Aktywne Wpisy
szczurek_87 +66
Nie ma chyba gorszego miejsca do grania niż konsole xD
-Abonamenty na online
-gry po 300zł xD
-brak wstecznej kompatybilności
-grafika 30fps i upscalowana xD
-konsolki po 4k xD
-Abonamenty na online
-gry po 300zł xD
-brak wstecznej kompatybilności
-grafika 30fps i upscalowana xD
-konsolki po 4k xD
W związku z tragiczną eksplozją w #tjanjin zamieszczam wpis o równie Wielkim Wybuchu, który pochłonął blisko 600 ofiar.
32,5% azotanu amonu, używanego do produkcji nawozów sztucznych i materiałów wybuchowych, wytwarzano w tych czasach w stanach Nebraska i Iowa, w zakładach Monsanto i Union Carbide. W początku kwietnia 1947 roku partia tego towaru została wysłana koleją do Houston, a następnie do Texas City, by tam umieścić ją pod pokładem Grandcampa.
W trakcie procesu produkcyjnego saletra amonowa, dla zapobieżenia zawilgoceniu, została wymieszana (nie wiadomo, czy zgodnie z zaleceniami) z gliną, wazeliną, kalafonią i parafiną. Następnie zapakowano ją w papierowe worki i umieszczono w wagonach kolejowych. W czasie transportu lub w magazynie portowym worki z nawozem znalazły się pod wpływem wysokiej temperatury, co zaktywizowało chemicznie azotan amonu. Według późniejszych zeznań robotników portowych worki były ciepłe. Ponadto późniejsze dochodzenie wykazało, że worki wykonane z pojedynczej warstwy papieru łatwo ulegały uszkodzeniom tak, że niebezpieczna zawartość wysypywała się z nich (później zalecono, aby worki wykonywano z 2 warstw papieru wzmocnionych asfaltem lub tkaniną).
Wypłynięcie Grandcampa było opóźnione przez nieterminowe dostarczenie saletry amonowej do portu, więc 16 kwietnia kazano dokerom rozpocząć załadunek o godzinie 7.00 zamiast 8.00, jak było przyjęte w tym porcie – jednakże nie poinformowano o tym obsługi magazynów portowych, która otwarła je dopiero o 8, i w rezultacie dokerzy od 7.00 do 8.00 czekali na pokładzie, paląc p-------y przy otwartych lukach ładowni (było to zabronione, ale kierownik dokerów nie egzekwował zakazu palenia). O 8.00 dostarczono nawóz i dokerzy rozpoczęli załadunek. Około godziny 8.10 w jednej z ładowni Grandcampa pojawił się najpierw dym, a potem ogień. Warunki panujące w ładowni mogły sprzyjać samoczynnemu zapłonowi, aczkolwiek prowadzący śledztwo nie wykluczali sabotażu. Pożar mógł też być spowodowany beztrosko rzuconym niedopałkiem papierosa, który mógł zapalić nawóz wysypujący się z uszkodzonych worków. Próby ugaszenia pożaru wodą pitną i gaśnicami zakończyły się niepowodzeniem i dokerzy opuścili ładownię. Wraz z rozszerzaniem się pożaru z wnętrza statku zaczęły dochodzić odgłosy niewielkich eksplozji, najprawdopodobniej amunicji karabinowej lub pistoletowej.
Przed 9.00 dowódca statku po naradzie z kierownikiem dokerów kazał puścić do ładowni parę pod ciśnieniem w celu ugaszenia ognia bez uszkodzenia ładunku. Decyzja ta wynikła z tego, że po ugaszeniu pożaru należało wyładować zniszczoną część ładunku i zastąpić ją niezniszczoną, a wszystkimi kosztami byliby obciążeni dokerzy (z powodu naruszenia przez nich zakazu palenia przy otwartej ładowni z niebezpiecznym ładunkiem) – dlatego też zarówno kapitan statku, jak i kierownik dokerów chcieli zminimalizować zniszczenia, bo pierwszy z nich chciał jak najszybciej wypłynąć, a drugi chciał jak najmniej płacić. Gorąca para spowodowała jednak gwałtowną reakcję chemiczną, podczas której azotan amonu zaczął zmieniać się w parę wodną i podtlenek azotu, co gwałtownie zwiększyło temperaturę, doprowadzając do punktu krytycznego, i pożar zaczął się rozszerzać. Pożar przyciągnął licznych gapiów stojących wzdłuż nabrzeży w – jak im się zdawało – bezpiecznej odległości. Równocześnie do statku dotarli strażacy zaalarmowani widokiem dymu, a potem ognia. Strażacy rozpoczęli gaszenie pożaru, ale okazało się, że woda z powodu wysokiej temperatury paruje zanim dotrze do płonącej ładowni.
O 09.12, azotan amonu osiągnął temperaturę krytyczną 454 °C. Statek natychmiast eksplodował, powodując ogromne zniszczenia i zabijając setki ludzi. Siła eksplozji wywołała lokalne tsunami, którego fala zmyła brzegi, porywając stojących tam gapiów; znajdujące się na brzegu rafinerie ropy stanęły w płomieniach. Krążącym nad portem samolotom siła podmuchu pourywała skrzydła, w odległym o 16 km Galveston przewracała ludzi na ulicach. W Houston, odległym o 60 km, popękały szyby w oknach. Wstrząs dało się odczuć nawet w Luizjanie (400 km). Eksplozja wyrzuciła w powietrze blisko 6350 ton stalowych odłamków, niektóre z nich z naddźwiękową prędkością. Oficjalnie podano, że liczba ofiar wyniosła 581 osób, ale uważa się, że wiele ofiar śmiertelnych spłonęło i zostało spopielonych w wysokiej temperaturze lub zostało rozszarpanych na strzępki, szczególnie jeśli znajdowały się w bezpośrednim pobliżu Grandcampa.
S/s High Flyer został poważnie uszkodzony w wyniku wybuchu i stanął w płomieniach. Załoga próbowała ratować statek, ale po godzinie zeszła z pokładu. W pobliżu znajdowały się inne statki. Ich załogi, nie mogąc doczekać się przybycia holowników z Galveston (pojawiły się dopiero w 12 godzin po eksplozji Grandcampa), przez kilka godzin próbowały zwolnić High Flyer z kotwicy, ale bezskutecznie. Przez około pięć godzin z ładowni statku wydobywał się gęsty dym, a w piętnaście godzin po pierwszej eksplozji również High Flyer eksplodował niszcząc stojący obok s/s Wilson B. Keene, zabijając dalsze 2 osoby i zwiększając rozmiar zniszczeń na lądzie i wśród statków w porcie.
Katastrofa w Texas City uważana jest powszechnie za najgroźniejszą katastrofę przemysłową w historii Stanów Zjednoczonych. To co się stało świadkowie porównywali do nieco wcześniejszego zbombardowania przez samoloty niemieckie statku z amunicją w porcie w Bari (Włochy 1943) i znacznie większej tragedii w Hiroszimie i Nagasaki. Oficjalnie podano, że zginęło 581 osób. Z tego 405 zidentyfikowano, a 63 nie. Pozostałe 113 osób uznano za zaginione, bowiem wiele znalezionych szczątków ludzkich było nie do rozpoznania. Wśród tych ostatnich było 27 strażaków, którzy znajdowali się na pokładzie Grandcampa w chwili eksplozji. Od czasu do czasu pojawiają się spekulacje, że zabitych mogło być więcej (nawet o kilkaset osób), ale niepoliczonych, w tym marynarzy z innych krajów, nielegalnych imigrantów z rodzinami oraz podróżnych. Ciekawe, że wśród ocalonych znaleźli się ludzie przebywający w odległości zaledwie 21 m od miejsca eksplozji. Ciała ofiar w krótkim czasie zapełniły miejscową kostnicę, a pewna ich liczba została umieszczona w auli szkolnej w oczekiwaniu na identyfikację przez najbliższych.
Ponad 5000 osób odniosło rany, z czego 1784 umieszczono w 21 szpitalach w pobliżu. Całkowitemu zniszczeniu uległo ponad 500 domów, a setki dalszych uszkodzeniu, co spowodowało, że 2000 osób straciło dach nad głową. Port uległ zniszczeniu, a wiele zakładów na jego terenie zostało obróconych w gruzy lub spłonęło. Uszkodzeniom uległo ponad 1100 pojazdów, w tym 362 wagony kolejowe; straty szacowano na setki milionów dolarów.
2-tonową kotwicę Grandcampa siła eksplozji przerzuciła na odległość 2.7 km, gdzie w miejscu uderzenia o ziemię powstał 3-metrowy lej. Obecnie stanowi centralny eksponat miejscowego miejsca pamięci. Główna kotwica, o wadze pięciu ton, przeleciała 800 m. Płonące szczątki wywołały wiele pożarów, w tym dziesiątków zbiorników ropy, gazów i innych chemikaliów w rafineriach. Pobliskie Galveston tonęło w kłębach czarnego, tłustego dymu, osiadającego na każdej otwartej powierzchni.
Komentarz usunięty przez autora