Wpis z mikrobloga

Zataczam skromne kółko przed wejściem do klubu. Od rana chodzę rozedrgany od wewnętrznej orkiestry dawno uśpionych emocji. Zapach świeżej myśli budzi we mnie wszystko to co najlepsze. Rozglądam się za znajomymi twarzami. Z góry wiem, że takich nie będzie, ale lustrzany obraz przyszłości zawsze może odbić się na jakiejś sympatycznej twarzyczce. Kogo dzisiaj zbrukamy niewidzialny sekundancie? Jeden, dwa, trzy kroki i przekroczę bramy nocnej aury przyjemności. Muzyka rozkosznie zadamawia się w głowie. Prosty bit współgra z atawistycznymi demonami błędnika. Oddech przyśpiesza, ludzie wokół mnie częstują zapachami. Kobiety są oleiste, pełne migdałów. Zastanawiam się czy wystarczy, że przejadę się na wspomnieniach zeszłego tygodnia, czy znów popłynę na mefedronowej fali. Siedzę przy barze, co raz bardziej zapominam o pustce dni minionych. Tysiące stron, setki historii są moim zabezpieczeniem. Jestem poza pokojem, poza wszelką wątpliwością nie ma mnie w matni samotności. Euforia narasta, decyduję się wskoczyć w wir nieskończonej, serotoninowej przygody. Delektuje się momentem oczekiwania. Lustruję wszystkie roztańczone dusze na parkiecie. W duchu mówię sobie, że wszelkie rozterki i oznaki dystansu stłamszę niczym wszystkie wartościowe znajomości, które miałem okazję zawrzeć i szybko skończyć w swoim życiu. Paradoks wlewa kolejną dawkę wymiernej jednostki szczęścia. Mała ołowiana kula w żołądku ciąży podczas podróży do kibla. Jest ostatnią oznaką zostawianego świata, przede mną jawi się wyłącznie kolorowa przystań rosnącej hecy egzystencji. Wygłuszona muzyka sprzyja chwili popisowej słabości, a może wielkiej troskliwości. Odpowiem na to pytanie jak będzie mi dane przeżyć wystarczająco krótko na ziemi pełnej zamkniętych kopert. Mój przyjaciel radośnie kruszy się na ekranie telefonu. Banknot roztacza woń sukcesu. Lawina w nosie leci nad wszelkimi intruzami i dociera do opuszczonego schroniska. Chrobocze we mnie przyszłe zwycięstwo. Wszystko jest już przygotowane, czekam na pozwolenie do pierwszej chwili ostatniego życzenia. Istnieję, jestem, budzę wszystko wokoło i we mnie. Rozlewam na wszystkich dookoła iluzję piękna świata. W siatce bezwarunkowej euforii nie ma żadnych dziur, każdy jest moją słodką ofiarą. Cieszę się kłamstwem, jestem chemicznym kłamcą i nie chcę wychodzić z tej roli.

  • 1
  • Odpowiedz