Jak tu uratowałem małego zapylacza :)
- 80
- Odpowiedz
Pewnego sobotniego poranka na posadce w kuchni znalazłem owada. Na początku myślałem, że jest martwy i chciałem go wyrzucić ale zauważyłem, że jednak daje oznaki życia. Przyjrzałem mu się dokładniej. Przypomniał mi się artykuł jednego z wykopków dotyczący ratowania osłabionych trzmieli i pszczół. Pisał on, że w takim przypadku należy np. na łyżce podać takiemu słabemu delikwentowi mieszankę wody i cukru. No niestety cukru nie posiadałem ale przypomniało mi się, że mam miód i to całkiem dobry ( już nie pamiętam jaki to był, wiem tylko że z pasieki wujka, nie jakiś tam kupny). Wziąłem zatem delikwenta ( w międzyczasie nazwałem go Lucek) i położyłem na spodek gdzie znajdowała się duża kropla miodu. Po krótkiej chwili Lucek zaczął sobie ciumkać miód a ja wziąłem telefon i zacząłem sobie nagrywać.
Po około 10 minutach postawiłem spodek na parapecie i czekałem aż Lucek odleci przez otwarte okno. Początkowo słabo mu szło to latanie ( prawdopodobnie musiał wykalibrować przyrządy pokładowe) bo kilka razy zamiast wylecieć przez okno to walił swoją malutką główką w szybę. Po piątym uderzeniu udało mu się obrać właściwy kierunek lotu i poleciał w świat. Od tego czasu już go nie widziałem.
Co mogę powiedzieć. Wykop bawi i uczy (czasami ).
Dziękuję osobie, która napisał artykuł jak takie małe stworzonka ratować.
Komentarze (80)
najlepsze
Komentarz usunięty przez moderatora
Mijają kolejne przystanki, pszczoła ewidentnie szuka wyjścia. Napięcie wzrasta, gdyż już kilka razy w okolicach okna czyjaś ręka starała się ukrócić życie owada. Kolejne kilka razy żyjątko o mało nie zostało zdeptane - w okolicy rozlanego soku. A jednak loteria życia łaskawie spogląda na stworzonko, chociaż widać, że sił już braknie. Moja skromna osoba, z neutralnego przyrodniczego obserwatora przeistacza się w rękę