Wpis z mikrobloga

#rozdzial X

Powoli się budzę, powoli bo nie otwieram oczu, wyobrażam sobie, że ...
nic nie chcę sobie wyobrażać, po prostu otwieram oczy...
Co widzę? Sufit... Nic więcej, właściwie to biel, pustkę... Pustość...
Czy mam jakiś pomysł? Nie, żadnego, będę iść z wiatrem, tylko czuję, że ten wiatr będzie wiał tak bym nie mógł iść do przodu.

Ile tak wytrzymam? Czy dam radę sam ? Nie wiem, nie czuje teraz nic, tylko pustkę...
Wstaję, jem, myję zęby, to z przyzwyczajenia, bez żadnego zastanawiania, automatyczne ruchy, jak robot, jak bym był zaprogramowany... Nie ... nie chcę tak żyć, nie chcę tego.

Ciekawe... nie paliłem już 2 lata. Schodzę po klatce, w połowie drogi, znużony tą nagłą nic nie znaczącą zmianą, idę na klatkę i wsiadam do windy. Nie zastanawiam się nad niczym, czy numer, czy winda jedzie sprawnie, nie słyszę nic... Otacza mnie pustka. Wysiadam, idę do sklepu, sztuczny uśmiech, sztuczne dzień dobry, sztuczna używka, sztuczne pieniądze, płacę kartą... Wszystko jest takie sztuczne, bez sensu, wracam do domu... Dziś kolejny dzień użalania, nie zrobię nic, kompletnie nic, nie pomyślę o niczym ważnym, a raczej istotnym, bo teraz najważniejsze jest to żeby dobić się bardziej, by jak najszybciej osiągnąć dno i z niego wyjść. Wiadomo, że czasami można ugrząźć na mieliźnie, ale ... warto zaryzykować, nic lepszego, czy gorszego mnie nie czeka.
Stan w którym się znajduję można w skrócie określić jako marazm.

Kolejny dzień, na podłodze dwa niedopałki, na stole pusta flaszka, na fotelu, coś... to chyba koszulka. Pierwsze co robię wstaję i odpalam papierosa, kupiłem już drugą paczkę...

Sprzątam, jeśli można tak nazwać wrzucenie wszystkiego ze stołu do kosza.
Nagle słyszę pukanie...
Nikogo się nie spodziewałem, kto to może być?
Podchodzę do drzwi i nasł#!$%@?ę,
słyszę cichy oddech, i pukanie.
Odskoczyłem od drzwi, wystraszyłem się. Otwieram!

-Dzień dobry, czy dobrze trafiłem?
-Kim jesteś?
-Szukam problemów...
-Co?