Wpis z mikrobloga

Jednym z największych koszmarów młodych rodziców jest podawanie dzieciom leków. Oczywiście nie wszyscy mają z tym problem, bo są maluchy, które łykają wszystko jak ci z głównej.

U mnie niestety był problem i mimo stosowania różnych technik i podstępów każda próba podania leku była drogą przez mękę i dla mnie i dla dziecka. Wszystko zmieniło się po pobycie w szpitalu, gdzie lekarz oraz jedna z pielęgniarek pomogli mi zrozumieć błędy, jakie popełniałem.

Pierwsza kwestia jest czysto techniczna. Strzykawka do podawania syropów to bardzo potężne narzędzie, tylko trzeba wiedzieć jak jej używać. Według pielęgniarki, która codziennie mierzy się z tym zadaniem końcówkę umieszczemy z boku, na wewnętrznej stronie policzka i tam dawkujemy lek. Dziecko łagodniej odczuwa jego smak oraz minimalizujemy w ten sposób ryzyko zakrztuszenia. Można to zrobić nawet przy zaciśniętych przez malucha zębach.

Druga kwestia jest trudniejsza i dotyczy sfery psychicznej. Tu z pomocą przyszedł lekarz. Zwykle po niudanej próbie podania (dziecko krzyczy, pluje, wymiotuje...) rodzice odpuszczają. Po pierwsze nie wiedzą ile leku dziecko jednak przyjęło, a po drugie nie chcą eskalować sytuacji. Dla dziecka to jasny sygnał, że jego arsenał możliwości jest skuteczny i sięgnie po niego przy kolejnej próbie podania leku. Trzeba dziecko przełamać, podając lek aż do skutku. Wypluje, zwróci - podajemy kolejny raz. Najlepiej to zrobić na preparatach typu Panadol, gdzie dawka potencjalnie niebezpieczna dla dziecka jest kilka do kilkanaście razy wyższa od zalecanej. Przyznam, że nie było to łatwe, ale przy czwartej lub piątej próbie córka wypiła całą zawartość strzykawki. Zabrzmi to dziwnie, ale wyglądała na zrezygnowaną, jakby zrozumiała, że dalsza zabawa nie ma sensu. Od tamtej pory podawanie leków nie jest już takim stresem, choć wieczorne sesje czasami bywają trudne. Histerie, krzyki, plucie czy wymioty na zawołanie to już jednak przeszłość.

Życzę wytrałości wszystkim wykopowym rodzicom.

#zonajeszczeniebijealezacznie #psychotata
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@podobno_mialem_multikonta: obie zasady potwierdzam - nie mówił akurat nam tego lekarz, ale stan w którym była córka nie pozwalał nam zignorować żadnej dawki leku. Na początku to trwało. Podanie dwóch czy trzech leków mogło nam zająć pół godziny ale nigdy nie odpuszczaliśmy. Patent z wstrzykiwaniem pod policzek to majstersztyk bo zaciśnięte zęby nie zablokują syropu :) Walka trwała kilka dni. Obecnie córa jest cały czas na lekach (dwa miesiące w
  • Odpowiedz