Wpis z mikrobloga

Cześć mirki, przepraszam za przerwę, spowodowana była pewnymi sprawami osobistymi. Na końcu wpisu zawarłem pytanie prosiłbym o pozostawienie swojej opinii :)

Tak więc kontynuując ciąg informacji o tym jak wygląda życie w Niemczech kiedy próbuje się je ustawiać nie mając tu nikogo.

Dziś będzie to kilka ciekawostek, wpierw muszę przyznać że absolutnie wypadło mi z głowy że w Niemczech plastikowe butelki od coca-coli itd. są zwrotne kaucja 25eurocentów i należy szukać odpowiedniego znaku na butelce.

Kontroler biletów w metrze nie ma prawa dokonać zatrzymania obywatelskiego podobno i mogę powiedzieć "ok ja wychodzę, nie możesz mnie ruszyć chyba że załatwisz policje w tym momencie" nie wiem ile w tym prawdy ale powiedział mi to syn ludzi od których wynajmuje więc jako 25 letni niemiec więc zakładam że wie co mówi :)

Warschauer str. ma więcej dilerów niż Camden Town w Londynie. Jest to całkiem zabawny widok ponieważ od stacji do barów prowadzi praktycznie jedna droga, ludzie idą chodnikiem a co 10 metrów na trawniku stoi pojedynczy typ i jak tylko zobaczy że patrzysz w jego stronę to się pyta co chcesz. Zdarzyło się że sami podchodzili jak szukaliśmy pubów. Wczoraj albo przedwczoraj widziałem newsa, że policja zamiast zrobić wjazd do parku znanego z obecności handlarzy to tam po prostu rozdawała ulotki na ten temat.

Znajomej skradziono torbę, sądzę że było to na takiej zasadzie że siedzieliśmy na zewnątrz pubu, 2 gości zapytało o drogę i w momencie gdy wszyscy się obrócili w ich stronę ktoś trzeci wziął torbę wykorzystując chwilę nieuwagi albo ją gdzieś zgubiła ale i tak zalecam ostrożność.

Zdarzyła mi się sytuacja, że byłem w innej części miasta kiedy S i Ubahny już nie kursowały jednak mimo tego, że widziałem tylko w którą stronę muszę podążać to bez problemów udało mi się dotrzeć do domu i ludzie byli pomocni. Już też dobrze wiem, że emigracja kwietniowa różni się od październikowej tym że powinienem był wziąć czapkę i rękawiczki bo wieczory są już zimne i się odrobinę pochorowałem.

Zrobiłem duże zakupy w Lidlu aby mieć już zapas jedzenia i zacząć się odżywiać prawidłowo a nie na mieście czy jakimiś gotowcami. Wydałem w sumie 28 euro i wystarczy mi to na całkiem długo, ewidentnie siła nabywcza jest dużo większa niż w PL. Niestety Lidl berliński moim zdaniem jest uboższy w towary w porównaniu do londyńskiego. Muszę przyznać, że jest dla mnie z nieznanych przyczyn wielką frajdą wyjście na spacer do sklepu. Raz, że widzę produkty i uczę się ich nazw w innym języku bardzo szybko a dwa, że spotyka się rzeczy których nie ma na półkach w Polsce. Dodatkowo inne spostrzeżenie, w niemieckich sklepach jest ZDECYDOWANIE mniej polskich produktów niż w Londynie, przez ten cały czas widziałem może kilka produktów kiedy w Londynie były całe polskie sklepy i półki polskich towarów nawet "u araba".

Parę znajomych mi osób zasugerowało przeniesienie tych wszystkich przemyśleń z mikrobloga na pełnoprawny blog. Nie wiem do końca co o tym myśleć i czy wierzyć temu, że aż tak umiem pisać ;) Ktoś poradzi, podpowie, warto przenosić aby dodać jakieś zdjęcia, filmy czy pozostać przy takiej formie?

A jeśli ktoś chciałby sprawdzic poprzednią historię bo widzi mój tag pierwszy raz to odsyłam na #skzuk gdzie opisałem jak wyglądało układanie życia w Londynie mając 1671 funtów i hostel na kilka nocy.

#skzdeu
  • 6