Wpis z mikrobloga

Czytając ciurkiem piekielne opowieści trafiłem na kilka związanych z rzucaniem śniegiem i przyległościami. Przypomniało mi to historię z trudem opowiadaną przez kolegę. Trud wynikał z napadów niepohamowanego śmiechu kolegi, gdy tylko sobie ja przypominał. Ale do rzeczy, która miała miejsce kilka dobrych lat temu.

Dolny Śląsk, Głogów, parking przy jednym z osiedli. Zima. Piekielne dzieci korzystają z okoliczności przyrody rzucając się śnieżkami. Do super-hiper-wypaśnego Mercedesa wsiada jego piekielny właściciel. W tym momencie samochód zostaje przypadkowo 'postrzelony' śnieżką. Piekielna reakcja piekielnego właściciela sugeruje, że pocisk zawierał ładunek wybuchowy. Obrzucone wyzwiskami po całej długości i szerokości piekielne dzieci odpowiedziały zmasowanym ogniem śnieżnym (?) i w zorganizowanym pośpiechu wycofały się na z góry upatrzone pozycje pomiędzy blokami. Na placu boju pozostał kierowca, wokół którego parował roztopiony ogniem świętego oburzenia śnieg, oraz osierocony przez dzieci bałwan. Kierowca zajął miejsce za sterami i postanowił zrobić użytek z celownika zamontowanego na masce. I tak nieszczęsne dziecię zimy w osobie bałwana przyjęło na klatę cały impet kontrnatarcia pana w Mercedesie.
I tu mogłyby się skończyć drobne piekielności tamtego dnia. Ale nie, gdyż bałwan posiadał solidny kręgosłup w postaci hydrantu, na którym osadziły go dzieci.

#czystyubaw #pasta #fake
  • Odpowiedz