 2-3 dni to bzdura. Ja polerowałem do niedawna wacka codzienie i 7 lat w związku z udanym seksem, gdzie ona ma ochote coraz bardziej.
  • Odpowiedz
Tez uwazam ze to raczej wina wypalenia z jej strony. Ktos mniej romantyczny by ruchal na boku Ty tarmosiles kapucyna. Gdzies te negatywne emocje musza miec ujscie.
  • Odpowiedz
OP: Tu op tego wyznania, ale zapomniałem zapisać tajny kod ;/

@alicemeow: szczerze mówiąc to chyba takiej poważnej rozmowy zabrakło. Owszem, po którejś wymówce z rzędu człowiek się pytał o co chodzi, ale zamiast konkretów słyszałem wręcz pretensje, że mam ochotę go tak często uprawiać, a ona nie chce, to się nie zmusi. No a ja zmuszać nie chciałem, więc sprawa się wyciszała i szła w zapomnienie. Za jakiś
  • Odpowiedz
WierzgającaKreatura: Opie. Brzmisz jak fajny, choć zagubiony facet. Nie wmawiaj sobie winy, bo o ile generalnie masturbacja w związku wydaje mi się niezbyt ok, to jednak w tym przypadku to nie ona była problemem. Chyba problem wynikał z braku porozumienia, konkretnej dyskusji na ten temat. No i przede wszystkim braku działania. Z tego co piszesz to dziewczyna po prostu się wypaliła w pewnym momencie i nawet nie wykazywała chęci poprawy tego
  • Odpowiedz