Jakby kogoś interesowało pierwsze spotkanie z zielonym w całkiem konkretnej dawce przez kogoś z bardzo poukładanym, pedantycznym, introwertycznym życiem. Tym bardziej że czegoś takiego kompletnie się nie spodziewałem i raczej nigdzie nie słyszałem o takich efektach jakie spotkały mnie.
Wcześniej tylko i wyłącznie alkohol w rozsądnych, przeciętnych ilościach i odstępach czasu.
Najpierw ja paliłem z sziszy na wódzie (mi ładnie wchodziło a znajomych [bardziej doświadczonych] odpychało) a później znajomi robili standardową haszkomorę a ja byłem bierny.
Coś niesamowitego, co mi to zrobiło z umysłem. Było to momentami przerażające (świadomość że uszkodziłem sobie postrzeganie świata i na zawsze zostanę w zaciętym, zapętlonym matriksie, z którego jedynym wyjściem jest w najlepszym wypadku zasnąć a w najgorszym umrzeć czy coś w tym stylu), jak i fascynujące (nagłe zrozumienie obecnej sytuacji, powrót do logicznego myślenia, analiza tego co dociera do ciebie poprzez zmysły, czy widzisz świat realny czy odpłynąłeś) Np: Myślałem całkiem realnie, trzeźwo ale świat który postrzegałem i to co się działo nie było zupełnie realne, było jak zapętlenie w kółko kilku jednakowych czynności z których nie mogłem się wyrwać. Miałem wrażenie że nieważne co zrobię, to nie ma znaczenia, bo to nie jestem w tej chwili na płaszczyźnie świata realnego.
Jakby kogoś interesowała dokładniejsza próba opisu tego przeżycia to może spróbuję się rozpisać.
Ogólne odczucia typowo w moim stylu - ciekawa sprawa, najprościej określiłbym to jako "mieszanie sobie w mózgu", czy trwałe? Wydaje mi się, i mam nadzieję że nie. Od święta sobie conieco spróbuję ale nie mam ochoty się w to nadmiernie wgłębiać, nie chcę żeby takie zabawy trwale wpłynęły na moje codzienne, zwykłe życie.
Wcześniej tylko i wyłącznie alkohol w rozsądnych, przeciętnych ilościach i odstępach czasu.
Najpierw ja paliłem z sziszy na wódzie (mi ładnie wchodziło a znajomych [bardziej doświadczonych] odpychało) a później znajomi robili standardową haszkomorę a ja byłem bierny.
Coś niesamowitego, co mi to zrobiło z umysłem. Było to momentami przerażające (świadomość że uszkodziłem sobie postrzeganie świata i na zawsze zostanę w zaciętym, zapętlonym matriksie, z którego jedynym wyjściem jest w najlepszym wypadku zasnąć a w najgorszym umrzeć czy coś w tym stylu), jak i fascynujące (nagłe zrozumienie obecnej sytuacji, powrót do logicznego myślenia, analiza tego co dociera do ciebie poprzez zmysły, czy widzisz świat realny czy odpłynąłeś) Np: Myślałem całkiem realnie, trzeźwo ale świat który postrzegałem i to co się działo nie było zupełnie realne, było jak zapętlenie w kółko kilku jednakowych czynności z których nie mogłem się wyrwać. Miałem wrażenie że nieważne co zrobię, to nie ma znaczenia, bo to nie jestem w tej chwili na płaszczyźnie świata realnego.
Jakby kogoś interesowała dokładniejsza próba opisu tego przeżycia to może spróbuję się rozpisać.
Ogólne odczucia typowo w moim stylu - ciekawa sprawa, najprościej określiłbym to jako "mieszanie sobie w mózgu", czy trwałe? Wydaje mi się, i mam nadzieję że nie. Od święta sobie conieco spróbuję ale nie mam ochoty się w to nadmiernie wgłębiać, nie chcę żeby takie zabawy trwale wpłynęły na moje codzienne, zwykłe życie.
2. Stwierdź że przydałby się jakiś #rozowepaski
3. Po zaskakująco krótkich poszukiwaniach znajdź swój ideał kobiety
4. Zajebiście się dogadujecie, wszystko idzie pięknie git, do pewnego czasu...
5. po swoim zdecydowanym ruchu słyszysz "nie jestem gotowa, nie nadaję się do związku"
6. szok bo wszystko szło tak gładko i nie dostrzegałeś żadnego problemu