Wpis z mikrobloga

Przewijały się na wykopie wspomnienia o Polskich uczonych „wyklętych”, zapomnianych – odświeżyłem sobie ostatnio książkę Genialni – podrzucę coś pod tagi #ciekawostkahistoryczna #nauka
W jakimś sensie naukowcem wyklętym jest bowiem Stefan Banach. Polak, który miał być może największy wkład w światową naukę – ale w popkulturze nie ma szans np. z Kopernikiem, czy ostatnio wspominanym na wypoku Czochralskim – bo prawie nikt nie jest w stanie zrozumieć jego teorii. Nie nakręcono o nim w Hollywood „Pięknego umysłu”.
Zajmował się problemami tak abstrakcyjnymi, że rozumie je nawet niewielu matematyków. Ciężko go więc rzucić hasełko, że dzięki niemu mamy komputery albo że wstrzymał słońce, jednak:

„Nazwisko Banach jest do dziś drugim po Euklidesie najczęściej przywoływanym nazwiskiem w matematyce powszechnej”

„W bazie publikacji matematycznych gromadzonych przez Amerykańskie Towarzystwo Nauk Matematycznych (AMS) hasło "Banach" pojawia się w ponad 85 tys. rekordach. W samym 2015 r. nazwisko to pojawiło się do połowy grudnia w ponad 1100 publikacjach.”


Jeszcze przed wybuchem drugiej wojny światowej sam John von Neuman specjalnie przyjechał do Lwowa by namówić Banacha do przeniesienia się do stanów zjednoczonych i przestawił mu propozycje nie do odrzucenia:

„Wręczył Polakowi podpisany już przez Wienera czek. W miejscu na kwotę do wypłaty widniała tylko jedna cyfra:

- Profesor Wiener prosił, żeby dopisać tyle zer, ile uzna pan za stosowne – powiedział.

- To za mała suma, aby opuścić Polskę – miał odpowiedzieć Banach.”


A już po wojnie:

„Andrzej Alexiewicz wspominał krążące we Lwowie pogłoski, jakoby sam Stalin zaproponował Banachowi zostanie prezydentem Polskiej Republiki Sowieckiej. Oferowano mu najwyższy radziecki laur naukowy, Nagrodę Stalinowską, byle tylko zechciał zostać w ZSRR i przyjąć radzieckie obywatelstwo. Nie chciał. W sporządzonym po ukraińsku życiorysie z 17 maja 1945 nie pozostawił wątpliwości. „Banach Stefan, im. Ojca Stefan. Ur. 30 III 1892 w Krakowie, Polak”.


Banach przy tym nigdy nie skończył studiów – nigdy mu się nie chciało. Większość swoich prac opracował przesiadują w knajpach., niektórzy mieli go za alkoholika. Lubił pracować w gwarze, popijając koniak i słuchając orkiestry. Pasjonował się piłką nożną.

Bez magistra, uważany za matematycznego geniusza, za zgodą ministra został asystentem na uczelni.

„Nie miał też doktoratu, który był warunkiem dalszej kariery, a co gorsza nie bardzo kwapił się, by pracę doktorską napisać. Przelewanie myśli na papier sprawiało mu trudności i nudziło. (…) Robił notatki na luźnych kartkach wyrwanych z zeszytu, które potem sklejał, a gdy dochodził do wniosku, że jakiś fragment wymaga zmiany, po prostu wycinał zbędny fragment i doklejał w jego miejsce czysty kawałek papieru. Prof. Stanisław Ruziewicz, postanowił użyć fortelu. ”Polecił swemu asystentowi, aby chodził do kawiarni, wypytywał go i notował twierdzenia i dowody”. Banach później tylko przeglądał i akceptował notatki”.


Samo zdawanie egzaminów uważał za stratę czasu.

„Zaś obrony swojej pracy nawet nie zauważył. Któregoś dnia został poproszony do dziekanatu , - usłyszał – czekają jacyś ludzie, którzy mają pewne problemy matematyczne i tylko on może pomóc im je rozwiązać. „Banach udał się zatem do wskazanego pokoju i chętnie odpowiadał na wszystkie pytania, nieświadom tego, że właśnie zdaje egzamin doktorski przed komisją specjalnie w tym celu przybyła z Warszawy” – wspominał Andrzej Turowicz”.


Większość swoich prac opracował w swojej ulubionej kawiarni Szkockiej.

„Gospodarz lokalu, pan Brettschneider pokazał gościom odstawiony do kąta, starannie przykryty stolik. Po zdjęciu obrusa na marmurowym blacie ukazały się tajemnicze symbole, zygzaki, klamry, pierwiastki i różniczki.

- ONI jeszcze nie przyszli odpisać – rzucił przechodzący kelner.

- Kazałbym zaraz stolik wyszorować, ale cóż, muszę trzymać to do następnego dnia – poskarżył się gospodarz.

I opowiedział o profesorach z uniwersytetu, którzy wieczorami przychodzą do kawiarni i bazgrzą po blacie. Zwłaszcza jeden, wysoki i szczupły – być może tak właśnie zapamiętał Banacha! Czasem siedzi bez ruchu, popija małą czarną kawę i patrzy w dal. Aż coś nim wstrząśnie i wtedy rzuca się pisać. Na szczęście ołówkiem więc daje się zmyć (…). Ale co maże, nikt nie wie. Jakieś łamigłówki! No ale zmywać tego nie wolno. Przyszedł któregoś dnia profesor Łomnicki, w końcu poważny człowiek, i powiedział, żeby zawsze, jeśli się coś takiego zdarzy, odstawić stolik i trzymać do następnego dnia. Więc trzymają. Sprzątaczki, które przychodzą rano, mają przykazane, że ze stolika przykrytego obrusem myć nie wolno.

- około jedenastej przychodzą studenci i odpisują cyfry z marmuru – dokończył opowieść pan Brettschneider.


Za wikipedią:

W pracy doktorskiej (opublikowanej w 1922) i w monografii Théorie des opérations linéaires[ podał pierwszą aksjomatyczną definicję przestrzeni, nazwanych później jego imieniem (przestrzeń Banacha), które sam określił jako przestrzenie typu B. Ugruntował ostatecznie podstawy niesłychanie ważnej w nowoczesnych zastosowaniach matematyki analizy funkcjonalnej. Podał jej fundamentalne twierdzenia, wprowadził jej terminologię, którą zaakceptowali matematycy na całym świecie.

Od 2001 planetoida o numerze 16856 oznaczona symbolem 1997YE8 nosi imię Stefana Banacha.


No i jako, że na czasie jest #czarnyprotest warto wspomnieć, że:

STEFAN BANACH był nieślubnym dzieckiem niepiśmiennej służącej i rekruta c.k. armii, rodzice go oddali. Był wychowankiem praczki.
deccan - Przewijały się na wykopie wspomnienia o Polskich uczonych „wyklętych”, zapom...

źródło: comment_1TZnRt5FwsZLDomkBuQNFGGNlfswAyGS.jpg

Pobierz
  • Odpowiedz