Wpis z mikrobloga

@reflex1: ja chciałam zjeść sobie raclette taką prawdziwą topioną z wielkiego kawałka na chlebie, ale nie znalazłam ;; a jak byliśmy zjeść ( w końcu jednak w tej drugiej restauracji obok armat, bo w brasserie byli niemili, jak się chcieliśmy o coś zapytać) i tam fondue wzięliśmy. Ogółem fondue z szynką i grzybami ;_; nadal chce mi się płakać z zachwytu ;; Wyszliśmy obżarci jak ja nie
@tusiatko: W Genewie raclette tylko z ziemniakami. Clemence ci poleciłem, ale na drinka, a nie jako resto. A co do pogody, to czasami jak pojawią sie chmury w listopadzie, to słońce widzisz dopiero w marcu. Gdyby nie zajebista czekolada, to by człowiek w depresję popadł :)