I tak minął ostatni dzień w tym malowniczym miejscu, odludnym, pełnym jezior, niskich "gór", strumyczków. Hotel też bardzo dobry, codzienne pływanie w basenie czy siedzenie w jaccuzi, na pewno uprzyjemniają czas. Ehh, wszystko sam, nawet tym razem wujków nie wziąłem, bo źle się czuli coś. Ta samotność boli, ale co poradzić, to taki dysonans, niby jest fajnie, robisz różne rzeczy, które sprawiają przyjemność, jeździsz sobie, pływasz, jesz itd. Niby to wszystko jest dobre, ale czegoś brakuje. Brakuje kogoś u boku, samotność jest cały czas, można ją jedynie zagłuszyć bardziej lub słabiej. Do tego myśli o tych, co umarli, w tym o ostatniej śmierci w grudniu. Pamiętam jak z tą osobą i resztką rodziny w Polsce, jeszcze w zeszłe wakacje byłem nad moim ulubionym zaciszem nad polskim morzem, taki azyl swój mam, z którego zresztą wstawiałem co roku malownicze zdjęcia, nietkniętych plaż i przyrody, wolnej od mas ludzkich. W tym roku nie jestem tam w stanie pojechać, to zbyt bolesne, od 9 lat nie będę tam, po raz pierwszy. Pamiętam jak ta osoba, umierając mówiła, napisz do mnie, napisz do mnie. Pamiętam, jak kilka dni przed śmiercią mówiła, że w przyszłe wakacje też tam pojedziemy, a ja wiedząc, że koniec jest bliski, i tak mówiłem, że tak, że pojedziemy.

Ehh, to tak głęboko siedzi w umyśle, ta tragedia, ten rok walki z rakiem, przegranej walki. I nawet tutaj, myślę o tym, nie ma dnia, bym o tym nie myślał, o tym szaleństwie, rozrywającym bólu, który przeżyłem grudniowej nocy, gdy 2 pokoje dalej ta osoba umarła. W tamtym momencie skończyłem się całkowicie, po śmierci mamy się jeszcze nie pozbierałem, a tu kolejny cios w serce. Dlatego ja nie jestem normalny, nigdy nie będę, mogę takowego udawać do ludzi, uśmiechać się, rozmawiać, a to, co w środku to ja sam tylko wiem. Nikt nie byłby w stanie mnie pokochać, bo jak tylko bym się otworzył, to by uciekł. Taka jest prawda. Dlatego, jeżdżę, robię coś, by nie mieć wyrzutów sumienia, że marnuję czas, że nic nie robię. To zagłuszanie myśli działa, ale tylko tymczasowo, wieczorami to wszystko wypływa, a ja przelewam to na te wpisy, takie jak ten, i takie, jakich pewnie jeszcze będą tysiące..

Walczyłem od 18 roku życia o swój byt, o przyszłość, o pieniądze, potem o życia kolejnych bliskich, których już nie ma. Wszystko, co mam, zawdzięczam sobie, tylko sobie, bo walczyłem z tym życiem pieprzonym i w swoją grę wygrałem, pokazałem mu środkowy palec. Ale teraz na tym etapie w tej walce nie ma wygranej, przegrałem, tak czy owak, zabrano mi to, co było w moim życiu dla mnie najcenniejsze. Wszyscy walczymy koliedzy, lecz czy nasza walka ma sens, czy może..

Van-der-Ledre - I tak minął ostatni dzień w tym malowniczym miejscu, odludnym, pełnym...

źródło: ladne miejsce-min

Pobierz
Van-der-Ledre - I tak minął ostatni dzień w tym malowniczym miejscu, odludnym, pełnym...
  • Odpowiedz