Wpis z mikrobloga

Pracuję jako sprzątacz w studiu telewizji Polsat. W dniu, w którym akurat miałem brać sobie wolne wypadła debata. Mieli przybyć wszyscy przedstawiciele liczących się partii, ale do studia dotarli tylko panowie z Platformy i Stronnictwa Ludowego. W ramach ciekawostki powiem, że Waldemar Pawlak jest jednym z najlepiej ubranych polskich polityków. Jest jednak dość niezdarny i nie zauważył wystającej metki. Kiedy mu o tym powiedziałem, uśmiechnął się jedną stroną ust i powiedział dość wiele jak na niego: "Dziękuję bardzo, proszę przyjąć ten gadżet od PSL" i sięgnął do kieszeni, która okazała się być
pełną malutkich, zielonych bateryjek z koniczynką. Doprawdy nie wiem po co Prezes OSP nosi w kieszeniach tyle elektroniki. Jakub Wojewódzki wspominał kiedyś, że to części zamienne. Jako drugi do studia dotarł pewien przedstawiciel PO, który zrobił na mnie bardzo negatywne wrażenie. Przyszedł w obuwiu sportowym, zresztą nie wiem jak go ochrona wpuściła na teren obiektu więc musiał użyć naszych dyżurnych trumniaków przed wejściem na wizję. Co więcej starał się łapać punkty poparcia u każdego. Podszedł do mnie z uśmiechem na ustach i zapytał się skąd pochodzę. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że z Gdyni. W tym momencie z jego oblicza natychmiastowo zszedł uśmiech. Chwycił mnie za ramię i wycedził przez zaciśnięte zęby "Arka Gdynia rybia szmata, w Gdańsku kible nam zamiata". Po czym poklepał mnie po ramieniu i poszedł na swój fotel. Panowie Kaczyński i Napierniczak się nie pojawili za to przybyli niespodziewani goście, mianowicie popularny ostatnio egzotyczny duet Januszów. Panowie zaczęli jednocześnie krzyczeć do redaktora debaty, ale do głosu jako pierwszy dorwał się Palikot, bo Korwin zawiesił się na drugiej sylabie trzeciego słowa. Janusz z Biłgoraja starał się za pomocą skrzynki alkoholu przekonać redaktora, że ma do załatwienia pewne sprawy z przedstawicielem PO. Ten jednak za żadne skarby nie chciał wpuścić go na nagranie. Do znudzenia powtarzał: "Panie Palikot, mamy tu wrażliwego gościa, chłopca z mazowieckiej wsi, który zaczyna płakać słysząc przekleństwa. Nie będziesz pan rzucał #!$%@? na prawo i lewo jak w TVN-ie u Morozowskiego." Widząc taki opór, przedstawiciel Ruchu Poparcia cofnął się. Wtedy do akcji wszedł JKM. Natychmiastowo zażądał rozmowy z Zygmuntem Krokiem. "Jakim Zygmuntem Krokiem?" pomyślałem. Okazało się, że to Prezes naszej stacji. Co ciekawe już po sześciu minutach sam Solorz-Żak przyjechał do nas windą. Zabrałem się za zmywanie podłogi bojąc się siarczystego #!$%@? wedle polsatowskiej tradycji i przez przypadek podsłuchałem prowadzonej na boku rozmowy.
"Zachariasze, puść mnie na antenę to ich wszystkie teczki poujawniam" - zaproponował Korwin
"Jeszcze nie możesz ich zniszczyć, Ozjasze, jeszcze nie cajt na to. Fil gelte można wypompować z tego lande". - szeptał najbogatszy człowiek Polski.
"Hern mnie uważnie, Zachariasze. Liberałowie są już wystarczająco skompromitowani. Teraz możemy pokazać nasze prawdziwe stanowisko tworząc idealny ustrój niewolniczy. Ich habe dokument na jeder chazer w ten lande." - unosił głos podirytowany Korwin.
"Będzie jak postanowisz, Mistrzu Goldberg, ale tymczasem zechciej kontynuować odgrywanie roli liberalnego pomyleńca w muszce." - błagał mój szef.
"Zgadzam się na znanych nam obu warunkach" - powiedział JKM i wyciągnął z teczki fartuszek z liczbą 33 wpisaną w trójkąt.
Teraz skojarzyłem fakt przyłapania przeze mnie Zygmunta Solorza-Żaka w kiblu przy stołówce pracowniczej w chwili prania damskich ciuszków.
W tym momencie przez przypadek kopnąłem blaszane wiadro. Niestety zdali sobie sprawę, że właśnie dowiedziałem się zbyt wiele o ich wzajemnych relacjach. Piszę teraz ze schowka na szczotki z mojego SE k508i. Nie wiem gdzie chcą mnie zabrać, ale mówią coś o Joszefe Ratzenbergerze i lochach Wiecznego Miasta. Nie wiem czy jeszcze wrócę do Ojczyzny. Bateria mi się wyczerpuje. Kochałem was.

  • 1