Aktywne Wpisy
belv +150
Ma ktoś podobnie jak ja, że nie pamięta nic z matury? xD Nie mogę sobie przypomnieć nawet tematu wypracowania z polskiego, a pisałem ją całkiem niedawno, 7 lat temu.
#matura
#matura
HausHagenbeck +120
Dla tych co chcą uzyskać dostęp do mikrobloga+ i mieć za darmo arkusz maturalny to musicie w komentarzu napisać kod poniżej:
@m__b
@a__s
#matura #matura2024
@m__b
@a__s
#matura #matura2024
Too long, didn't read - na dole.
Cóż... w końcu trzeba napisać coś o sobie na mikroblogu. Od razu mówię, że nie potrzebuję współczucia, bo nie jest mi potrzebne. Nie mam też jakichś fantastycznych historii jak Samiec Alfa, Pitrasia, ktokolwiek inny - jestem zwykłym człowiekiem.
Tak więc - mam... no tyle lat ile mam w profilu, zazwyczaj nie kłamię w Internecie i dane tam podane są w stu procentach prawdziwe. Jestem też bardzo cichym i spokojnym człowiekiem, a jedynym mym uzewnętrznieniem ze światem jest właśnie Internet. I tak - nigdy nie miałem dziewczyny*, a od małego byłem zazwyczaj niezdarny. Mimo że nie jestem za przemocą, w okresie od 7 do 9 roku życia biłem się z "kolegami z podstawówki". W tym też czasie zakochałem się na zabój w koleżance z klasy.
Mijały lata, niby dorastałem dobrze, niby udało mi się coś tam osiągnąć i zapoznać z ojczystym językiem, niby w końcu miałem dobre oceny i udzielałem się za gówniarza w konkursach i wygrywałem nawet jakieś dyplomy/nagrody, ale do prymusów nie należałem. Zazwyczaj byłem w przedziale średniaków - średnia 4.0, 4.2, maksymalnie w VI klasie podstawówki - 4.4. Powodem "tak niskich średnich" było to, że zwyczajnie nie lubiłem się wywyższać i popisywać swoją wiedzą. Wolałem stosować zasadę "powiedz tylko tyle, o czym chcą wiedzieć, a jeśli czegoś nie wiesz - zamilcz". Wtedy też pierwszy raz poznałem takie pojęcie jak "hipokryzja" - kolega przychodzi do mnie do domu, w tym czasie wujek się skaleczył podczas naprawy "czegoś tam" i powiedział
Na drugi dzień dowiedziałem się, że u mnie w domu się bluźni, lecą "takie wulgarne słowa jak #!$%@?" i ogółem - patologia. Więc dlaczego miałbym kogokolwiek wyprowadzać z błędu. Zacząłem więc - w wieku 11 lat - słuchać Liroya i bluzgać. Dla jaj. Teraz wiem, że to był pierwszy błąd...
Potem przyszły czasy gimnazjum, rozstanie z i-tak-nieujawnioną-miłością-swojego-życia (bo po co było jej mówić cokolwiek - przecież ona wie. Chyba*), dół. Kolegów - mimo że w podstawówce byli #!$%@? i konfidentami - lubiłem, a ci nowi... Byli "#!$%@?", jak to stwierdziłem. Co prawda stosunki w miarę otwierania mojej gęby się pogłębiały, nawet udało mi się porozmawiać parę razy z dziewuszkami, ale w tym czasie zacząłem się zamykać w sobie, bo ciągle myślałem o tej swojej pierwszej miłości.
W czasie gimnazjum (w wieku 14 lat) doszły też kolonie w Kołobrzegu, dwutygodniowe, na których to miałem głodówkę, bo zwyczajnie sobie nie radziłem (byłem ciotą) i nie zawsze zdążyłem zjeść śniadanie, którego nie starczało akurat dla mnie. Dostałem #!$%@?. Ostry i to od "kolegów" z mojego miasta. Żyć, nie umierać. Przy okazji - dobry sposób na schudnięcie o 10 kg i nabycie kilku siniaków. Polecam - Krzysztof Ibisz.
Od tego czasu zacząłem coraz bardziej się zamykać. Postanowiłem posiedzieć cicho jak mysz pod miotłą, zamiast się udzielać. Jedynym wyjściem był jakiś konkurs z biologii, który mogłem wygrać, bo w końcu kumaty byłem, a zadania były cholernie proste. Poszło nawet dobrze, byłem drugi. Niestety - przy odebraniu nagrody za drugie miejsce całe forum szkolne zaczęło się ze mnie śmiać. Czemu? Nie wiem, nie odebrałem nagrody, pobiegłem z płaczem do domu i przez tydzień nie przychodziłem do szkoły. W tym czasie zamknąłem się w sobie całkowicie, ale po tygodniu uznałem, że czas "wyjść na dwór" - co też uczyniłem.
Po pewnym czasie próbowałem zapomnieć o tym, ze skutkiem... Mizernym. Niby normalnie gadałem z innymi, ale w dalszym ciągu miałem ból dupy o to, że zostałem wyśmiany. W końcu postanowiłem sobie, że... zamknę się w sobie, będę odpowiadał zdawkowo i tylko wtedy, gdy ktoś mnie o co zapyta**.
W trzeciej klasie gimnazjum musieliśmy się przeprowadzić. Było mi z tego powodu strasznie wszystko jedno, bo i tak coraz rzadziej wychodziłem z domu, a i wyniki ocen pogarszały się wprost proporcjonalnie do zamknięcia się w sobie. Po przeprowadzce dostałem też komputer, który był dopiero wstępem do "prawdziwego #!$%@?". Po odkryciu jego zastosowania potrafiłem grać w NFS Porsche przez prawie cały dzień po powrocie z gimnazjum. I tak aż do samego końca drugiego semestru i wakacji. Dodam też, że gra ta ukształtowała we mnie jedną pozytywną cechę - wiem dosyć dużo o silnikach oraz pojazdach. Marki Porsche... No i dzięki niej skończyłem też zawodówkę*.
W wakacje tego samego roku pojechałem sam (ostatni raz) do wujka, świetnie spędziłem czas i naprawdę było mi smutno, że musiałem wrócić do domu. Niestety - po powrocie uruchomiłem komputer. I zacząłem grać. I tak przez resztę wakacji. Ocknąłem się dopiero tydzień przed końcem wakacji, ale było już za późno - zapisałem się do... Zespołu Szkół Samochodowych, dokładniej - zawodówki.
No. Zawodówka. Jedyne co mam do powiedzenia o niej to to, że to przynajmniej nie było gimnazjum, a i ludzie byli nawet spoko. Szkoda tylko, że wsiąknąłem wtedy całkowicie w tę jedną jedyną grę i napierdzielałem w nią non-stop. Najgorsze jednak było to, że kupiłem sobie telefon pozwalający na łączenie się z siecią 3G (Plusfon 401i). Na początku niewiele wiedziałem co to w ogóle jest, do czego służy, ale z biegiem czasu i informacji (specjalnie poszedłem do biblioteki, aby poczytać o sieciach komórkowych...) nauczyłem się wykorzystywać tak pozyskaną sieć jako... Internet z telefonu w komputerze. Podłączałem więc kabel do komputera po USB i ten sam podłączony kabel do telefonu.
I tak życie mi mijało, mijało, mijało, aż minęła osiemnastka, a ja... o niej zapomniałem. Nie muszę wspominać, że byłem nadal bardzo cichym i spokojnym człowiekiem, prawda?
Potem przyszedł koniec zawodówki, którą to zdałem jakimś cholernym cudem z pięknym świadectwem z samymi dwójkami na koniec roku i zaczęło się... lenistwo. Miałem praktyki w czasie chodzenia do zawodówki, a po praktykach miałem mieć egzamin. Oczywiście udupiłem go na samym początku, bo co innego w grze naprawić silnik, a co innego wymienić tłok w Polonezie. Nie muszę wspominać, że nie zrobiłem prawka, bo nie nauczyłem się niczego na egzamin, prawda?
W międzyczasie napiszę też historyjkę o hormonach, bezpośrednio powiązaną z ową zawodówką.
Otóż - zacząłem mieć coraz dziwniejsze objawy związane ze słuchem - po prostu mnie zawiało i niedosłyszałem na uszy. Poprosiłem więc rodzicielkę o to, coby mnie zapisała do lekarza (bo po co samemu się zapisywać, niech ktoś dorosły to zrobi). No to zapisała mnie, a lekarka zapytała tylko - "ile masz lat, chłopczyku?" - na co odparłem, że "18, rocznikiem 19 proszę pani". Lekarka zrobiła wielkie oczy i prócz preparatu na wyczyszczenie uszu porozmawiała z moją rodzicielką o moim wzroście (159 cm przy 18 latach to chyba za mało), doszły do wniosku, że przydałoby się zapisać mnie do endokrynologa (czy kogoś tam), w celu zbadania mojego wieku kostnego. No to zostałem zapisany, zbadany i z wynikiem "wiek kostny - 12 lat" poszedłem do domu.
Wkrótce potem mieliśmy stawić się w szpitalu w Toruniu, gdzie przebadali mnie prawie przez cały III rok w czasie nauki w zawodówce (której bym prawie nie zdał, ale miałem fajną wychowawczynię, która to rozumiała i dała mi... szansę, którą wykorzystałem). Po stawieniu się usłyszałem, że będę jeździł do szpitala co 3 miesiące na badania, a jeżeli będą pomyślne - dostanę się do szpitala w Bydgoszczy. Tak też się stało i w grudniu - już po tym jak zakończyłem naukę w zawodówce oraz rozpocząłem dwutygodniowe... coś w szkole wieczorowej (o czym poniżej) - dostałem się do szpitala w Bydgoszczy.
Cóż. Przy pierwszej wizycie dowiedziałem się, że należą mi się dosyć drogie leki hormonalne, ale że są jeszcze w fazie testów, to mogę dostać cukrzycy. Na szczęście, po 2 latach zażywania ich, nic złego się nie działo (tylko 30 minut po dostaniu zastrzyku świrowałem i miałem naprawdę dziwne zachowanie), urosłem (aktualnie mam 187 cm wzrostu) i... "#!$%@?łem"**.
Po zakończeniu nauki stwierdziłem, że przydałoby się zmienić kwalifikacje, zarejestrować w pośredniaku i poszukać szkoły pozwalającej na naukę Informatyki. Tak też zrobiłem. Po roku przerwy*** postanowiłem się zapisać do szkoły wieczorowej. Tyle że okazało się, że zajęcia były rano, a kumpel tak fajnie namawiał "#!$%@? szkołę, chodź pograć". Tak też zrobiłem. Byłem zapisany do tej szkoły przez... 2 tygodnie. Potem dostałem pismo o tym, że mnie z niej wyrzucają.
Tak zakończył się kolejny, 19 rok egzystencji, a jeszcze zostały prawie 4 lata do opisania.
Ale to nic, kontynuuję. Więc - w wieku 20 lat zacząłem wreszcie myśleć, iż jestem na tyle dorosły, by samodzielnie zapisać się do szkoły wieczorowej. Niestety - bałem się zapisać, ale pomogła mi siostra cioteczna. Niestety, byłem już bardzo zaangażowany w Internet, którego 5 lat wcześniej nienawidziłem. Wtedy też założyłem konto na portalu "wykop kropka pe-el", niestety - wkrótce o nim zapomniałem (ale sobie przypomniałem, w styczniu tego roku. I usunąłem konto...). Zacząłem w tym samym czasie grać w popularną modyfikację do GTA San Andreas o nazwie SA:MP. Wsiąknąłem w to maksymalnie i postanowiłem nie pójść na "wykłady" tylko po to, aby sobie pograć.
Postanowiłem więc stworzyć własny serwer SA:MP, chodząc do szkoły i wiedząc, że będę musiał zdawać za ~rok egzamin maturalny. Olałem to. W tym samym czasie poznałem też wielu wspaniałych ludzi w Internecie, których zapewne w rzeczywistości nigdy bym nie poznał, a którzy (chyba) rozumieją mnie i którym jednak mogę zaufać (zwłaszcza jednej osobie). Niestety - większość z nich okazała się perfidnymi szmatami, a tylko 2 osoby okazały się zaufane (i wytrzymywały ze mną), przez co do dziś utrzymuję z nimi kontakt. Tego nie żałuję.
Żałuję natomiast tego, że poświęciłem zbyt wiele czasu na głupoty. Na lenistwo. Na gry. I tego, że nie zdałem matury ustnej, bo zwyczajnie na nią nie poszedłem. I że nigdy nie pocałowałem obcej dziewczyny (kuzynka się nie liczy), bo zwyczajnie mi się nie chciało szukać kogoś, mimo że (podobno) "jestem przystojny" (jak to mówi rodzina**). Ot, mam zwykłe przeczucie, że nie świat nie potrzebuje drugiego takiego #!$%@?ńca jak ja. ( ͡º ͜ʖ͡º)
Przyznam się natomiast do tego, że byłem zadowolony, gdy okazało się, że mam dosyć wysokie IQ (127 punktów, mierzone przez psychologa w szpitalu), a jednocześnie byłem smutny, bo nie wykorzystywałem nawet 1/1000 tego, co siedzi w moim myśleniu, psychice, mózgu. Do tej pory nie potrafię zrobić najprostszych rzeczy w czymkolwiek związanym z językami programowania, które lubię i którymi przecież się interesuję, ale nie czytam nawet dokumentacji, która mnie zwyczajnie przerasta, bo nigdy nie jest napisana w moim ojczystym języku i nigdy nie zawiera tego, co ja bym JUŻ, TERAZ, NATYCHMIAST chciał mieć. Dlatego ich nie czytam.
Jedyną rzeczą którą zrozumiałem od początku do końca było pisanie... Ale nie pisanie długopisem (dysgrafia - bardzo brzydki charakter pisma "here"), tylko poprawna gramatyka i umiejętność polszczyzny. To jest to, z czego jestem dumny. No i z tego, że w poprzednim roku, znaleźć pracę (choć szkoda że mnie zwolnili, gdy przeszedłem z Ateizmu na Satanizm), a w tym roku udało mi się też troszkę popracować jak normalny człowiek, udzielać się i zaczynać powolutku i małymi krokami wychodzić ze #!$%@? umysłowego i genetycznego.
* - zawsze myślałem, że nie dojrzałem do takiego stanu świadomości, ażeby uganiać się za dziewczynami, skoro przy komputerze i w Internecie jest tak fajnie.
- niedawno udało mi się samego przekonać, że tak właściwie... nigdy z nią nie będę. Po kilku godzinach intensywnego bólu dupy do całego świata i płaczu, postanowiłem zacząć myśleć realnie.
* - tak to jest, jak się jest skrytym. Nie polecam.
** - i tak, niestety, zostało do dziś...
* - zwyczajnie dostałem zadanie "opisz schemat działania silnika boxer oraz napisz wszystko co wiesz o marce samochodów Porsche". To napisałem. I dzięki temu dostałem 2 na koniec roku, w konsekwencji czego zdałem.
** - nadmiar hormonów spaczył mi troszkę myślenie (w negatywny sposób), wywołał efekty uboczne w postaci "szumu optycznego" oraz pisku w uszach. A, no i sporadycznie dostaję dziwnego zaniku pamięci. O doprowadzeniu do bardzo dużej ilości złamanych zębów nie wspomnę. W dodatku szkliwo mam starte, mimo że ząbki myję, a o liczbie dziur w zębach nie będę pisać, bo jest za duża.
***** - no. Zrobiłem sobie rok przerwy i cały ten rok siedziałem na kijowym Internecie oraz grałem w NFS Porsche.
tl;dr: