Ech, przypomniało mi się, jak jeszcze za dzieciaka rodzice mi kazali, razem z blisko mieszkającym kolegą, chodzić co niedzielę do kościoła. Zamiast tego robiliśmy sobie trwający do zakończenia mszy spacer, podczas którego wydawaliśmy pieniądze które miały zasilić budżet kościoła, na picie albo lody (zależało od temperatury) i na podstawie wiedzy wyniesionej z religii, ustalaliśmy wspólną wersję tego o czym opowiadał ksiądz, żeby nasze słowne raporty z tego co się działo w kościele,

Kunurki





















