Wykładowcy mogą wszystko - a już na pewno na Politechnice Krakowskiej
Rok temu nie zdałem matematyki. Poszedłem do wykładowcy zobaczyć pracę, a w kieszeni miałem włączony dyktafon - koledzy ostrzegali, że profesor lubi za dużo powiedzieć. No i powiedział - "W sumie nie wiem czemu odjąłem tutaj Panu 2 punkty, ale nie chce mi się teraz sprawdzać czy dobrze to oceniłem. Jak Pan chce, to proszę zgłosić się na egzamin komisyjne. Aha, ale i tak go Pan nie zna bo ja go układam.". Tych 2 punktów brakowało mi do zdania przedmiotu. Napisałem do Dziekana, wysłałem nagranie. W odpowiedzi dostałem tylko "W takim razie proszę zgłosić się na egzamin tak jak profesor X powiedział". Nie wiem dlaczego wtedy odpuściłem, ale...
W tym roku sytuacja się powtórzyła. Egzamin z dziekanem. Wszyscy przychodzą zadowoleni - no bo przecież on daje co roku te same zadania, więc każdy już przygotowany. No i faktycznie tak było, więc każde zadanie rozwiązałem zgodnie z książkową definicją. Jak każdy z resztą. I co? Jedni dostali 5.0 mimo, że zrobili mniej zadań niż Ci co dostali 3.0. Niektórzy, tak jak ja, pomimo napisania praktycznie wszystkich zadań mają 2.0. Jak to się dzieje, że dziekan, który jednocześnie jest szefem komisji do spraw jakości nauczania ocenia w ten sposób? Nie byłem jeszcze oglądać pracy, ale wysłałem już maila w sprawie terminu oglądania prac Jestem pewien, że oceny daje w zależności od tego kogo lubi, kogo nie, a nie na podstawie tego co jest na egzaminie.
Tutaj zwracam się o pomoc - co można zrobić z nieuczciwym dydaktykiem? Jak można takiej osobie pokazać, że wcale nie wszystko jej wolno?
Komentarze (345)
najlepsze
Sprawa jest rozwojowa jak widac :P