Muszę uciekać stąd. Wrócę tu pewnie za jakieś trzy tygodnie, czyli przed świętami. Będę tęsknił. Nie ukrywam, że plusiki pod tym wpisem dadzą mi świadomość, kto będzie za mną tęsknił.
@ryszarch: widzę wykop jako posępne środowisko napędzane głównie nienawiścią. Rozejrzysz się. Co zyskuje największą popularność? Afery, dzięki którym można nienawidzić, czując jednocześnie poczucie czynienia pewnej sprawiedliwości. Tag "przegryw", którego twórcy nienawidzą siebie i innych. Big Brother i Patostreamy, które dają poczucie wyższości nad tymi, których oglądają. Tagi polityczno-światopoglądowe, służące za pole nieustającej wojny pomiędzy ideologiami znajdującymi się na nienawidzących się nawzajem biegunach.
Wykop spaja nienawiść, żyje dzięki nienawiści. Nienawiść jest atrakcyjna,
Nie wiem nawet, czy tak naprawdę się znamy, W jednym łóżku jedynie leżymy. Nic nie mówisz, jesteśmy sami. Nic o Tobie nie wiem, całą noc nie śpimy. Czas znów tak szybko #!$%@?, a ja sam ze sobą w myślach się kłócę Znowu zostawiam Cię, mała. Znowu wychodzę i nie wiem, czy wrócę.
Atak na mój sen, znowu zestaw drżeń, Ciągle szukam tłumika, który ściszy je. I może niby śnię, i wysypiam się, A zmęczeniem Jacka jestem, ciągle nie mszczę się.
Tak miesiąc po miesiącu, czekam na dzień następny, i tak dzień po dniu, humor mój wciąż posępny... Każdy dzień w domu spędzam, na mym posennym łkaniu... Gdy reszta mego życia polega na narzekaniu...
Wracam do domu w zaspy, nie wyjdę stąd przez miesiąc, chociażbym miał tu zdechnąć, ze snu z Tobą się ciesząc... Zmęczony śnieżną bielą, zmarznięty w ustach z ćmikiem... Styczeń... Jak już tęsknisz za październikiem...
Coraz gorzej jest ze mną, gdy śni mi się Twa śmierć, tak bardzo mnie to boli, że rano piję ćwierć... I już w południe strasznie, okropnie boli głowa... I grudzień... Kiedy wszystko zaczyna się od nowa...
Znów Cię musiałem gonić, znów zniknęłaś na końcu... Dzisiaj mi ciężko będzie nawet wspomnieć o słońcu... Stoję w cieniu i we mgle, w zatrutym tą mgłą mieście... Listopad, jak już pomyłka odkrywa nieszczęście...
Wracam do domu, słońce... Daleko stąd zachodzi... Otrząsam się ze snu, po Tobie słońce wschodzi... Wychodzę z domu w kurtce i pełnej wspomnień chwili... Październik... Gdy szczęście z nieszczęściem się myli...
Wychodzę z domu, słońce... Nie ma już tutaj słońca... Słońce wraca wieczorem... I zachodzi bez końca... Wrzesień... Zlepek głupot, zwid, snów i niechęci, czuli na bycie samym, chodzą ciągle pocięci...
Ale się nie poddałem, walczyłem, ile sił, spadałaś, ciągnęło Cię... W parszywości wir... Skoczyłem za Tobą, wszędzie za Tobą skoczę... Każdemu, kto Cię krzywdzi, całą krew z żył wytoczę...
Sen nie może mnie opuścić, musi się dobrze skończyć! Nie mogę ciągle patrzeć na czarne, martwe oczy! Kiedy w bólu i czerni, pojawiają się łzy... No zgadnij, tak... Znowu śniłaś mi się Ty...