Jakiś czas temu, dokładnie prawie 50 lat temu, chodziłem do przedszkola. W przedszkolu była Pani Przedszkolanka. Pani Przedszkolanka była bardzo mądra: wiedziała po prostu wszystko: jak zawiązać buciki, jak podetrzeć pupę, ile jest jabłuszek na obrazku, dlaczego ptaszki śpiewają i dlaczego słonko świeci.
Potem człowiek kończy przedszkole, przez kilkadziesiąt lat dorasta (dajmy na to...) i mądrzeje (powiedzmy...) i wydawać by się mogło, że potrafi w wielu sprawach obejść się bez Pani Przedszkolanki. Niestety, z dnia na dzień utwierdzam się w przekonaniu, że media, politycy, a nawet normalni ludzie często nie podzielają tego poglądu. Jedyna różnica tkwi w słowach: ponieważ "Autorytet Pani Przedszkolanki" może nie działać, to piszą/mówią "Eksperci", albo "Naukowcy" (najlepsi? radzieccy? amerykańscy?). Eksperci vel Naukowcy to taka mała elitarna grupka, forma mnoga od Pani Przedszkolanki, która wie wszystko: co poeta miał na myśli, czego brakuje naszemu kotu, jak jeść bezy, jak umyć piekarnik, jak uratować klimat i w ogóle. Kto uważa inaczej, jest Negacjonistą: wierzy w Płaską Ziemię, Teorie Spiskowe (tak w ogólności?), podważa, że 2+2=5 i w ogóle foliarz.
Zabobon NAUKI; jak chcemy ludziom wcisnąć jakąś bzdurę, w którą normalnie nikt by nie uwierzył, to zapraszamy do studia EKSPERTA, który rozumie świat, wszystkiego DOWIEDZIE, wszystko OBJAŚNI i wszystkiego NAUCZY. Bo nikt, kto nie ma pewności co do solidności i rzetelności swojego wykształcenia przecież nie postawi się NAUCE i EKSPERTOM.
(Uwaga: niniejszy akapit zawiera demagogię!). Można by delikatnie zauważyć, że swego czasu naukowo dowodzono wyższości rasy aryjskiej nad Słowianami i komunizmu nad kapitalizmem. Że jeszcze żyją ludzie nauki, którzy doktoryzowali i habilitowali się z łysenkizmu, centralizmu demokratycznego, marksizmu-leninizmu i innych "nauk". Albo, że kiedyś naukowcy przekonywali, że promienie Roentgena są bezpieczne, leczyli naukowo upuszczaniem krwi, a za zabobon uważali jakąś pajęczynę zmieszana z pleśnią i chlebem, nie widzieli nic złego dla zdrowia w rtęci, ołowiu, kazali jeść maksymalnie dużo szpinaku (żelazo) i marchewki ("na oczy") oraz jak najwięcej przebywać na słońcu. Przed Schliemannem dowodzili, że Troja nigdy nie istniała. itp. Ale nie będziemy walczyli z demagogią przy użyciu demagogii. Wyjaśnijmy więc kilka niuansów:
Po pierwsze: to co klasyfikujemy jako dyscyplinę naukową jest nieco płynne. Niestety często (patrz wyżej) na tę decyzję mają wpływ względy polityczne. Wykazanie polskości/niemieckości jakichś ziem, wyższości rasy/kultury (albo ich równości), gender, uzasadnieni polityki rządu, aneksji, kolonizacji, wojny, kolektywizacji, innej kradzieży zuchwałej, ... Czy teoretyk gender jest naukowcem? A teoretyk brydża/szachów/go (na jakim poziomie?)? Znawca kultury społecznej i medialnej? Kto to orzeka? Minister? Aha...
Po drugie: choć to może wydawać się zadziwiające komuś z zewnątrz "małego światka", profesor od, bo ja wiem... układu krwionośnego nutrii amerykańskiej może być kompletnym laikiem w dziedzinie medycyny, techniki, prawa czy ekonomii. Serio! Ostrożnie z wiarą w stopnie/tytuły, ale jeśli już, to tylko w zakresie kompetencji, których one dotyczą. Np. śp. prof. Geremek był profesorem... zajmującym się naukowo życiem marginesu społecznego w późno-średniowiecznym Paryżu. Z należnym szacunkiem paryskim kurwom z XV wieku - to NIE daje kompetencji w dziedzinie legislacji, ekonomii etc większych niż brak tej profesury. Prof. Niesiołowski np. jest profesorem entomologiem. OK, zostawmy politykę, bo się zacznie "a bo PiS". Tak, PiS też (BTW: min. Szumowski, ekspert od epidemii wirusa, jest lekarzem, ale kar-dio-lo-giem! medycyna jest cholernie wręcz specjalizowana). W każdym razie reasumując: w razie choroby nie chodźmy do doktora socjologii.
Trzy: doktor, profesor... W różnych naukach to oznacza zupełnie co innego, potwierdza różne poziomy kompetencji. Doktorat z medycyny, doktorat a katechetyki, doktorat z fizyki, doktorat na AWF, ... Dodajmy, że profesor to może być dr hab., profesor uczelniany, profesor belwederski, albo tytuł grzecznościowy (AFAIK śp. prof. Bartoszewski nie miał nawet... magisterium; powody to inna sprawa, ale fakt jest faktem). Z ciekawości: jakie kompetencje dają kwalifikację "eksperta"?
Po czwarte: nie istnieje coś takiego jak jedna NAUKA, która wie na pewno. W pewnym uproszczeniu możemy wyróżnić co najmniej 3 typy nauk, które wyjaśnię obrazowo, acz nieprecyzyjnie na przykładach:
1. Matematyka: "co z tego wynika?" Przyjmujemy aksjomaty, zasady dowodzenia i definicje i patrzymy, co możemy z tego wywieść. A co zmieni się, gdy dokonamy relaksacji/dodania założeń? Cały czas analizujemy sztucznie i precyzyjnie sformułowany byt z jasno określonymi regułami poruszania się. Tak, nad ciałem R na pewno 2+2=4. Tak mówi nauka. I fajno.
2. Fizyka: "dlaczego?". Działamy niejako w drugą stronę. Obserwujemy (takimi urządzeniami, jakie potrafimy skonstruować, te efekty, o których istnieniu wiemy lub przypuszczamy) i staramy się sformułować teorię wyjaśniającą obserwację i niesprzeczną z faktami. W miarę możliwości próbujemy teorie syntetyzować i uogólniać. Może kiedyś zredukujemy teorię do 1 wzoru, może znajdziemy najmniejsze, niepodzielne cząstki? A może nie? Dopuszczamy istnienie kilku formalnie poprawnych, wzajemnie sprzecznych teorii. Jedni fizycy - wybitni - tłumaczą coś ciemną materią. A inni - również wybitni - inaczej. Nowe odkrycia i nowe dane pozwalają pewne teorie odrzucić, pewne skorygować, utwierdzają zaś w przekonaniu o prawdziwości innych. Uczciwy fizyk zazwyczaj zastrzega się: "przy obecnym stanie wiedzy, większość fizyków skłania się ku teorii...". Wie, że więcej nie wiemy niż wiemy, Cholera wie, może za 500 lat będą się z naszych dzisiejszych teorii śmiać. OK, jeśli teoria wydaje się spójna, poprawna i zgodna z obecną wiedzą, to odrzucanie jej "bo tak" to głupota, zabobon i ciemnota. Ale pamiętajmy, że to nie prawda objawiona / dogmat, w który "młodzi wykształceni z dużych miast" muszą wierzyć jak w Ewangelię. I nie każdy "ekspert" musi się zgadzać we wszystkim z innymi "ekspertami".
3. Ekonomia/psychologia: staramy się opisać pewne mechanizmy rynku/psychiki. Tworzymy modele (z definicji: abstrakcyjne i mocno uproszczone!). W zależności od tego, co nas interesuje możemy do modeli wybierać/odrzucać te lub inne czynniki. Możemy modelować te lub inne aspekty. Wybieramy model najwygodniejszy w naszym zastosowaniu. Nasze modele nigdy nie są pełne, bezstratne ani doskonałe. Nie mamy pewności, czy nie pominęliśmy istotnych (acz nieznanych) mechanizmów. Nie wszystko możemy zweryfikować doświadczalnie. Nie zawsze możemy zrobić taki eksperyment, jaki byśmy chcieli. Jedni eksperci mówią, że aby A wzrosło trzeba zwiększyć B. A inni - że zmniejszyć. Eksperci ekonomiczni komunistów niekoniecznie zgadzają się z ekspertami ekonomicznymi konserwatywnych liberałów. Tu w ogóle często nie wolno operować uogólnionym sformułowaniem: "eksperci twierdzą", "naukowcy uważają". Tu już mamy kwestię wiary/przekonań.
Tak, jeśli pominiemy matematykę i nauki podobne, to w naukach "żywych" eksperci rzadko są zgodni. W sprawach relatywnie prostych - tak. Często jedni eksperci uważają tak, a inni - wręcz przeciwnie. Czasem są jakieś konsensusy pt. "większość skłania się ku poglądowi", tych uczymy w szkole, ale to też nie jest tak, że Archanioł Rafał zstąpił z niebios i objawił PRAWDĘ.
Są uznani profesorowie medycyny, którzy uważają, że COVID19 i są uznani profesorowie medycyny, którzy głoszą, że ~COVID19. Są profesorowie nauk o Ziemi mówiący, że ocieplenie klimatu bo CO2 i są tacy profesorowie nauk o Ziemi, którzy twierdzą, że g5 prawda. OK, można się spierać, którzy są bardziej renomowani, jakich jest więcej, co nowe odkrycia, badania itp., ale jak słyszę, że "NAUKA BEZSPORNIE DOWIODŁA", to ręce opadają ("nauka bezspornie dowiodła, że komunizm jest najwyższą i ostateczną formą rozwoju społeczeństw").
Pięć: metoda naukowa powinna opierać się na faktach i tylko faktach. Żadnych spekulacji. Wiemy tylko to, co potrafimy dostrzec tym niedoskonałym aparatem, który mamy. Stąd to, co uważamy za naukowe się ciągle zmienia (może ktoś z Mirków uważa, że odkryliśmy wszystko ważne, co było do odkrycia i pozostało tylko kilka nieznacznych detali? tak uważali niektórzy fizycy pod koniec XIX wieku). Wróćmy do kwestii Troi. Przed Schliemannem naukowcy nie dysponowali wystarczającymi danymi, by uznać, że Troja historycznie istniała, więc przekonanie o jej legendarności było naukowo poprawne. Tyle, że mylne. Hipotezy o jej istnieniu były naukowo nieuprawnione. Tu mała dygresja: niestety nie zawsze nowe odkrycia są chętnie przyjmowane przez gremia "uznanych naukowców". Nie każdy lubi czuć, że jakiś gówniarz podważa jego prestiż/autorytet. Dodajmy, że współczesny system grantowy sprzyja oportunistycznym "naukowcom", którzy potrafią dokładnie określić co i jak odkryją, względnie bardziej skłonni są zoptymalizować to, co już jest odkryte/zbudowane o 3.79% niż iść "pod prąd wiodącym poglądom" i "wywracać porządek nauki". OK, może 99.9% zarozumiałych gówniarzy-wywrotowców po prostu się myli, machnęło w obliczeniach, albo wyciągnęło nieuprawnione wnioski. Ale naukę naprawdę rozwija właśnie ten 0.1%...
Sześć: fakty / dane, którymi dysponujemy są zazwyczaj niepełne, obarczone błędem. Możliwe, że o pewnych czynnikach w ogóle nie wiemy, że istnieją, bo np. nasza aparatura jest zbyt toporna, a poznanie za małe. Stąd prawdziwy naukowiec w naukach poznawczych raczej powie: "wydaje się...", "należy sądzić...", "uprawniona jest teza...", "wyniki sugerują, że...". Podobnie: częściej ostrożnie powie, że nauka czegoś nie potwierdza, niż, że czemuś zaprzecza (choć czasem rzeczywiście zaprzecza, są i takie przypadki).
Sześć i pół: to, że współczesna nauka czegoś nie potrafi wyjaśnić, nie oznacza, że to nie istnieje (ani, że istnieje). Np. współczesna medycyna nie potrafi powiedzieć dlaczego niby pełnia księżyca miałaby wpływać na naszą psychikę i fizjologię. Ale są badania statystyczne, które zdają się sugerować, że jednak wpływa... Zdarza się i tak; prawda, że nie za często, ale w takiej sytuacji bezpieczniej pozostać przy "nauka nie potwierdza". Morał: "nienaukowe" nie implikuje: "nieprawdziwe".
Siedem: Klient płaci, klient wymaga. Może się zdarzyć, że pewne odkrycia praktyczne miałyby kolosalne (ale niekorzystne) znaczenie dla ekonomii, biznesu, polityki. To zapewne nie jest tak, że "rząd ukrywa leki na raka" albo "rząd ukrywa, że Tesla wynalazł darmową energię". Raczej nie. Ale, powiedzmy, że koncerny motoryzacyjne i firmy naftowe chętniej wspierają badania nad optymalizacją obecnych silników spalinowych lub hybrydowych. Dalej: jeśli są dwie drogi rozwoju silników całkowicie niezależnych od ropy, to bardziej opłaca się inwestować w rozwój tych, które obecnie wydają się ślepą uliczką. Jeśli badania wykażą, że lek X, w który władowano miliardy może nie jest aż tak dobry lub może (rzadko!) mieć niekorzystne skutki uboczne, to koncern farmaceutyczny nie od razu ogłosi "OK, nasz lek jest do d4, sorry! kasa zwraca forsę". W sumie czasem trochę działa i na ogół jest dobrze tolerowany, więc można nieco zaokrąglić wyniki (por. szkodliwość tłuszczów vs. cukru). Nie każdy rząd chce koniecznie wyświetlić rzetelnie wszystkie fakty z niedawnej historii: "mieliśmy moralne prawo, walczyliśmy dzielnie i honorowo w słusznej sprawie i sprawiedliwość zwyciężyła". Czy naukowcy są sprzedajni? A lekarze, nauczyciele, policjanci, prawnicy? Jedni nie są, inni - mniej lub bardziej są, po prostu chcą żyć... Jak to ludzie (tak, "naukowcy", podobnie jak laski z Playboya też jedzą, piją, śpią i muszą chodzić za potrzebą).
Osiem (tak, jak zaczynałem demagogią, tak skończę "chwytem poniżej pasa"): istnieje dziś naukowy "dogmat" tabelek, słupków, wykresów i statystyk. Najważniejsze są statystyki. Po studiach trochę zajmowałem się statystyką (wnioskowaniem statystycznym). W pracy współpracowaliśmy z ośrodkiem medycznym. Wszyscy medycy, z jakimi tam miałem kontakt stosowali zaawansowane metody wnioskowania statystycznego. Dodam tylko na marginesie, że ani jeden nie potrafił w praktyce stosować twierdzenia Bayesa... Aha. ;-)
PS. Praca domowa: zachęcam do zaglądania na główną Onetu przez tydzień (sorry! nauka wymaga ofiar) i policzenia ile razy w nagłówkach wystąpią słowa "eksperci" lub "naukowcy" ;-)
Komentarze (12)
najlepsze
od nawozów i od świata
dyskutuje co się zdarzy
w Gwatemali za 3 lata:
"Masy pracujące stracą
gdy realna płaca spadnie
Gwatemala nie dostrzega,
że elita władzy kradnie"' ;-)
Nie wszystko jednak ma podobną szansę na zmianę. Szansa, że w wyniku przyszłych badań zmieni się pogląd na kształt asteroidy Oumuamua jest większa, niż że zmieni się pogląd na kształt Ziemi.
Nowe teorie muszą pasować i do starych obserwacji, więc jak jest obserwacji dużo, z wielu stron, a teoria je
@wykopowicz71: Jesteś blisko tego, co opisuję jako zabobon: postrzeganie nauki lub/i naukowców jako jedności, jednego podmiotu. Tak nie jest. Są różne nauki. Jednolite postrzeganie matematyki, biotechnologii i psychologii jest błędnym uproszczeniem. Ponadto poza sprawami prostymi często jedni naukowcy uważają jedno (profesorowie ekonomii z lewicy) a inni - wręcz przeciwnie (profesorowie ekonomii z prawicy).