Wpis z mikrobloga

Miałem parę dni temu taką sytuację:
jechałem do pracy, jak co dzień. Muzyczka, fajeczka, głowa w chmurach itp. Zorientowałem się, że jadę za szybko, kiedy poczułem, że nie mam kontroli nad autem. Trudny, zacieśniający się zakręt z "hopką" na skrzyżowaniu. Po chwili leżałem w rowie po drugiej strony drogi na stronie pasażera. Ze mną wszystko OK, nikomu nic się nie stało, droga była pusta. Odpiąłem pasy, wyszedłem jak czołgista. Zatrzymywał się każdy. Pytali, czy wszystko w porządku. Po 10 minutach wóz stał już na kołach, pojechałem do pracy, zamówiłem lusterko za 60zł, wyklepałem błotnik (nic więcej się nie stało). Jutro auto będzie jak nowe. Po wpisie o śmierci jednego z mirków naszła mnie refleksja na temat tamtego zdarzenia. Co zrobiłem nie tak? To już wiadomo - nie myślałem. Co zrobiłem podczas poślizgu? Przecież zawsze uważałem się za dobrego kierowcę. Wiecie jak to jest: zawsze 20km/h więcej, coś wyprzedzę, czasami odpuszczę... Pewnie tak jak większość. Ale po przemyśleniu - od czasu złapania poślizgu ja... Nie zrobiłem nic. To było kilka sekund, kiedy siedziałem jak małpa w aucie i czekałem co się stanie. Nie hamowałem (nie pamiętam ABS na stopie), nie założyłem kontry, nie gazowałem, niczego nie wciskałem. Jechałem bokiem i wyrżnąłem. Dobrze, ze w nikogo nie przywaliłem i dobrze, że miałem pasy. Uważajcie na drodze, myślcie i zapinajcie pasy.

  • 5