![436c514341483559557a6b3d_iHKSjXT0uXvJ4okpS8puMrM8n5rVtY07.jpg](https://www.wykop.pl/cdn/c0834752/436c514341483559557a6b3d_iHKSjXT0uXvJ4okpS8puMrM8n5rVtY07.jpg)
Analizując sprawę zniknięcia Iwony Wieczorek, Marek Siewert stwierdził:
„Nadal uwzględniać należy zaistnienie takiego zdarzenia bezpośrednio w
sąsiedztwie domu”.
Moim zdaniem jest to bardzo prawdopodobna hipoteza. Gdyż pod domem na
nastolatkę mógł czekać jej morderca. Osoba, którą znała i
której się nie obawiała. Mało prawdopodobne, by porywaczem i
zabójcą Iwony Wieczorek była przypadkowa osoba. Także atak na
nadmorskim bulwarze, a nawet w alejkach parkowych wydaje się
nierealny.
Przypomnijmy, że Piotr Kinda, ojczym Iwony, zeznał, że obudził się około 4.00
i usłyszał przez otwarte okno głos Adrii. Pomyślał, że rozmawia
ona z Iwoną i razem wracają do jej domu, gdzie miały nocować.
Tak to wspomina Iwona Kinda w rozmowie ze mną:
– Było wtedy bardzo ciepło. Mieliśmy w sypialni otwarte okno. Około godziny 3.00-4.00
słychać było jakieś głosy. Piotr zawsze wstawał w tym czasie.
Usłyszał głos Adrii: „Iwona, Iwona, Iwona…”.
Pomyślał, że znowu się kłócą. Ja wtedy mocno spałam,
bo miałam ciężki dzień i musiałam rano iść do pracy. Więc tak na wpół
śpiąca, w letargu, przytaknęłam mu, że pewnie się kłócą i
Iwona zaraz przyjdzie do domu. Odwróciłam się na drugi bok i
spałam dalej. Rano patrzę – Iwony nie ma. Zauważyłam też, że
nie ma moich nowych butów. Zabrała mi buty, takie nowe szpilki.
Wkurzyłam się wtedy na nią, od razu wzięłam telefon i
zadzwoniłam, bo zezłościłam się o te buty. Wie pan, jak to jest,
to normalne. Ale wówczas Iwona miała już wyłączony telefon.
Słysząc rozmowę dziewczyn pod blokiem, myśleliśmy, że one są na osiedlu
we dwie. Później okazało się, że była to rozmowa telefoniczna
Adrii z Iwoną. Rozmawiając o godzinie 3.36, dziewczyny ustaliły,
że Adria wystawi rzeczy Iwony na balkon, żeby swobodnie mogła je stamtąd zabrać.
Adria mieszkała na parterze. Dziewczyny kłóciły się jeszcze chwilę,
gdy Adria była już pod klatką schodową swojego bloku. W czasie
tej rozmowy Iwona zarzucała jej, że zostawiła ją samą w Sopocie.
Z analiz billingów dziewczyn wynika, że ostatnia rozmowa oraz
ostatnie esemesy, jakie wymieniły, miały miejsce o 3.42-3.43. O
4.00 Adria wysłała jeszcze koleżance esemesa z potwierdzeniem, że
rzeczy są na balkonie. Ale ten komunikat nie dotarł już do Iwony.
Ponieważ jednak uprzedzała, że rozładowuje jej się telefon,
koleżanka nie była zdziwiona, że kontakt się urwał.
Zapewne właśnie tę rozmowę telefoniczną słyszał Piotr Kinda. Ale czy
Iwona nie mogła dotrzeć pod swój dom?
W aktach sprawy znajdują się zeznania Mai Ż., która twierdzi, e jej
znajoma z pracy opowiadała, iż brat jej męża rzekomo widział,
jak tej nocy ktoś siłą wciągał Iwonę Wieczorek do czarnego
samochodu:
„W nocy, kiedy zaginęła Iwona Wieczorek, jej szwagra, który mieszka
na tym samym osiedlu, miał obudzić pisk opon samochodu, (…) miał
wstać z łóżka i widzieć z balkonu, czy też z tarasu mieszkania,
jak Iwona Wieczorek jest siłą wciągana do samochodu koloru
czarnego, marki nie podał. (...) Zapytałam ją, czy zgłosił to
policji. A ona odburknęła »Policja jest od tego, by szukać « i
dodała, że Iwona Wieczorek sobie na to zasłużyła, gdyż jej
szwagier często ją widział, jak siedziała na chodniku w krótkiej
sukience i piła z chłopakami alkohol. On mieszka na tym samym
osiedlu, co Iwona Wieczorek – zeznała Maja Ż., dodając: – Z
tego, co mi powiedziała znajoma, jej szwagier miał już być
przesłuchany w tej sprawie. Ale on nic nie powiedział, ponieważ
Iwona nie szanowała się, ubierając tak, że jej prawie było tyłek
widać. Ona takich słów użyła, mówiąc o tym”.
Policja rzeczywiście przesłuchała mężczyznę, który rzekomo miał
widzieć uprowadzenie nastolatki. Zeznał, że mieszka w tym samym
bloku, co Adria S., a Iwona mieszkała w bloku obok:
„Często je razem widywałem. Pamiętam nawet ten dzień, jak wychodziły na
imprezę razem, ładnie ubrane, szły pod rękę chodnikiem w stronę
Biedronki. Nie pamiętam dokładnie godziny, ale tej nocy Iwona
zaginęła. O tym jednak dowiedziałem się dopiero kilka dni później
z plakatów na osiedlu i z mediów. Ja o tej sprawie jednak nic więcej nie wiem.
Widziałem tylko, jak Iwona z Adrią często imprezowały między blokami.
Nie widziałem, aby ktoś ją wciągał do samochodu. Gdybym widział, jak ktoś porywa
Iwonę Wieczorek, to powiadomiłbym natychmiast policję. Pamiętam
tylko, jak Adria stała pod blokiem i płakała, to było wtedy,
jak już wszyscy szukali tej Iwony. Wokół niej było kilka osób.
Iwona była spokojną dziewczyną, całe to towarzystwo było
pod wpływem Adrii – stwierdził, odżegnując
się od opowieści znajomej swojej szwagierki: – Nic nie wiadomo mi
o tym, jak Iwona zaginęła. Nic nie widziałem, by wsiadała do
jakiegoś ciemnego auta czy też została do niego wciągnięta.
Nie mam pojęcia, jak zaginęła – zastrzegał sąsiad nastolatki. –
Wykluczone, bym widział, jak ktoś ją porywa. Na pewno
powiedziałbym o tym i zgłosił się na policję. To tak, jakby mi
dziecko porwali. Z całą pewnością zgłosiłbym się na policję”.
Czy mężczyzna mówi prawdę, czy też – w obawie o swoje
bezpieczeństwo – nie chciał powiedzieć policji, co widział nad
ranem 17 lipca 2010 roku?
Pytań i wątpliwości przybywa wraz z lekturą akt, poznawaniem materiału
dowodowego i opowieściami następnych rozmówców.
Kolejnym świadkiem, który twierdził, że widział Iwonę Wieczorek, jest
sąsiad mieszkania, gdzie w niedzielę 18 lipca 2010 roku – zatem
dzień po zaginięciu – miała się odbywać impreza.
Jest to lokal często wynajmowany studentom: – Początkowo było spokojnie.
Po godzinie 22 na balkon wyszła grupka osób. Zachowywali się
bardzo głośno, sąsiadka zaczęła ich uspokajać. Wyjrzałem i
zobaczyłem na balkonie młodą kobietę oraz dwóch mężczyzn. Gdy
w telewizji zobaczyłem jej zdjęcia, od razu byłem pewny, że wtedy
na balkonie widziałem właśnie Iwonę Wieczorek.
Jestem pewny, że na balkonie padło imię Iwona. Miała
chyba jakąś sukienkę, a na szyi łańcuszek albo korale –
relacjonuje świadek. Słyszał też rozmowę młodych ludzi.
– Jedziemy do Berlina – miała powiedzieć kobieta.
– A co na to mama? – zapytał jeden z mężczyzn.
– Mam wyrozumiałą mamę – odpowiedziała rzekomo dziewczyna.
Świadek poszedł wtedy zgłosić to dzielnicowemu, ale go nie zastał. Potem
sprawa przycichła i pomyślał, że dziewczyna odnalazła się.
Dopiero później w telewizji znowu usłyszał o poszukiwaniach i
ponownie udał się na policję. Ludzie, których wtedy widział,
mieszkali tam około pięciu, sześciu dni. Później już ich nie spotkał.
Z kolei jeden z policjantów zajmujących się tą sprawą wspomina zdarzenie
ze stycznia 2012 roku:
– Kolega zapytał mnie: „A ty nie myślałeś, że ona wróciła do domu?”.
To było zaraz po sprawie matki Madzi z Sosnowca, która opowiadała,
że rzekomo dziecko jej ukradli, a sama je zabiła.
– I co, jeśli wróciła? – staram się rozwinąć temat. – Coś tam
się mogło stać? Czy ponownie wyszła z domu?
O to, czy Iwona mogła tego ranka wrócić do domu i ponownie stamtąd
wyjść, pytam Iwonę Kindę.
– Nie ma możliwości, żeby ona wtedy po cichu weszła do domu.Zamek w
mieszkaniu był taki, że słyszelibyśmy hałas.
– Ponadto mieliście psa. Szczekałby zapewne?
– Nadal go mamy, to jest york. Nazywa się Kika i ma już 13 lat. Bardzo
tęskniła za Iwoną, ona z nią spała, bardzo to przeżyła.
– Policja sprawdzała także panią i pani rodzinę.
– W tej sprawie byłam jedną z głównych podejrzanych, zresztą cała
moja rodzina została przesłuchana. Ludzie gadali takie rzeczy, że
niby ją trzymam w piwnicy i temu podobne. Wówczas moim mężem był
Piotr Kinda, żyliśmy razem ponad 20 lat. Ale, niestety, ta sytuacja
go przerosła.
– Po raz kolejny wyszła pani za mąż i zmieniła nazwisko. Jednak w
mediach i w tej książce używa pani nazwiska byłego męża.
Dlaczego?
– Pod tym nazwiskiem występowałam w sprawie zaginięcia Iwony i nie
chcę teraz mieszać ludziom w głowach. Poza tym chcę chronić
moich bliskich od szumu medialnego związanego z tą sprawą.
– Zapytam wprost: czy pani były mąż mógł cokolwiek zrobić Iwonie?
– On nie mógł jej nic zrobić, bał się nawet myszy czy pająka. Jeśli
czytał pan akta, to wie doskonale, że bardzo prosiłam, by
sprawdzono każdego członka mojej rodziny, w tym Piotra. Chciałam,
żeby sprawa była jasna. Chciałam wiedzieć, czy mógł się do
tego przyczynić.
– Nie wiemy naprawdę, czy Iwona wróciła do domu, czy choćby tylko pod
dom. I co ewentualnie tam się stało. Pytań jest zbyt dużo, a
poszczególne wersje nie są eliminowane – stwierdza tajemniczo mój
policyjny rozmówca.
Fragment książki ,,Co się stało z Iwona Wieczorek"
autorstwa dziennikarza Janusza Szostaka,
wydanej nakładem Wydawnictwa Harde.