Wpis z mikrobloga

#pasta #popek #gangalbanii ##!$%@?łową #ocieplaniewizerunkupopka

Dziwnie mi się w ostatnim czasie w życiu układało anoni, więc jak wiecie trochę nie pisałem, ale już pędzę nadrobić. Skończyłem w końcu studia, z opóźnieniem niemały trzeba przyznać, ale jednak, więc to raczej na plus. Problem w tym, że jak je zaczynałem to miały być one gwarancją objęcie przeze mnie w mig po ich ukończeniu prestiżowego i wysoce płatnego stanowiska kierowniczego, jednak okazało się to być mrzonką i zagrywką marketingową branży szkolnictwa wyższego, rozkwitłej na wyżu demograficznym. Tysiąc czterysta trzydzieści na rękę mi najwyżej zaoferowali i to też już z wliczonymi nadgodzinami i bez chorobowego, więc ten słynny prekartiat mocno. Jeszcze matka na emeryturę mostowo-pontonową poszła, więc nie miałem serca od niej brać dalej, bo sama z komornym już zalega.
W tej sytuacji pozostały mi dwa wyjścia – zejść na drogę występku i napadać na kasyna Las Vegas 24h i kasy kredytów-chwilówek, albo wyemigrować. Ta pierwsza opcja, jakkolwiek kusząca, była jednak mało rzeczywista, bo predyspozycji psychofizycznych do takiej działalności to ja raczej nigdy nie miałem i nawet jak w telewizji są takie sceny akcji, to się potrafię spocić oglądając.
No to pożyczyłem na rozruch pieniędzy od babełe, wujków i jeszcze takiego Piotrka co mu się powodzi, i pojechałem do Londynu.
Różne tam miałem przygody i długo by opowiadać. Koniec końców szczęśliwie tak się złożyło, że i pracę znalazłem i mieszkanie. Mieszkanie w dalekiej trzeciej strefie, za duże może nie jest bo tylko dwa pokoje, ale ścisku strasznego też nie ma bo z 7 współlokatorów to trzech pracuje na nocki i można sobie wtedy przez sen pełną piersią odetchnąć. Trudno mi sobie wyobrazić jaki luksus tych trzech ma w ciągu dnia, jak cała reszta do roboty wychodzi.
Z pracą to nawet jeszcze lepiej, bo jestem specjalistą niepodległym i żaden majster nade mną nie ma mocy, tylko sobie sam jeżdżę od klienta do klienta komunikacją miejską, na którą to mam kartę ojster służbową. A jeżdżę tak po to, żeby wykładziny prać – dostałem machinę karczera, co sobie takimi szeleczkami w na czas podróży na plecy zakładam, mam rurę z głowicą piorącą co też na plecy wrzucam i mam torbę z płynami, co w ręku dzierżę. Nie powiem, zdarzały się sytuacje nieprzyjemne, jak raz na przykład jechałem na Barking na zlecenie i ze mną w wagonie byli rodacy po spożyciu i jeden do drugiego powiedział, że patrz #!$%@?, pogromca duchów #!$%@?, i wszyscy w rechot. Dwie stacje wcześniej wtedy wysiadłem i kawałek autobusem, a kawałek na piechotę podszedłem.
Są też większe machiny do tych wykładzin, jak jest większa powierzchnia do wyczyszczenia, ale do takich to już trzeba samochód mieć. Dlatego ja tak tylko do 700-1000 skwer fitów robię, mieszkania prywatne najczęściej, biuro podróży jakieś czy placówkę banku z tych mniejszych. Wczoraj właśnie 500 fitów miałem u księgowego na Putney, potem zieloną linią do Mile End, tam przesiadka w czerwoną w sensie Central, i na Leytonestone do studia muzycznego. Tam 1100 fitów ponad było samej wykładziny, więc roboty aż do wieczora, a drugie tyle jeszcze w panelach mieli, no i minikuchnie i kibel w glazurze.
Czyszczę sobie czyszczę, ci artyści różni się mną nie przejmują ani ja nimi. Dwóch tylko takich siedziało na kanapie wielkiej, łiski z kolą piło i się na mnie patrzyło z ewidentną pogardą. Jeszcze inne używki nawet tam mieli ale to już nie mogę mówić, bo pracz wykładzin to jest jak ksiądz, co wszystko wie ale słowa szepnąć nie może, bo nas obowiązuje tajemnica zawodowa. Oj jakbym ja wam powiedział u kogo ja wykładziny czyściłem, postaci z gazet i telewizji znanych, co ludzie w domach mają i czego ja tam się nasłuchałem, to by wam się cały świat zawalił. No ale nie mogę, więc się nie zawali.
Wracając do tych dwóch, to niedługo się zorientowałem, że jeden z nich to Polak jest. Widać, że mu się ułożyło w tej Anglii bo miał różne ekskluzywne dodatki z kruszców szlachetnych i garnitur taki zauważalnie drogi. Temu drugiemu tłumaczył, że zaraz przyjdzie jakiś tam jego artysta i on sam zobaczy, że na nim to jeszcze nieźle można zarobić. No i rzeczywiście za chwilę ten artysta przychodzi, i wierzcie mi teraz lub nie, ale był to były członek hiphopowej grupy Firma i zawodnik MMA Paweł Rak, w środowisku diaspory albańskiej na Wyspach Brytyjskich znany jako Popek.
Ten z kanapy się go pyta, czy Popek mu jakiegoś nowego numera napisał hehe, a Popek mówi, że coś tam napisał ale nie za dużo, bo on tak na zawołanie to nie potrafi. To ten z kanapy się już widać zdenerwował trochę i ripostuje, że dużo napisane to dużo nagrane, a dużo nagrane to dużo #!$%@? hajsu #!$%@?, więc żeby się Popek lepiej starał, no ale niech daje co tam ma.
To Popek wyjął kajecik i czyta

nie przewidywałem, nie przewidywałem deszczów wschodzących
na jałowych drogach,
w zawiei deszczów jedynej strony świata: strony twego listu, dżdżu,
nie przewidywałem ani ziarna dżdżów

Gość w złocie nawet mu nie dał dokończyć tylko jak nie wrzaśnie, że tłumaczył mu przecież sto #!$%@? razy, że ma się do #!$%@? pana rymować, bo inaczej to zarapować się nie da w ogóle. Popek głowę spuścił i zmieszany tłumaczyć zaczyna, że to bardziej deklamacja miała być, przy gitarze na przykład albo harfie, ale tamten nieprzejednany mówi, żeby coś innego nawijał. Więc

Popek znowu zaczyna.
Zobaczyć świat w ziarenku piasku,
Niebiosa w jednym kwiecie z lasu
W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar,
W godzinie – nieskończoność czasu

Facet go podkręca, że no dalej dalej, a Popek wyjaśnia, że to już koniec. Tamten ryknął śmiechem, mówi, że z tego to przecież 20 sekund kawałka maksymalnie wyjdzie, że na jutubie to nawet się reklamy dobrze wyświetlić nie zdążą i skąd niby hajsy
wtedy będą, że dłuższe musi #!$%@? być. No dobra, Popek kolejny tekst próbuje.

Niech nasze oczy przed skonaniem
Nie widzą jak się wloką szyny
Ale daj dłoniom celność, Panie
Aby się skrwawił mundur siny
Daj nam zobaczyć zanim gardła
Zawrze ostatni, głuchy jęk
W tych butnych oczach, w łapach z pejczem
Zwyczajny nasz człowieczy lęk

Ten gość mówi, że już troszkę lepiej bo i się rymuje i też chyba o #!$%@? policji jest, ale nadal jakieś takie #!$%@? zamulone, że dobra, że ostatnia szansa…

Bywał tu niegdyś: jeszcze nie w bryczesach –
w palcie flauszowym. Czesał się pod górę
Później bywalców kawiarni wyczesał
aresztem i tak wykończył kulturę
mszcząc się jak gdyby (nie na tych denatach,
lecz na Epoce) za pustki w kieszeniach,
nudę, złą kawę i upokorzenia,
jakich doznawał, gdy przegrywał w skata.

W tym momencie ten facet się wściekł już kompletnie, aż szklanką z łyski rzucił o ścianę i drze się na Popka, że tak to jest jak się mu #!$%@? da wolną rękę i chłopaki go ostrzegali, że trzeba gotowy tekst do rapowania dawać i tyle, że on na szczęście ma coś przygotowane bo inaczej to by tylko czas zmarnował, i daje Popkowi kartkę z tekstem. Popek się przygląda, pobladł na twarzy i mówi, że to jest zbrodnia na słowie, że to same wulgaryzmy i grafomania okrutna. Na to facet odpowiada, że jak się #!$%@? nie podoba, to on może jakiemuś tam swojemu koledze przypomnieć, żeby ten europejski nakaz aresztowania puścił z ministerstwa i wtedy Popek zamiast do tych teatrów przy Shaftesbury Avenue to będzie sobie chodził w kółko po spacerniaku w zakładzie, i to też tylko godzinę dziennie.
Popek tylko spuścił głowę i wchodzi do tej kabiny muzycznej, podchodzi do mikrofonu ale widać, że słowa mu nie chcą przejść przez gardło. Facet w szybę tłucze i mówi, żeby lepiej się #!$%@? streszczał bo godzina w studiu 200 funtów #!$%@? szterlingów kosztuje.
Popek zaczął powoli rapować, a jak doszedł do momentu
#!$%@? nad głową, pi-pi-#!$%@? nad głową
Kręć dupą swoją kre-kre-kręć dupą swoją
to po policzkach z czarnych oczu popłynęły mu czarne łzy.
Ja nie mogłem już patrzeć na upokorzenie tak wielkiego artysty, nogą ukradkiem kabel od karczera wyciągnąłem z kontaktu, zakląłem pod nosem, że niby się machina popsuła i ja jutro wrócę w takim razie. Spakowałem płyny i uciekłem. Mieszkam koło Hendon Central, więc najszybciej by mi było do Tottenham Court a potem czarną linią, ale jak sobie te łzy przypomniałem, to jednak wolałem pojechać autobusem z trzema przesiadkami, a potem jeszcze kawałek na piechotę.
  • 1