Wpis z mikrobloga

Dziś kolejny dzień podążam do obozu zagłady. Tak, polskiego obozu zagłady. Obóz zagłady to taki ośrodek wypoczynkowy średniego standardu. Są gorsze, ale i podobno w cywilizowanej Polsce są lepsze. Ośrodek obok mojego ma już tak wbite, że zostawia pajęczyny w domkach letniskowych (może jako ochronę przeciw innym insektom ? Kij wie).

Wszyscy ludzie którzy potrafią liczyć do 100 i mają minimum kultury raczej nigdy tu nie wrócą. Szczerze rozmawiam z nimi odnośnie warunków jakie tu panują i w sumie im się nie dziwię. Oczywiście są wyjątki - ale te wszystkie wyjątki znam już z imienia i te osoby jakoś tak ... z sentymentu wracają pomimo wszystko do tego ośrodka i jakimś cudem udało im się zachować kulturę osobistą i resztki mózgu.

Najczęściej goście tego ośrodka to specyficzny typ osób. Przyjeżdżają co roku,a co roku jest coraz gorzej. W tym roku oprócz tego, że jest gorzej niż w poprzednim jeżeli chodzi o standardy to jest i drożej. Co roku składają skargi w biurze, drą ryja na recepcjonistów, wszystko im się nie podoba ... aby wrócić w kolejnym roku. Vaas z Far Cry 3 powinien im opowiedzieć o definicji szaleństwa.

Sam ośrodek jest swego typu paradoksem: zarabia za dużo, aby upaść i za mało, żeby przeprowadzić jakieś sensowne zmiany. I tak trwa w najlepsze ten festiwal biedy udającej miejsce wypoczynku dla Januszy. Thug life. W dodatku ośrodek miejski więc zawsze miasto coś pomoże - tak mi się przynajmniej wydaje.

Jako recepcjonista robię za pocztę polską i roznoszę pocztę z biura do lokali na terenie ośrodka (miejski ośrodek, spory - część terenu pod dzierżawą). Wywieszam plakaty dziwnych imprez. Melduję ludzi przybywających na ośrodek (system meldowania jest tak nieefektowny i bezsensowny, że moje miejsce pracy wygląda jak średniowieczne skryptorium). Rozwiązuję problemy gości, które nigdy nie powinny istnieć (Np. wynająłem kobiecie domek letniskowy i za chwilę musiałem wycofać sprzedaż, bo jak się okazało poprzedniej nocy padało, a w domku przeciekał dach - łóżka, podłogi i wszystko w piachu z dachu i wodzie). Jednak moją najważniejszą funkcją jest uczenie ludzi matematyki w zakresie z podstawówki. Czekam na jakieś dotacje z UE, które pozwolą mi wstawić tablicę do recepcji. Póki co wydaję równania na małych papierowych kartkach. Niestety większość ludzi przybywających nie jest w stanie policzyć np. ile kosztuje ich pobyt na polu namiotowym, jeżeli doba od osoby wynosi np. 10 złotych a opłata klimatyczna 1,90. Spora część osób uważa, że między np. 20 a 27 danego miesiąca jest 5 dni. Jeżeli jest weekend lub duże obłożenie ośrodka to moja praca w której spędzam 8 h dziennie (częściej 9, ale i tak nikt mi nie zapłaci za nadgodziny - o tym za chwilę) przez co najmniej 1 h i 30 min polega na słuchaniu wyzwisk klientów. Autentycznie. Przykładowo wczoraj powiedziałem człowiekowi, że nie znam numeru do instytucji xyz - stwierdził "gówno" po czym dodał "to #!$%@?".

Ok, więc dlaczego spędzam w ogóle w pracy 9 h zamiast 8 ? Najczęściej jest tak przy dużym obłożeniu ośrodka. Jeżeli jest otwarte biuro dowalają nam jakieś bezsensowne rzeczy do pracy których nie jesteśmy w stanie zrobić, bo zajmujemy się gośćmi ośrodka. I tu zostają 2 rozwiązania: skończyć pracę po 8 h i zostawić z tym bajzlem osobę na kolejnej zmianie, lub zostać 9tą godzinę. Zwykle wybieram tą drugą opcję, aby praca recepcjonistów wyglądała choć trochę normalnie - autentycznie szkoda mi osób pracujących tam z ludźmi. Już dawno dostaliśmy informację, że nikt nie dostanie kasy za nadgodziny. Taki mamy klimat. Piątkowym hitem, kiedy jest mnóstwo przyjazdów, jest przyjście kogoś z biura na 30 min przed końcem zmiany ze stosem papierów do zrobienia w trakcie mojej zmiany - przy czym osoba z biura zwykle jeszcze około 1-3 min próbuje w ogóle podejść do recepcji, bo jest taki tłum ludzi.


#gorzkiezale #pracbaza
  • 3
  • Odpowiedz