PRAWO I SPRAWIEDLIWOŚĆ PO POLSKU
CZYLI PRAWO I SPRAWIEDLIWOŚĆ W POLSKIM SĄDZIE
Przeczytanie tego wpisu zajmie 5 może 8 minut, ale warto te kilka chwil poświęcić i przeczytać go w całości. Temat , który przedstawiam dotyczy MOBBINGU w PRACY, a właściwie, jak ten powszechny problem rozstrzygany jest przez sędziów Sądu Pracy. Prawnicy w swoich opracowaniach wskazują, że udowodnienie tego zjawiska w sądzie jest bardzo trudne. Ja uważam, że bez znajomości, układów i czegoś jeszcze - wręcz niemożliwe.
Dlatego postanowiłem przedstawić sprawę, której jak się wydaje nie można było przegrać, a już na pewno nie w całości, gdyż zdecydowana większość dowodów świadczących o stosowanym mobbingu, była przedstawiona na piśmie i w znacznej części potwierdzona przez świadków.
Mobbing – to celowe, świadome działania lub zachowania, które polegają na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika i mają na celu poniżenie, izolowanie lub wyeliminowanie go z zespołu pracowników, wywołując u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej.
Złożony przeze mnie pozew dotyczył odszkodowania z trzech tytułów:
- utraty zdrowia - arytmia serca (trzepotanie przedsionków) i zabieg ablacji
- braku przeciwdziałania mobbingowi przez pracodawcę
- wypowiedzenia umowy o pracę bez wypowiedzenia z winy pracodawcy art. 55 k.p.
Powodem złożenia pozwu przeciw byłemu pracodawcy był fakt, że w wyniku działań przełożonych dyrektora oddziału, a zwłaszcza jego zastępcy, doszło u mnie do arytmii serca (trzepotania przedsionków) i w konsekwencji konieczny był zabieg ablacji.
Na czym polegały te działania?
Otóż 23 maja 2017 r. dyrektor oddziału postanowił ukarać mnie karą porządkową upomnienia. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przedstawiając zarzuty o rzekomych trzech błędach popełnionych przeze mnie, łamał przepisy kodeksu pracy i po prostu kłamał, pisząc, że wiedzę na temat popełnionych błędów powziął 16 maja 2017 r
- przy pierwszym z zarzucanych błędów, który rzeczywiście popełniłem (błąd w przyjęciu towaru) nie mógł zastosować kary, ponieważ wiedzę na temat tego błędu miał już na początku marca. Czyli dwa miesiące przed nałożeniem kary. Art. 109⸹1 k. p. określa, że nie można ukarać pracownika po upływie dwóch tygodni od powzięcia wiedzy na temat popełnionego czynu. Ponadto z popełnionego błędu jeszcze w marcu składałem u dyrektora wyjaśnienia i otrzymałem upomnienie ustne, co przyznał dyrektor składając zeznania w Sądzie. Według prawa nie można dwukrotnie ukarać pracownika za to samo przewinienie
- przy drugim z zarzucanych błędów (błąd w wydaniu towaru), tym bardziej nie mógł zastosować kary, ponieważ popełnił go jeszcze w marcu inny pracownik, co przyznał w Sądzie składając zeznania, a potwierdzał jego podpis na dokumencie wydania towaru. O tym fakcie doskonale wiedział dyrektor, gdyż to na jego polecenie wykonano korektę, a następnie wystawiono prawidłową fakturę dla klienta, co sam potwierdził składając zeznania w Sądzie. Tym samym ponownie łamał art., 109⸹1 k. p. bo wiedzę na temat tego błędu miał prawie dwa miesiące wcześniej, a dodatkowo karał mnie za błąd popełniony przez innego pracownika
- trzeci z zarzucanych błędów popełnił osobiście zastępca dyrektora, który zmienił moją decyzję i telefonicznie nakazał kierowcy zdać zastępczy towar na budowie. W perfidny sposób wykorzystując fakt, że to mój podpis widniał na dokumencie wydania towar
Po złożeniu przeze mnie wyjaśnień i bez przeprowadzenia procedury wyjaśniającej prawdziwości stawianych zarzutów, natychmiast wręczono mi pismo o nałożeniu kary. Dlatego pytam, a w zasadzie to Sąd powinien sobie zadać to pytanie. Po co miał coś wyjaśniać??? - skoro doskonale wiedział, że łamie przepisy k. p. i że przypisuje mi błędy popełnione przez innych pracowników. Czy taka postawa była celowa i świadoma
Po tak nałożonej karze upomnienia obawiałem się, że przełożeni zamierzają mnie zwolnić i to dyscyplinarnie. Dlatego w ustawowym terminie złożyłem sprzeciw do dyrekcji firmy.
W tym przekonaniu utwierdziła mnie nałożona następna kara - kara nagany. Jeszcze nie otrzymałem odpowiedzi na złożony sprzeciw od kary upomnienia, a już po dwóch tygodniach otrzymałem karę nagany. Tak jak za pierwszym razem ponownie zostały złamane przepisy kodeksu pracy, chodzi o równe traktowanie pracowników. W pismach przed nałożeniem i po nałożeniu kary nagany zarzucono mi niezabezpieczenie towaru.
Po złożeniu przeze mnie wyjaśnień co do stawianych zarzutów, z którymi się nie zgadzałem i wskazałem:
- że tego dnia świadczyłem pracę z kolegą - ja do godz. 15- tej, kolega do 16-te
- że za zabezpieczenie towaru i magazynu odpowiedzialny jest pracownik, który kończy pracę jako ostatni, co potwierdzili wszyscy magazynierzy, a w uzasadnieniu wyroku przyznał sędzia. Tylko co z tego??????
- że ukarany zostałem tylko ja, a kolega, z którym tego dnia pracowałem, już nie. Mało tego, ten kolega został mianowany na moje stanowisko – kierownika magazynu
Art.18(3a) §3 k. p. (równe traktowanie) dyskryminowanie bezpośrednie istnieje wtedy, gdy pracownik z jednej lub kilku przyczyn był, jest lub mógł być traktowany w porównywalnej sytuacji mniej korzystnie niż inni pracownicy.
Tak jak przy poprzednio nałożonej karze, natychmiast wręczono mi pismo o nałożeniu kary nagany.
Na zebraniu, gdzie wręczono mi tą karę, a kolega został mianowany na moje stanowisko, doszło do absurdalnej sytuacji – sytuacji po której sędziom sądu powinna latarnia, a nie lampka się zapalić, że w tej firmie jest coś nie tak, a mobbing to rzecz naturalna, normalna. Otóż, za to samo przewinienie dyrektor, a przede wszystkim jego zastępca chciał ukarać pracownika, który tego dnia przebywał na urlopie, wręczając mu pismo przed nałożeniem kary upomnienia. Fakt ten został potwierdzony w Sądzie, gdzie obaj dyrektorzy tłumaczyli się, że to była pomyłka. Tajemnicą Poliszynela chyba jest, jak może dojść do takiej pomyłki, gdzie trzeba przedstawić zarzuty na piśmie, gdzie trzeba mieć 100% pewności, że dany czyn popełnił ten pracownik. Sędzia Sądu, co jest zdumiewające, przyjął takie wyjaśnienie za wiarygodne. To, że za próbą ukarania tego pracownika stał zastępca dyrektora, świadczył fakt, że kiedy składałem wyjaśnienia i powiedziałem, że tego dnia świadczyłem pracę z innym magazynierem, dyrektor wymownie spojrzał na swojego zastępcę i tą kartkę wyrwał pracownikowi, którego chciał ukarać.
Po tak nałożonej karze nagany ponownie złożyłem sprzeciw do dyrekcji firmy.
Nie rozumiałem motywów ich postępowania, gdyż zawsze cieszyłem się bardzo dobrą opinią, sumiennego i rzetelnego pracownika. Obawiając się o utratę pracy, zacząłem mocno się tym stresować i denerwować, co wiązało się z nieprzespanymi nocami i nie tylko. Zwłaszcza, że do emerytury pozostało mi kilka lat i znalezienie w tym wieku dobrej pracy nie będzie łatwe.
Punktem kulminacyjnym, który finalnie doprowadził, że doszło u mnie do arytmii serca była rozmowa telefoniczna z zastępcą dyrektora (piątek 12.06.2017r). Zastępca dyrektora podczas rozmowy, a w zasadzie monologu zarzucił mi, że podjąłem jakąś decyzję o przyjęciu towaru stwierdzając „jakie ty masz uprawnienia, żeby podejmować decyzje” i się rozłączył, nie dopuszczając mnie do głosu i nie dając tym samym szansy na wytłumaczenie, że żadnej decyzji nie podejmowałem i że nie ja przyjąłem ten towar. Logicznie rozumując, argument o przyjęciu towaru i podjęciu przeze mnie takiej decyzji, był nie do obalenia. Bo skoro mogli karać mnie łamiąc przepisy kodeksu pracy i przypisywać błędy popełnione przez innych pracowników, to ten był najpoważniejszy, a że nie podejmowałem żadnej decyzji i nie przyjąłem tego towaru, nie miałoby dla przełożonych żadnego znaczenia.
W wyniku stresu związanego z dyscyplinarna utratą pracy i kolejnej nieprzespanej nocy z niedzieli na poniedziałek, po zmierzeniu ciśnienia, moje tętno wynosiło ok. 150 uderzeń na minutę, a ciśnienie 97 na 90. Dlatego zamiast do pracy pojechałem do szpitala. Ponieważ żadne leki nie pomagały, konieczne było przeprowadzenie zabiegu ablacji.
Sędzia Sądu w uzasadnieniu wyroku w ogóle nie odniósł się do tej rozmowy i związanych z nią konsekwencji. Tak jakby nie miała ona żadnego znaczenia.
Dyrekcja firmy oba złożone sprzeciwy, które otrzymałem już po wyjściu ze szpitala, odrzuciła, akceptując sprzeczne z prawem postępowanie dyrektora. W piśmie dyrekcja podtrzymała kłamstwo dyrektora, że ten wiedzę na temat popełnionych błędów przy nałożonej karze upomnienia powziął 16 maja 2017r., wskazując na pismo, które otrzymał od zastępcy dyrektora i kierownika działu handlowego. Na pytanie czy takie pismo zostało złożone i dlaczego nie ma go w aktach sprawy, obaj dyrektorzy i kierownik działu handlowego jednomyślnie zaprzeczyli, że takie pismo złożyli. (Sędzia i tym razem nie zauważył, lub nie chciał zauważyć, ewidentnego kłamstwa pozwanej, pomijając ten fakt w uzasadnieniu wyroku). Dyrekcja całkowicie zignorowała fakt, że przypisywano mi błędy popełnione przez innych pracowników. W obu przypadkach nie przeprowadzono procedur wyjaśniających prawidłowości nałożonych kar, co narusza art. 94(3) §1 k. p. – pracodawca jest zobowiązany przeciwdziałać mobbingowi.
Te wszystkie zdarzenia miały miejsce w firmie, która od kilku lat jest sponsorem głównej nagrody w wyborze najlepszego sportowca roku w Polsce.
Po konsultacjach z kardiologiem i psychologiem (opinia w aktach), oraz z obawy o swoje zdrowie postanowiłem rozwiązać umowę o pracę bez wypowiedzenia z winy pracodawcy art. 55 k. p.
Sędziów sądu, że przełożeni chcieli mnie zwolnić, nie przekonał nawet fakt, że nie został zatrudniony żaden pracownik na moje stanowisko. Takie procedury - kolejne nakładanie kar - jest bardzo często stosowane przez pracodawców. Żeby uniknąć wypłaty odprawy z tytułu likwidacji stanowiska, po prostu dążą do zwolnienia pracownika, a sposób w jaki ten cel osiągną nie ma znaczenia. Na fakt ten zwracałem uwagę w Sądzie, ale sędzia to zignorował.
Nawet opinię lekarza biegłego, który wyraźnie wskazał, że atmosfera panująca w pracy w okresie marzec – czerwiec, oraz stres mogły przyczynić się do choroby, sędzia zinterpretował tendencyjnie i korzystnie dla pozwanej firmy. Pytanie: dlaczego???
W pozwie jako głównego winowajcę stosowania mobbingu podałem zastępcę dyrektora, który na to stanowisko został powołany w marcu i jak w pozwie podałem, to od tego momentu zaczęły się moje problemy w pracy. Osobę, która często swoim zachowaniem i używanym słownictwem, poniżała, ośmieszała, zastraszała itp. nie tylko mnie, ale i innych pracowników. To on dążył do wyeliminowania mnie z grona pracowników, poprzez bezpodstawne nałożenie kar, a dyrektor się na to zgodził. Dowody takiego zachowania przedstawiłem w formie pisemnej i w znacznej części zostały potwierdzone przez świadków. Tylko, że sędzia nie wziął pod uwagę, (albo nie chciał wziąć), że niektórzy zastraszeni pracownicy, woleli zeznawać na jego korzyść, bo ten dalej był ich przełożonym. Również nie wziął pod uwagę faktu, że ten człowiek doskonale wpisuje się w opis psychologiczny mobbingującego. Już sam fakt, że miał przydomek „kapral” wiele mówi. Ponadto jak sam przyznał przed Sądem ma wykształcenie średnie techniczne – i tu nasuwa się pytanie. Jak to możliwe, że ktoś ze średnim wykształceniem został przełożonym pracowników z wykształceniem wyższym? Osoba Mobbingująca, charakteryzuje się tym, że za wszelką cenę dąży do osiągnięcia sukcesu – celu. Tak opisują mobbingującego sami prawnicy, ale sędziowie Sądu Pracy tego nie wiedzą.
Sędzia również nie wziął pod uwagę, że przyczyną mobbingu, często jest wcześniejszy konflikt między stronami, na co wskazują w swoich opracowaniach prawnicy, „że istniejący konflikt może prowadzić do mobbingu”, co podczas rozprawy zostało wykazane, a sędzia to w uzasadnieniu wyroku ustalił, tylko w jakim celu.
Sędzia Sądu pierwszej instancji ogłaszając wyrok – pozew odrzucił w całości argumentując, że kary zostały nałożone w sposób prawidłowy, chodź logicznie tego nie uzasadnił, a czas trwania samego mobbingu był za krótki. Nie wiem w jaki sposób sędzia określił czas, bo to jest pojęcie względne, ale zwrócę uwagę , że pięć minut wystarczy, żeby jeden człowiek - drugiego doprowadził do takiego stanu, że ten zejdzie z tego świata i to już jest o pięć minut za długo. Gościa nie ma, sprawy też nie. Ale w tym przypadku trzy miesiące jak wskazałem i wskazał lekarz biegły sądowy - to krótko????? Ponadto sędzia uznał, że wypowiedzenie umowy o pracę z winy pracodawcy art. 55 k. p. było bezpodstawne., chociaż dlaczego, tego już nie uzasadnił.
Dlatego nasuwa się pytanie, dlaczego sędzia nie zasądził wypłacenia odszkodowania przeze mnie, dla pozwanej za bezpodstawne wypowiedzenie umowy o pracę?- bo art. 55 k. p. działa w dwie strony.
Od tego wyroku złożyłem apelację do Sądu Wyższej Instancji.
Również i w tym przypadku sędzia sądu apelacyjnego podtrzymał wyrok sądu pierwszej instancji i odrzucił pozew w całości, argumentując, że nie można podważyć art. 233 k. p. c.
Art. 233 k. p. c. – zasada swobodnej oceny dowodów przez Sąd – sąd ocenia wiarygodność i moc dowodów według własnego przekonania na podstawie wszechstronnego rozważenia zebranego materiału i dowodów.
I oto mamy bubla prawnego, na podstawie którego śmiało można stwierdzić, że bez układów, znajomości i tak jak na początku wspomniałem czegoś jeszcze, to sprawę, której jak się wydaje nie można przegrać, to po swobodnym rozpatrzeniu przez sędziów jednak można.
Bo jak logicznie uzasadnić:
1. że można ukarać pracownika łamiąc przepisy k. p.?
2. że można ukarać pracownika przypisując mu błędy popełnione przez innego pracownika?
3. że można ukarać jednego z dwóch pracowników, mimo że to ten drugi był w większym stopniu winnym, nie zabezpieczenia towaru?
4. że jego awans na zajmowane przeze mnie stanowisko nie narusza przepisów o równym traktowaniu pracowników?
5. że można ukarać pracownika mimo, że ten był na urlopie?
6. że monolog przełożonego i nie dopuszczenie do głosu jest czymś naturalnym?
7. że opinie kardiologa i psychologa stwierdzające, że dalsza praca w tej firmie może skutkować utratą zdrowia, jest mało istotna, a sędzia wie lepiej i sam może zdecydować co jest lepsze dla zdrowia pokrzywdzonego?
8. że opinię lekarza biegłego, który wskazuje, że „atmosfera panująca w pracy w okresie marzec- czerwiec mogła mieć wpływ na arytmię serca”, sędzia może interpretować w sposób dowolny, swobodny i wygodny dla siebie i pozwanej?
Sędziowie Sądu pierwszej i drugiej instancji, na w sumie kilkudziesięciu stronach uzasadnienia wyroku, w sposób logiczny nie odpowiedzieli na powyższe pytania, albo całkowicie je pominęli.
Tym samym logicznie rozumując sędziowie tych Sądów dali zezwolenie wszystkim pracodawcom i przełożonym, że ci mogą karać pracowników łamiąc przepisy k. p., przypisywać im błędy popełnione przez innych pracowników, nawet przez siebie, karać nie obecnych w pracy itp. Ważne żeby mieli znajomości, układy, ewentualnie coś w zanadrzu. A jakby tych atutów nie mieli, to zawsze mogą powołać się na wyrok Sądu Okręgowego we Wrocławiu VIII Wydział Pracy i Ubezpieczeń Społecznych z dnia 11 marca 2021r., o sygn. akt VIII Pa 135/20 oddalającego apelację od wyroku Sądu Rejonowego dla Wrocławia - Śródmieścia X Wydział Pracy i Ubezpieczeń Społecznych z dnia 22 września 2020 r., sygn. Akt X P 184/18.
Paradoksem w tym wszystkim jest to:
a) że bezpodstawnie byłem karany.
b) że przeszedłem całkiem niepotrzebnie zabieg ablacji na sercu.
c) że państwo - czyli my podatnicy całkiem nie potrzebnie musiało pokryć koszty mojego leczenia – sam zabieg i przygotowanie to ponad 20 000 zł.
d) że poniosłem straty finansowe - kilkanaście tysięcy zł.
e) że do końca życia jestem uzależniony od leków na prawidłową pracę serca.
- to zostałem jeszcze obciążony kosztami procesu!
Przez Sąd Pracy, który ponoć ma wspierać i chronić pracowników przed takim zachowaniem pracodawców czy przełożonych.
Dlatego złożyłem pismo do Prokuratora Generalnego z prośbą o złożenie skargi nadzwyczajnej na powyższy wyrok do Sądu Najwyższego. Po ponad pół roku oczekiwania, otrzymałem odpowiedź negatywną. Nie wiem czy Prokurator w ogóle analizował tę sprawę, ale wcale taka odpowiedź mnie nie zaskoczyła. Bo jak mówią ryba psuje się od głowy, a jak widać z logicznym myśleniem ma problem Minister Sprawiedliwości. Dlatego Prokurator Generalny Pan Zbigniew Ziobro zamiast upierać się przy utrzymaniu izby dyscyplinarnej dla sędziów, albo ją zamieniać na inną, która przynosi dla nas Polaków potężne straty finansowe, to powinien zmienić treść art. 233 k. p. c. i słowo swobodnie zamienić na logicznie. Bo swobodnie to się można położyć na lewym lub prawym boku, jak komu wygodnie.
Podsumowując, to wniosek nasuwa się jeden, że za zgodą Ministra Sprawiedliwości – Prokuratora Generalnego - Sądy przynajmniej pracy, mają swobodę w interpretacji prawa, a pracodawcy czy przełożeni mogą bez konsekwencji te prawo łamać. A gdzie jest w tym wszystkim sprawiedliwość??
Tak wygląda postrzeganie i przestrzeganie prawa i sprawiedliwości przez polskie organy sprawiedliwości, co przedstawił zniesmaczony, zdegustowany i zażenowany Polak, który dla tego kraju przepracował ponad 40 lat.
Ale największym paradoksem w tym wszystkim jest fakt, że w Polsce ponoć rządzi PRAWO i SPRAWIEDLIWOŚĆ. Chociaż jak sądzę, biorąc pod uwagę wypowiedzi przedstawicieli PIS-u, winnym tego jest „TUSK”.
Przykre.
Z wyrazami szacunku,
PAN TADEUSZ
Komentarze (1)
najlepsze