Wpis z mikrobloga

TL;DR


Był sobie człowiek. Zaczyna się jak taki serial animowany, nie? Ale ja nie o tym, a o historii człowieka, który zaistniał w pewnej internetowej społeczności, zyskał znajomych, przyjaciół, wrogów, miał rodzinę, dość ciekawe życie, czasem kontrowersyjne poglądy. W tejże społeczności chyba każdy wiedział kim jest. Był facetem w średnim wieku, gejem nie ukrywającym swojej orientacji, miał partnera, z którym wziął ślub zagranicą i adoptował dziecko. W ostatnim czasie zachorował na raka krtani. W całej tej historii jest tylko jeden niuans: ten człowiek nigdy nie istniał.



Zacznę od początku, który na dobrą sprawę jest środkiem. Czyli od głównego bohatera zwanego Danielem. Tak, wiem, nieco zagmatwane, ale będzie lepiej, obiecuję.



Daniel w moim internetowym życiu w jakiś tam sposób istniał od wiosny zeszłego roku. Wiedziałam o nim tyle, że nie boi się wyrażać swoich poglądów, często wdaje się w różne dyskusje, a dzień bez flejmu był dla niego dniem niemalże straconym. Czasem bywał bucem, ale z reguły po prostu był trollem. Mimo wszystko jednak nie potrafiłam go nie lubić, choć bywał irytujący. Jego partner, Grzesiek, był od niego starszy i spokojniejszy, chwilami wydawało się, że różni ich wszystko: jeden to narwany ateista, z zawodu grafik komputerowy, drugi to zrównoważony katolik, nauczyciel języka polskiego. Daniel urodził się w Londynie, miał podwójne obywatelstwo, był dobrze wykształcony. Wychowywali wspólnie już niemalże dorosłą córkę Grześka. Mieszkali w Warszawie, jednakże nigdy nie udało się ich namówić na żadne spotkanie: a to wyjazdy, a to brak czasu, czy chęci.



Z czasem Daniel dodał mnie do znajomych na Facebooku. Miał tam trochę zdjęć swoich, trochę Grześka. Gdzieś na jego „tajmlajnie” przewijały mi się przed oczami komentarze siostry Daniela, czy brata Grześka. Czasem też kolegi Daniela z Londynu. Na Facebooku była też córka Grześka.



W tym roku Daniel z Grześkiem wzięli ślub w Londynie. Tam również udało im się adopotować syna. Zarówno na Facebooku, jak i na mikroblogu, wszyscy jego znajomi wiedzieli o ząbkowaniu, kolkach i innych radościach tacierzyństwa – Daniel chętnie się tymi informacjami dzielił ze światem, tak samo zresztą informacjami o swoim zdrowiu. Wszystkich jego znajomych i przyjaciół zasmucił fakt, że zdiagnozowano u niego raka krtani.



Daniel prowadził również bloga, na którym spisywał głównie dialogi z Grześkiem. Był postacią na tyle wyrazistą, że zauważyła go nawet dziennikarka z „Wprost” i przeprowadziła z nim wywiad, w którym nazywany jest Pawłem.



Kilka miesięcy temu okazało się jednak, że całe życie Daniela i jego rodziny jest wymyślone. Ktoś zasiał ziarno wątpliwości, ktoś inny sprawdził. Bo nagle okazało się, że przecież tego człowieka nikt (poza jedną 19-latką) nie widział na oczy. Nikt z nim nie rozmawiał inaczej niż przez pisanie wiadomości. Jasne, jego zdjęcia były i na Facebooku i na mikroblogu. Tak samo zdjęcia Grześka. Jednak wszystkie pochodziły z Tumblr.com. Nikt nie widział też żadnego portfolio Daniela (no jak to, doświadczony grafik bez portfolio?), a Grześka nie było na liście nauczycieli w liceum, w którym rzekomo był zatrudniony.



Daniel, Grzesiek i kilka innych osób (siostra, brat, córka, przyjaciel z Londynu) byli wytworami wyobraźni tegorocznej maturzystki. Master troll, chciałoby się rzec. Bo przecież z jakiego innego powodu przez prawie 2 lata (Daniel był na mikroblogu od prawie 2 lat) można tak oszukiwać ludzi? Przecież ci wszyscy ludzie, którzy rozmawiali z niemalże 50-letnim gejem, którzy mu się zwierzali ze swoich problemów, tak naprawdę rozmawiali z 19-latką. W końcu „trolling is a art”: dziewczyna stworzyła w Internecie całą rodzinę, ich historię i w miarę konsekwentnie przez ładnych parę lat prowadziła ich życie w Sieci, oszukując tym samym mnóstwo osób, których zaufanie udało jej się wzbudzić.



W tym momencie aż korci, żeby serdecznie pogratulować pani dziennikarce z „Wprost”, że nie sprawdziła w żaden sposób z kim rozmawia. Z drugiej strony przez parę lat nikt nie wątpił w istnienie Daniela. Bo czy można mieć wątpliwości, jeżeli ktoś ma bloga, mikrobloga, jest na Facebooku i jest tam też niemalże cała jego rodzina?



Jednak w tym wszystkim nie chodziło o trollowanie.



Wszystko zaczęło się od tego, że Frania (nazwijmy tak naszą bohaterkę) w wieku lat 14 zaczęła się udzielać na forach Naszej Klasy. Tylko że kto by traktował poważnie czternastolatkę? Wówczas stworzyła konto fikcyjne, dzięki któremu wypowiadała się jako dojrzały mężczyzna. I to podziałało. Była traktowana poważnie, ludzie liczyli się z jej zdaniem, mówili, że ma ciekawe poglądy. I nawet nikt nie zwracał uwagi, że konto było jawnie oznaczone jako fikcyjne. W ten sposób funkcjonowała na forach przez kilka lat.



W sierpniu 2010, w wieku 17 lat, założyła bloga Daniela, do tego doszedł też mikroblog. Z początku mikroblog miał być tylko dodatkiem do bloga, jednak Frania dość szybko zaczęła nawiązywać przez niego różne znajomości. Zaangażowała się jako Daniel i nie wiedziała, co dalej z tym zrobić. Jedne znajomości były dalsze, inne bliższe, część z nich przerodziła się w internetowe przyjaźnie. Daniela polubiło mnóstwo osób. Zapewne drugie tyle go nie znosiło, bo nie miał łatwego charakteru – cóż, życie. Frania nie wiedziała jak z tego wybrnąć. Nie wiedziała, jak się przyznać, że czterdziestokilkuletni Daniel to tak naprawdę niespełna dwudziestoletnia Frania. I tak to trwało aż do dnia demaskacji, gdy z początku rękami i nogami zapierała się, że Daniel to Daniel, a Grzesiek to Grzesiek i wszyscy istnieją. W pewnym momencie przestała zaprzeczać, przyznała się, opowiedziała, skąd to się wzięło i dlaczego tak długo trwało.



W społeczności, w którą Daniel był zaangażowany, zawrzało. Niektórzy nie mogli uwierzyć, że Daniel nie istnieje, a ci, co uwierzyli, nic z tego z początku nie rozumieli. Właściwie wszyscy uznali to za trolling wszechczasów. Był nawet i taki człek, który usunął ze znajomych na Facebooku wszystkich, których nigdy nie widział IRL, coby się nie głowić, czy istnieją czy nie.



Wiem jedno: Frania nie chciała nikogo skrzywdzić. Najpierw było to dla niej jedyne rozwiązanie, by starsi od niej ludzie traktowali ją poważnie. Później po prostu zabrnęła w to tak bardzo, że nie wiedziała jak się z tego wyplątać, a jedyne wyjście jakie widziała, to kontynuowanie tej „zabawy”.



Jak się uchronić przed przyjaźnią z nieistniejącym człowiekiem? Wniosek jest prosty: spotykajmy się z ludźmi, których znamy nie tylko z internetów – to tak wiele ułatwia.

#pdk #kwtw #zawadowo #zawadagate #takbylo #czlowiekktorynigdynieistnial #wykop
  • Odpowiedz