Nowy Orlean z daleka witał mnie kapryśną pogodą Louisiany i Mississippi. W ciągu piętnastu minut jazdy autostradą najpierw jest prawie bezchmurnie, potem tylko pochmurnie, potem przychodzi ulewa, paraliżująca jakikolwiek ruch na autostradzie przez kilka minut, po czym wracamy do bezchmurnej pogody. A właściwie nie tyle paraliżująca ruch, co paraliżująca mnie – nie mogłem dostrzec nawet pasów bezpośrednio przed samochodem, a we wstecznym lusterku widziałem zbliżające się światła innego samochodu, ryzykowne więc było nawet zatrzymanie się. Sytuacja przydarzyła się kilkukrotnie. Cóż, taki mamy klimat.

Po wjeździe do miasto odniosłem niezbyt pozytywne wrażenie. Północno-wschodnia część miasta wygląda po prostu nędznie. Jest to teren w dużej mierze przejęty przez gangi, parające się obrotem narkotyków, prostytucją, wymuszeniami i zbieraniem haraczy. Yvonne – moja gospodyni – powiedziała mi wprost, że nie mam tam czego szukać. Poleciła też knajpkę z rosyjską kuchnią na wieczorny posiłek. W rzeczywistości było tam więcej polskiej niż rosyjskiej kuchni. Ogólnie odnoszę wrażenie, że amerykanie kochają polską kiełbasę, bo w większości knajp, a praktycznie wszystkich pizzeriach, dostępne jest danie z kiełbasą. Ostatecznie wybrałem jakąś roladkę z kapustą, dość podobną do tej, z której zrezygnowałem w domu. ()

Mimo wcześniejszych doświadczeń, idąc w stronę rzeki łatwo zarazić się słynnym duchem Nowego Orleanu. Czuć kolonializm, dużo francuszczyzny, ale co najmniej tyle samo wprowadzili potomkowie dawno sprowadzonych niewolników – voodoo,
aldrael - Nowy Orlean z daleka witał mnie kapryśną pogodą Louisiany i Mississippi. W ...

źródło: comment_sWYvNlnZF0SXLeFaCnNPWRAZTH6CcJZU.jpg

Pobierz
  • 45
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

W Nashville wszystko obraca się wokół muzyki. Najbardziej zdumiewające jest to, że właściwie o każdej porze, oprócz godzin przedpołudniowych, wszędzie w mieście rozbrzmiewa muzyka. Głównie country oczywiście. W kawiarniach można wciąż znaleźć szafy grające, tzw. jukebox, na których oprócz starych standardów, wręcz dóbr kulturowych tego miasta, znajdują się winylowe single dzisiejszych wykonawców. Na ulicach znajdują się skrzynki, przypominające amerykańskie kosze na śmieci, grające single! Idąc ulicą usłyszałem „Blue Ain’t Your Color” i szukając źródła dźwięku zauważyłem czarną skrzynkę, obklejoną wizerunkiem Keitha Urbana. Największe wrażenie robi jednak muzyka w najczystszej formie – grana na żywo.

We wcześniejszym wpisie opisywałem songwriterów grających w kole. To jedna strona medalu, lub może bardziej jedna z aktywności tych muzyków. Po jednej z sesji in the circle którą miałem przyjemność obserwować, wymieniłem kilka zdań z jednym z artystów, dostając przy okazji płytę za napiwek. Jakie było moje zdziwienie, gdy dokładnie tego samego gościa zobaczyłem w klubie The Stage na II piętrze po drugiej stronie miasta, w czasie gdy wykonywał kolejny utwór „na zamówienie” wraz z całym zespołem!

Dlaczego napomknąłem o II piętrze? Ponieważ kultowe miejsca, jak Tootsie’s czy The Stage posiadają nie jedną, a TRZY sceny, kolejno na parterze, piętrze i drugim piętrze lub też… na dachu. Nie zmienia to faktu, że aby dotrzeć na piętro w Tootsie’s i tak potrzebowałem kilku minut, bo klub dosłownie pękał w szwach. Muzyka wylewająca się przez otwarte okna wprost ze sceny działa wabiąco na wszystkich przechodniów – i tych zwabionych perfekcją dźwięków, i „wzrokowców”, widzących zaangażowanie muzyków, którzy grających praktycznie na witrynie. I tak wygląda to w KAŻDYM kolejnym lokalu na Broadwayu, oddzielonym od poprzedniego kilkudziesięciocentymetrową ścianą.

Różne
aldrael - W Nashville wszystko obraca się wokół muzyki. Najbardziej zdumiewające jest...

źródło: comment_QZxqWMxgUI81872PwRtQiY0WJhtHqNwu.jpg

Pobierz
  • 7
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Z Raleigh wyruszyłem wypożyczonym samochodem na Wschód. Przez wiele mil spokojnych pól i dróg otoczonych lasem, wręcz wyjętych z The Walking Dead, dotarłem w tereny wymagające przeprawy przeze rosłe wzgórza gór Great Smoky Mountains. Widoki mógłbym porównać do Tatr po słowackiej stronie, pełne skalisk, widocznych przy drodze, i szczytów widocznych w oddali.

Droga w tym obszarze dzieli się sprytnie na dwoje – jedna część należy do kierowców ciężarówek, którzy nie mają zakazu wyprzedzania, mając za to ograniczenie prędkości mniejsze o 10MPH względem innych, oraz inne samochody, które mkną lewą stroną jezdni. Amerykańskie poczucie obowiązku widać wśród obu stron – ani jednej wyprzedzającej ciężarówki, oraz ani jednego kierowcy osobówki, który w znaczy sposób starałby się przekroczyć prędkość. Wszystko to służy naprawdę pięknym widokom.

Postanowiłem w pewnej chwili, pod wpływem pięknej architektury sakralnej, zjechać z autostrady by sprawdzić, czy będę mógł uraczyć się jakimś swojskim jadłem. Miejscowość, do której zjechałem, nosi nazwę Swananoa. Tam skusiła mnie knajpa o wdzięcznej nazwie Okie Dokies Smokehouse, serwująca grillowanego kurczaka. Środek niczego, w niewyczuwalnym pobliżu autostrady, pełen lokalnych przysmaków – magia. Tam również usłyszałem pierwsze oznaki zmiany klimatu – południowy akcent.

Późna
aldrael - Z Raleigh wyruszyłem wypożyczonym samochodem na Wschód. Przez wiele mil spo...

źródło: comment_fjHr9cNsLdzuwW6f92THUYhlKg0ioAC1.jpg

Pobierz
  • 18
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Po pięciu dniach wreszcie przyszedł czas rozpocząć właściwą podróż – Południe. Mój autobus ze stolicy odjeżdżał o 15:05 z Union Station, pięknego reprezentacyjnego dworca, ulokowanego nieopodal Kapitolu. Podróż dwuodcinkowa, więc miejscem przesiadki było Richmond, VA. Autobus z szybkim wi-fi, działającymi (tym razem) gniazdami sieci elektrycznej oraz naprawdę ogromną ilością miejsca na nogi! Świetnie! Jakaś czarnoskóra kobieta awanturuje się w samym przodzie, ale słuchawki na uszy i można jechać. Podróż upłynęła gładko, ale z tego miejsca:

SERDECZNIE NIE POLECAM KORZYSTANIA Z USŁUG FIRMY:


Punktem docelowym było Raleigh, NC. Autobus miał wyjechać o 18:15, o 18:00 byliśmy już w Richmond. Niestety wspomniana wcześniej kobieta ma nierówno pod sufitem i wszczęła 3 kłótnie w ciągu 10 minut, a przed samym wsiadaniem do pojazdu napatoczył się jej kierowca, którego w wyniku kłótni… pobiła! #truestory ( ͡° ʖ̯ ͡°) Tak, to ten typ niezależnej black-lives-matters twardorękiej murzynki wielkości miejskiego różowego samochodu stojącego na tylnym zderzaku. Chyba jej się spieszyło, ale pobicie kierowcy autobusu to dość… niekonwencjonalny sposób na przyspieszenie odjazdu. Brakowało więc kierowcy, którego firma nie mogła ściągnąć przez kolejne 8 godzin, a przez cały ten czas autobus stał odpalony na zewnątrz! Oprócz nas byli ludzie jadący do NYC, których autobus miał kolizję zaraz po wyjeździe z dworca kilka godzin wcześniej oraz ludzie jadący na Florydę, którzy z niewiadomego mi powodu też mieli kilkugodzinne opóźnienie. Tak więc siedzieliśmy w hali w 150 osób, nabijając kabzy firmie, kupując wodę i jedzenie żeby przetrwać. Było wesoło, bo sytuacja wręcz groteskowa, a że przewoźnik nie podawał żadnych informacji oprócz „jest nam przykro” albo „autobus jest opóźniony”, przywykliśmy do myśli, że spędzimy całą noc w zasadzie pośrodku niczego. Ludzie porozkładali się gdzie mogli, grali w karty, spali w rogu albo jak my, wraz z grupą poznanych w biedzie przyjaciół, wyjmowali gitary i starali się poprawić humory nasze i innych. Finalnie dotarłem do Raleigh o 5:00 dnia następnego. Choć tyle, że nie
aldrael - Po pięciu dniach wreszcie przyszedł czas rozpocząć właściwą podróż – Połudn...

źródło: comment_cTq71QV6CdbJXC7J5CAGiDI3zNEsedu4.jpg

Pobierz
  • 17
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

„Washington? Dude, it’s all about the politics!” – usłyszałem w jednym z barów od Coreya, właściciela firmy produkującej aplikacje mobilne. Mówił też o ostatnim ataku USA na Syrię, w wyniku czego „Make America Great Again” straciło tego dnia rzesze zwolenników. Dodał również, że usłyszę to od niewielu osób, ale usłyszę to od niego, ponieważ akurat on nie jest w żaden sposób związany z polityką.

Polityka w ten czy inny sposób jest w Waszyngtonie obecna. Czuć to wszędzie. Metro ma specyficzny, na swój sposób elegancki i dystyngowany klimat, a ludzie w drogich garniturach i eleganckich garsonkach sprawiają wrażenie zajętych rzeczami spoza zakresu szarych obywateli. Trudno zresztą nie odnieść takiego wrażenia, gdy wszędzie dookoła widzi się tylko kolejne departamenty, a z większości ważnych miejsc widać obelisk, zwany Pomnikiem Waszyngtona, swego rodzaju łącznik między Kapitolem, Mauzoleum Lincolna a Białym Domem.

Przyznam, że przy okazji wizyty w stolicy dałem się odrobinę ponieść turystycznemu podejściu. To zresztą planowałem. Biblioteka Kongresu, sam Kongres, wielki park z górującym obeliskiem i w końcu symbol równości i tolerancji, jakim jest Mauzoleum Lincolna, wraz z siedzibą Sądu Najwyższego, Czerwonego Krzyża, Białym Domem i budynkami Instytutu Smithsona robią niesamowite wrażenie. Dodatkowo jeśli ktoś interesuje się tematyką wolnomularstwa, to w Waszyngtonie będzie czuł się jak w raju.

Nie
aldrael - „Washington? Dude, it’s all about the politics!” – usłyszałem w jednym z ba...

źródło: comment_OJbJu9AxxOkvyZihz8KK8telMmvmpkRb.jpg

Pobierz
  • 34
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Nowy Jork to miasto, w którym termin „język oficjalny” nabiera pełnego znaczenia. Stosunkowo trudno jest usłyszeć język angielski poza w miarę oficjalnymi rozmowami, na przykład w sklepie czy restauracji. Łatwo za to usłyszeć język hiszpański, włoski, któryś z azjatyckich czy polski bądź rosyjski. W pewnym sensie odniosłem wrażenie, że odseparowuje to ludzi od siebie, skupiając ich w zamkniętych grupach etnicznych. Zresztą daleko szukać - z Polakami na Greenpoincie lepiej rozmawiać po angielsku. ( ͡° ʖ̯ ͡°)

Muzycznie miasto również jest fuzją wszystkiego, co dostało się do niego drogą lądową i morską. I tak spotkałem muzyków serwujących przy bramkach metra coś pomiędzy bossa novą i country, saksofonistę proponującego jazzowe wariacje klasycznych numerów pop i rocka ‘60+, czy kobietę sprzedającą własne płyty z dudniącymi w głośnikach przebojami radiowymi w stylu gospel. Przykłady można mnożyć, ale ogólnie ma to plusy i minusy. Jak w nowojorskiej kuchni, mieszanka smaków i zapachów czasami się uda, a czasami zwyczajnie nie.

Jazz. Jazz pasuje do tego miasta. Pasuje do eleganckich halli hoteli i biurowców, skrytych za dużymi drzwiami strzeżonymi przez odźwiernych, jakby żywcem wyciągniętych z filmów lat ’50. Wystarczy jednak wybrać się kawałek dalej, aby scenę przejął gospel albo rap – oba słusznie kojarzone z czarną społecznością, a ta jest bardzo ekspansywna względem otoczenia. Przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Cała grupa murzynów śpiewających w restauracji do tego, co leci w radio, taniec na środku ulicy czy włączanie głośno muzyki w wagonie metra to
aldrael - Nowy Jork to miasto, w którym termin „język oficjalny” nabiera pełnego znac...

źródło: comment_ykRQkHd5yVpJOFZSqt5oC9GX3S5bsvxC.jpg

Pobierz
  • 33
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Dziś zaczyna się moja wielka przygoda w USA. Minęło 10 lat od pierwszej myśli o podróży, sporo wody upłynęło więc w Missisipi przed napisaniem tych słów. Wiele osób prosiło mnie o relacje na bieżąco. Dla nich między innymi tworzę tag #usamusictrip. Mam przy tym nadzieję, że Wam też przyda się na coś moje doświadczenia.

Plan podróży zakłada, że USA połknie mnie w Nowym Jorku, a wypluje w Los Angeles. Aby znaleźć się w Kalifornii, czeka mnie wyprawa przez m.in. Waszyngton, Nasvhille, Austin, Albuquerque, Death Valley i San Francisco. Na całość podróży mam 25 dni. Po co tak duży obszar, skoro na wschodzie jest najwięcej zwiedzania, a na zachodzie kanion i Golden Gate? – ktoś mógłby zapytać. Bo nie o to chodzi. Chodzi o klimat, o ludzi, o inne tempo życia i poczucie przestrzeni, którą trudno znaleźć w Europie. I jest to podróż muzyczna. Nie East Coast, nie West Coast – Południe.

Nie jest to też typowy road trip, choć chcę przemierzyć pustkowia, i te bardziej, i te mniej zamieszkane, poznać miasta, w których rodziły się sławy legendarnych artystów i prowincję, która swoją prostotą wychowała wybitnych
  • 7
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach