"Kształcenie charakteru...", 1946, Marian Pirożyński
"ROZDZIAŁ XI
Filozofia rozkoszy
Pęd do rozkoszy tak często wywiera decydujący wpływ na postępowanie człowieka, że należy poddać go dokładniejszej analizie.
Rozkosz zawsze była aktualnym problemem. Nigdy jej nie brakło i teraz nie brakuje fanatycznych wyznawców, miała i ma swoją filozofię (Epikur, Demokryt), a nawet religię (kult Asztarty, Afrodyty, Wenery) z własnym świątyniami i kapłanami. Ale miała też i swoich wrogów, z których najwięcej się wsławili stoicy. Jakież my stanowisko zajmiemy? Jak się będziemy zapatrywać na rozkosz czy też przyjemność, która jest rozkoszą o słabszym napięciu? Już na samym wstępie musimy stwierdzić, że przyjemność sama w sobie zła nie jest. Bo gdyby z istoty swej była zła, Stwórca nie skojarzyłby z nią tak wielu aktów naszego życia. Tyle jej spotykamy na swojej drodze! Daje nam ją smaczne jedzenie, orzeźwiający napój, ładnie urządzone mieszkanie, piękne widoki, miły śpiew, podniosła muzyka, przyjaźń, związki rodzinne, zdobywanie wiedzy itd. Czyżbyśmy mieli te wszystkie radości w czambuł potępić? Przecież w każdym człowieku istnieje skłonność do szukania przyjemności. Czyżby skłonność, która nam towarzyszy od przyjścia na świat aż do grobowej deski, nie miała żadnego rozumnego celu? Nic podobnego! Skoro przyjemność jest darem Bożym, to nie tylko nie jest i nie może być zła, ale nawet jest dobra, bo wszystkie dzieła Boże są dobre. W planach Stwórcy ma ona swoje zadanie do wykonania — ma być jedną z pobudek, nakłaniających człowieka do czynu. Człowiek bowiem zdobywa się na czyn dopiero wtedy, gdy zbudzi się w nim pragnienie, żeby osiągnąć jakieś dobro. Otóż dobro staje przed nami w trojakiej postaci: dobro samo w sobie, dobro użyteczne, którego możemy użyć jako środka, aby osiągnąć dobro samo w sobie, dobro przyjemne. Z tych trzech pobudek postępowania ludzkiego najszlachetniejszą jest pierwsza, a najlichszą — trzecia, która jest sprężyną działania także dla zwierząt. W ogóle zwierzęta nie mają innych regulatorów swego życia, jak instynkt i pęd do przyjemności. Poddając się obu tym pobudkom, zwierzęta idą właściwą dla
siebie drogą, nie schodząc na niebezpieczne manowce. Można powiedzieć, że
oprócz głosu instynktu dążenie do przyjemności jest podstawowym prawem
życia bydlęcego.
Z człowiekiem sprawa ma się inaczej. U człowieka instynkt nie jest tak
rozwinięty, jak u zwierzęcia, lecz znajduje się w stanie embrionalnym, a
wskutek tego nie potrafi regulować pędu do przyjemności. Za to człowiek
otrzymał od Stwórcy rozum, którego nie mają zwierzęta, a który ma obowiązek
uzupełnić braki niedorozwiniętego instynktu ludzkiego. U człowieka instynkt
tylko w bardzo drobnym zakresie reguluje dążenia do przyjemności, a główną
kontrolę na sprawować rozum i wola.
Rozum nas uczy, że szukanie przyjemności nie może być pierwszym i głównym
celem działalności ludzkiej. Celem ostatecznym człowieka może być tylko Bóg,
a przyjemność ma go do Boga prowadzić, ma być tylko środkiem, a nigdy
celem. I dopóki w życiu człowieka odkrywa rolę środka, dopóty jest dobra, ale
skoro człowiek stawia ją sobie za główny, a nie pośredni cel swej działalności,
staje się złą, gdyż sprzeciwia się porządkowi ustanowionemu przez Boga.
Tak więc zadanie przyjemności jest dwojakie:
osłodzić człowiekowi spełnienie obowiązku — przyjemność jest jakby nagrodą
za wykonywany trud, kroplą oliwy, która ułatwia funkcjonowanie maszyny, bo
kiedy tryby duszy i ciała są dobrze naoliwione, wtedy człowiek bez trudu
spełnia obowiązek;
zachęcić do wierności obowiązkowi na przyszłość. Stwórca przywiązał rozkosz
do wielu czynności, bardzo ważnych czy to dla jednostki, czy to dla
społeczeństwa, które same w sobie są mało pociągające i które człowiek
zlekceważyłby sobie bez tej przyprawy.
Na przykład przyjemność, jaką daje pokarm, zachęca do brania posiłku, przez co
odnawiają się siły organizmu;
przyjemność, jaką daje odpoczynek, skłania człowieka do przerwania pracy,
która mogłaby go doprowadzić do zupełnego opadnięcia z sił;
przyjemność, płynąca z przyjaźni, jest bodźcem do zrzeszania się, by wspólnymi
wysiłkami dążyć ku wielkim celom;
radość, którą daje małżonkom wzajemna miłość, zachęca ludzi do założenia
rodziny i cierpliwego znoszenia trudów, związanych z wychowaniem dzieci.
Tak więc przyjemność ma pomagać człowiekowi do osiągnięcia wyższych
celów i do rozwoju władz duszy oraz ciała. Zasada naczelna brzmi:
najpierw obowiązek, potem przyjemność, zmysłowa czy duchowa.
Niestety, sybaryta lgnący do rozkoszy nie chce uznać tego prawa. On chce życie
swe urządzić na zasadach wręcz przeciwnych: przede wszystkim bawić się i
używać, mniejsza o obowiązek: Jego dewiza:
Hej, użyjmy żywota.
Wszak żyjemy tylko raz.
„Najpierw zadowolenie mojego „ja” — wszystko inne o tyle coś warte, o ile
przyczynia się do mojego zadowolenia”.
Przyjemność ma być zawsze środkiem, ale nigdy celem. A jeżeli z przyjemności
czyni się cel życia, to się przewraca do góry nogami porządek przez Stwórcę
ustanowiony. I ten gwałt zadany naturze rzeczy prędzej czy później zemści się
na burzycie/u porządku. Bo przyjemność jest dobra, o ile się jej dobrze używa.
Gdy się jej nadużywa, staje się złą i prowadzi do najgorszych katastrof, które są
karą za to, że człowiek zamiast spełniać obowiązek, gnuśnieje w używaniu
rozkoszy.
Rozkosz ma w sobie jakąś demoniczną siłę, która zatrzymuje człowieka na
miejscu, przygważdżając go do rzeczy, z których rozkosz czerpie. Tymczasem,
żeby postępować naprzód, trzeba się odrywać od osiągniętych już celów
pośrednich, by do wyższych dążyć. Postęp to nieustanny wysiłek, to wyrzekanie
się rozkoszy, która już spełniła swoje zadanie, bo do celu nas doprowadziła, a
teraz chce nas przy sobie zatrzymać...
W ogóle życie, już nie tylko bohatera, ale jako tako uczciwego człowieka jest
niemożliwe bez nieustannych wyrzeczeń.
Ileż cierpień ponosi matka, dając życie dziecku!
Jakże ciężko musi pracować ojciec na utrzymanie rodziny!
Ile się mozoli dziecko w szkole, zanim zdobędzie potrzebną wiedzę!
Ile potu przelewa rolnik, zanim ziarno z pola zbierze!
Jakże ciężka i niebezpieczna jest praca górnika pod ziemią!
Ile nocy nieprzespanych spędza uczony, który męczy się nad rozwiązaniem
trudnego problemu.
Takie jest prawo życia: aby coś nowego zdobyć, trzeba się wyrzec czegoś
starego.
Aby przyjść na drugie miejsce, trzeba opuścić pierwsze...
Aby postawić nogę o krok dalej, trzeba ją oderwać od miejsca,, na którym teraz
stoi...
Aby osiągnąć następny moment, trzeba się pożegnać ze starym...
Kto nie rozumie tego prawa i nie chce się do niego stosować, ten przekona się
sam na sobie, jak destrukcyjnie działa lgnięcie do rozkoszy, zwłaszcza
zmysłowych.
Wiadomo, że liczba zachcianek ludzkich jest nieograniczona, ale natura ludzka
jest ograniczona. Więc gdy chce zaspokoić wszystkie swe zachcianki, wytęża
swą naturę ponad siły, męczy swe organa, zwłaszcza nerwy, a w następstwie
rujnuje cały organizm.
Skłonności przyrodzone działają na ślepo i do przedmiotu, który im przynosi
zadowolenie, dążą egoistycznie, bez oglądania się na dobro całości.
Wyładowują swą energię dopóty, dopóki starcza im sił, a potem wpadają w
bezwład. Gdybyśmy więc zostawili je samym sobie i nie uzależnili od wskazań
rozumu, to nie tylko mogłyby nas oddalić poważnie od naszego celu, ale jeszcze
sprowadziłyby na organizm przedwczesne wyczerpanie. Wiadomą jest rzeczą,
że pogoń za rozkoszą pociąga za sobą choroby. Ile szpitali zapełniło pijaństwo!
Nawet tak „niewinny” nałóg, jak palenie papierosów ma swoje ofiary, niekiedy
śmiertelne wskutek zatrucia nikotyną. A rozpusta?
Natomiast wstrzemięźliwość nikomu jeszcze na złe nie wyszła. Dotychczas w
żadnym kraju nie położono kamienia węgielnego pod szpital, przeznaczony dla
tych, co zachorowali z powodu wstrzemięźliwości od alkoholu czy papierosów.
Co więcej, nieopanowany pęd do rozkoszy niszczy w człowieku
najszlachetniejsze jego pierwiastki. Wszak o godności natury ludzkiej decyduje
rozum i wola. Właśnie dzięki rozumowi i woli człowiek jest człowiekiem i
góruje nad zwierzętami. Ale gdy na pierwszy plan wysuwa się pęd do rozkoszy,
wówczas i rozum, i wola idą w niewolę zmysłów, nie wywierają należytego
wpływu na postępowanie i niszczeją. Najpierw rozum, opanowany przez
wyobrażenia zmysłowe, traci swą przenikliwość. Tak być musi. Bo wartość
myśli zależy od stopnia abstrakcji, tymczasem wyobrażenia zmysłowe, które
pęd do rozkoszy narzuca człowiekowi,
przeciwstawiają się zdolnościom abstrakcyjnym, krępują je i nie pozwalają im
się rozwijać. A w miarę jak myśl rozpływa się w przeżyciach zmysłowych,
rozum się materializuje, wola zaś uzależnia się od instynku. Wolna wola,
najdroższy skarb istoty rozumnej, idzie w poniewierkę i stopniowo zanika.
Wtedy człowiek staje się podatny na wpływ warunków zewnętrznych, a przede
wszystkim własnych zachcianek. Wytwarza się typ „przyjemniaczka”, który
wszędzie szuka tylko przyjemności i który nie wart nazywać się
pełnowartościowym człowiekiem.
Tak więc, idąc ślepo za popędem do rozkoszy, odczłowiecza się.
Czy znajdzie na tej drodze trwałą radość?
Nigdy w świecie!
Doświadczenie uczy, że kto szuka zawsze tylko zadowolenia siebie, ten nigdy
nie jest zadowolony. Udziałem jego staje się śmiertelna nuda. Dobrym
obserwatorem życia był ten, co powiedział: „zadowolenie rośnie z każdym
życzeniem, którego się wyrzekamy”. A znany mędrzec starożytny, Seneka,
twierdzi: „Mihi crede: verum gaudium res severa est — wierzaj mi: prawdziwa
radość jest sprawą nader poważną”.
Czyż wobec tego mamy zostać wiecznie zadręczającymi siebie i drugich
cierpiętnikami?
I to nie! Istnieje trzecie wyjście, godne człowieka rozumnego.
Są bowiem dwa rodzaje zadowolenia:
zadowolenie powierzchowne, płynące z zaspokojenia jakiegoś przemijającego
popędu — do takiego zadowolenia także zwierzęta są zdolne
i zadowolenie głębokie, pochodzące z opanowania chwilowej podniety dla
wyższych pobudek.
Otóż rozum domaga się, abyśmy nie wyciągali łapczywie ręki po zadowolenie
powierzchowne, ale umieli w razie potrzeby
zrezygnować z niego, wyrzec się chwilowej przyjemności, gdy wchodzą w grę
wyższe cele. To jest asceza (Od greckiego słowa: askeo — ćwiczę się.)
Asceza nie polega na samej tylko negatywnej walce z pędem do rozkoszy —
ona ma cele pozytywne:
dąży do wyzwolenia ducha spod tyranii rozkoszy.
Ona tylko na pozór wydaje się tłumieniem radości, uśmiercaniem życia. Wręcz
przeciwnie! Wyrzeczenia się, które ona dyktuje, bolą krótko, a w zamian dają
radość głęboką i trwałą, oczyszczoną z naleciałości ordynamgo egoizmu. O ile
na bliższą metę epikureizm wydaje się przyjemny, natomiast asceza przykra, o
tyle na dalszą metę epikureizm prowadzi do zniechęcenia, rozpaczy i
samobójstwa, za to asceza przygotowuje duszę do pełni życia.
Jeżeli pęd do rozkoszy wprowadza tak fatalne spustoszenie w życie jednostki, to
a priori można przypuszczać, że musi on również głośnym i bolesnym echem
odbić się w życiu społecznym. I tak jest w istocie: uleganie rozkoszy
dezorganizuje życie społeczne.
Bo gdy człowiek zasmakuje w przyjemnościach, to nie zatrzyma się na tym, co
naprawdę potrzebne, ale będzie dążył do przeróżnych udogodnień i
uprzyjemnień, których lista będzie rosła zastraszająco szybko, bez porównania
szybciej, niż jego możliwości finansowe. Aby więc zachować równowagę
budżetu, trzeba się chwytać rozmaitych środków, choćby i niedozwolonych
przez etykę, jak oszustwo, różne matactwa handlowe, wyzysk drugich itp. W
takich warunkach życie społeczne musi szybko ulec rozprzężeniu, a
społeczeństwo zmierza prostą drogą do zagłady. Dlatego trzeba przyznać rację
myślicielowi niemieckiemu, Schelerowi, kiedy mówił:
„Postawa życiowa, skierowana wyłącznie do unikania cierpienia a do
zwiększania rozkoszy, jest zjawiskiem starczym zarówno w życiu jednostki, jak
i społeczeństwa”.
Historia nie zapisała na swych kartach jeszcze ani jednego narodu, który by
zginął z powodu życia twardego i umartwionego, ale zanotowała wiele narodów,
które z piętnem hańby odeszły w nicość, gdyż celem ich istnienia stało się
użycie. Naród nie ma żadnego pożytku z przyjemniaczków, którzy na każdym
kroku szukają maksimum rozkoszy. Sami są rozbici wewnętrznie i rozbijają
życie narodowe. Wszak mordowanie dzieci, czy to po urodzeniu, czy przed
urodzeniem, które jest samobójstwem narodu w najściślejszym znaczeniu słowa,
zostało podyktowane przez niepohamowany pęd do rozkoszy za wszelką cenę.
Słusznie więc Japończyk Szota powiedział o swoim narodzie słowa, które do
każdego narodu się stosują:
„Przyszłość należy nie do tych, co używają, ale do tych, co umieją cierpieć i
poświęcać się... Gdyby naród japoński poddał się materializmowi i przestał
wierzyć w cnotę i honor, wrogowie jego nie potrzebują go zwalczać, ponieważ
on bez tego upadnie i sam siebie zniszczy”.
A socjolog francuski, Le Play, opierając się na studiach, długotrwałych
obserwacjach i podróżach, sformułował następujące prawa, rządzące
społeczeństwem:
„Rodziny poddane Bogu i oddające się pracy trwają w stanie dobrobytu i
rozwoju. Są one prawdziwą siłą wolnych narodów”.
„Naród więcej się rozwija miarkując swoje dążenia i powstrzymując swe
namiętności, niż gdy pomnaża produkcję przedmiotów pierwszej potrzeby.
Sfery kierownicze narodu więcej się przyczyniają do wzrostu potęgi swego
kraju wykorzeniając bodaj jeden nałóg, np. pijaństwo, niż podwajając bogactwo
przez pracę lub przez zdobywanie nowych terytoriów”.
A współczesny myśliciel, Carrel, postawiwszy pytanie: „dlaczego nowoczesna
cywilizacja wywarła ujemny wpływ na ludzkość”, taką daje odpowiedź:
„W bogactwie odkryć naukowych zrobiliśmy wybór. Wybór nie kierował się
bynajmniej względami na wyższe interesy ludzkości. Kierunek nadała mu
równia pochyła naszych dążeń wrodzonych ... zasady największej wygody i
najmniejszego wysiłku, rozkosz szybkości, ciągłe zmiany i komfort, także
pragnienie ucieczki przed samym sobą.
Powyższe twierdzenie tenże pisarz ilustruje konkretnymi faktami, czerpiąc
materiał z metod reklamy:
„Reklamę robi się jedynie w interesie producentów, nigdy zaś konsumentów.
Wmówiono np. w publiczność, że chleb biały jest lepszy od czarnego11.
Pytlowano więc mąkę coraz bardziej i pozbawiano ją w ten sposób
najpożyteczniejszych składników. Lecz za to lepiej się ona przechowuje i chleb
z niej robić łatwiej. Młynarze i piekarze zarabiają więcej pieniędzy... Tak to w
cywilizacji naszej decydującą rolę odgrywa zachłanność jednostek dostatecznie
sprytnych, żeby upodobania mas skierować ku produktom, które mają na
sprzedaż”.
Jeżeli więc nie chcemy poddać się destrukcyjnym skutkom współczesnej
cywilizacji, która poszła w służbę niskich instynktów, musimy płynąć przeciw
prądowi."