Wpis z mikrobloga

Wracam dziś do sprawy egipskich ciemnosci. Smiesznie nie bedzie, bo to jedno z tych dwóch traumatycznych przeżyć, które mnie spotkały a które pamiętam ze szczegółami do dziś.

W międzyczasie doszło do restrukturyzacji zakładu. Wcześniej było nas na instalacji 3. Teraz zostałem na swojej instalacji sam - jak ten palec wiadomo gdzie. Jak wcześniej wspominałem instalacja była na tyle „strategiczna”, bo dostarczała dla całego zakładu osuszone powietrze pomiarowe. A bez niego, wiadomo. Automatyka przemysłowa nie działa. Reasumując – nie ma powietrza -> cały zakład stoi. Instalacja ta miała jedna wadę. Do najbliższej „cywilizacji” było w prostej linii jakiś 1 km. Nikt się wtedy nie przejmował tym, ze komuś, coś mogło się stać i był poza kontrola. Dostałeś zawału? To pomoc otrzymasz, jak skończy się twoja zmiana i przyjdzie zmiennik. Ot, co. Czasem tylko wpadał do mnie Bogus. Pogadać, popatrzeć…

To był zwykła, najzwyklejsza zmiana popołudniowa (ostatnia z serii 4). Takich, jakich wiele przepracowałem. Do końca zmiany została jakaś 1 godz. Po 22 szykowałem się już do zdania i przekazania zmiany. Siedziałem przy biurku i pisałem raport. Po lewej miałem cala szafę sterownicza od sprężarki powietrza, po prawej – całej instalacji. Do dziś wydaje mi się, ze wszystko TO trwało kilka minut a w rzeczywistości nie więcej jak 2, może 3 sek. Podczas pisania raportu zaczęło mi się w oczach robić to jaśniej, to ciemniej. Przy czym cały efekt się coraz bardziej natężał. Z razu na raz robiło się coraz ciemniej. Obróciłem głowę w lewo i spojrzałem na amperomierz ze sprężarki. Zrobiło mi się najpierw zimo a później kompletnie zamarłem…

Amperomierz był wyskalowany od 0 do 500 A. Podczas normalnej pracy wskazywał od 200 do 220 A. Tym razem wskazówka oparła się o koniec skali. Spadek napięcia. Ale ok. „Wybije” pracującą, to automat przełączy na te, która jest w rezerwie.

I w tym momencie zrobiło się kompletnie ciemno. Ciemno i cicho. Nigdy później takiej ciszy nie słyszałem. Normalnie podczas awaryjnego (czy celowego) zatrzymania sterownia przypomina piekło na ziemi. Wyją buczki i alarmy. Sycząc syk przełączanych zaworów. Tym razem kompletna i absolutna cisza. Zdawać by się mogło, ze słyszałem tylko swój oddech. Sytuacja zaskoczyła mnie do tego stopnia, ze przez kilkanaście sekund siedziałem i nie zrobiłem nic. Kompletnie nic. Nie byłem nawet w stanie wstać.

Dopiero po chwili przyszło otrzeźwienie a - co jest logiczne - za nim pytanie: gdzie dałem ciała (o czym zapomniałem) i jak to teraz zatuszować. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Pierwszy problem do rozwiązania, to ciemność. Jedyne źródło światła, jakie posiadam, to… starego (dziś) typu zapalniczka. Idę na hale sprężarek, bo tylko tam mam wyjście na zewnątrz. Najpierw do pokonania mam dwoje drzwi. Pierwsze od sterowni a później od korytarza, gdzie były filtry powietrza z którego to można było wyjść na hale. Potem jakieś 40-50 m i wyjście na zewnątrz. Trasa znana, ale w ciemnościach było parę pułapek.
Odpalam zapalniczkę i… wyskoczył kamień.

- Nosz, #!$%@?, mać!

Idę po omacku. Pierwsze drzwi. Drugie. Jestem na hali. Ręce przed sobą, żeby „wyłapać” zawczasu pułapki… Krok po kroku, noga za noga… I słyszę:

- Verruct, co się stało?

Zadziałał, niestety, odruch bezwarunkowy. Zachowałem się jak pies Pawłowa. Zanim ręka dotarła do celu, w próżni, gdzieś przede mną, to już wiedziałem, ze to był mój zmiennik – Rychu. Mozg był jednak szybszy od logiki i Rychu zebrał soczystego plaskacza.

Pewnie tego nie czytasz, Rychu, ale jeśli tak, to – pomimo, ze cię przepraszałem 1000 razy – to jeszcze ten 1001 raz.
A na zewnątrz było kompletnie ciemno. To był ten jeden, jedyny raz, kiedy stanął CALY zakład. Padła jakaś stacja trafo (nie znam się, to się nie wypowiadam jaka i gdzie). Ale nigdy później nie widziałem takich ciemności, jak wtedy. I nigdy więcej nie słyszałem takiej ciszy. Nigdy.

#chemiczneopowiesci #bezpieczenstwowprzemysle
  • 3
  • Odpowiedz