Z góry uprzedzam, że relacja jest bardzo obszerna, więc czytania jest sporo.
25 kwietnia Polska
Warszawa - start około godziny 20:30.
26 kwietnia 2016
Godzina 5:30 czasu polskiego, na Ukrainie będzie to 6:30 szybkie śniadanie i kawa na stacji benzynowej. Godzina 8:30 czasu ukraińskiego kolejny przystanek, miejscowość Korosteń.
Kijów, meldunek w hotelu, dwie godziny odpoczynku a później zwiedzanie miasta. Muzeum i wystawy o katastrofie w Czarnobylu.
27 kwietnia 2016
Śniadanie o 8 rano, szybkie pakowanie i wyjazd z Kijowa w stronę Czarnobyla. Przyjazd na miejsce w okolicy godziny 10:30. Spotkanie z przewodnikiem i szybkie załatwienie formalności na punkcie kontrolnym wjazdu do strefy. Następnie przyjazd do hotelu „dziesiątka”, zakwaterowanie, wzięcie najpotrzebniejszych rzeczy i pora jechać do Zony. Po drodze zakupy w sklepie. Przejazd dookoła elektrowni gdzie widać było jeszcze stan budynku z przed trzydziestu lat a zaraz obok nowy sarkofag, który był praktycznie gotowy do nasunięcia na elektrownie. Z racji uroczystości związanych z trzydziestą rocznicą katastrofy strefa została przygotowana do tego stopnia, że odmalowano krawężniki czy chociażby pomnik przy wjedzie do Czarnobyla a nawet pomnik Pripyat. W samym Czarnobylu mieszka dość sporo mieszkańców, niestety nocą pozwiedzać nie można gdyż od godziny 22 jest absolutny zakaz opuszczania budynków z racji godziny milicyjnej trwającej do siódmej rano. Samo miasto jest ogromne a wiosną gdy wszystko kwitnie to miasto wygląda jakby je las wchłonął. Chodniki i ścieżki zarośnięte a zgubić się to żaden problem. Ogólnie jest zakaz wchodzenia do budynków ale strefa rządzi się swoimi prawami i przewodnik pozwala wejść do kilku z nich. Do piwnic może nie koniecznie ale jak drzwi otwarte to czemu by nie skorzystać. Odwiedziliśmy takie miejsca jak szkoła, sklepy, kino Prometeusz, diabelski młyn, szpital dla dzieci. Głównego szpitala nie odwiedziliśmy z dwóch powodów, pierwszy to taki ze budynek jest podobno w bardzo kiepskim stanie a drugi to taki ze sporo ludzi wchodzi tam do piwnicy gdzie składowane są stroje strażaków którzy brali udział w akcji przy awarii reaktora, więc poziom promieniowania jest wysoki.
Edit: wypad z sierpnia 2017
Udało się odwiedzić szpital i słynną by sprawdzić poziom promieniowania tych strojów. Przy wejściu znajduje się fragment ubrania jednego ze strażaków, który został oznaczony przez napromieniowanych znakiem ostrzegawczym (dwa razy go ukradziono). Kawałek tego ubrania nieźle grzeje, na moim dozymetrze dało wynik 1500 µSv/h. Jeśli chodzi o piwnicę to oczywiście wejść tam od tak nie można. Wymagane jest odpowiednie przygotowanie w strój a dokładnie ochraniacze na buty ale z tych z grubą podeszwą, które po wyjściu należy zdjąć bez użycia rąk celem uniknięcia ewentualnego skażenia rękawic, które lepiej mieć wchodząc tam. Dodatkowo obowiązkowo maska przeciwpyłowa z filtrami klasy P3 bo kurz tam zalegający zawiera radioaktywne cząstki i o ile z ciuchów je da rade usunąć to z płuc już nie. Latarka czołowa też potrzebna aby widzieć cokolwiek w tej piwnicy. Mój dozymetr niestety mierzy tylko gamme i podczas pomiaru podeszwy skażonego gumaka skończyła mi się skala. Ostatni pomiar przed zamknięciem licznika to 4999 µSv/h gdzie naturalne promieniowanie tła wynosi 0,17 µSv/h. Następnym razem spróbuje dokonać pomiaru lepszym dozymetrem i może sprawdzę jak mocno grzeje reszta ubrań.
przy okazji eksploracja piwnic zakładów Jupiter (2017)
Samo promieniowanie w Prypeci jest niewiele większe od tego w Kijowie, są miejsca gdzie jest ono większe tzw hot spoty, których kilka odwiedziliśmy i w jednym z takich miejsc jeden z dozymetrów po prostu się zawieszał. Przy samym diabelskim młynie jest kilka takich, głównie w pęknięciach asfaltu. Jednym z miejsc w jakich byliśmy to lokalny stadion, widać że nasi tu byli bo na ścianie ktoś narysował farba znane wszystkim L. Ogólnie tego dnia w Prypeci było sporo innych grup, czasami po prostu wpadliśmy na siebie. Najbardziej grzejącym miejscem jakie odwiedziliśmy to tzw "chwytak" (pomijając piwnice szpitala) którym zbierano gruz z dachu elektrowni. Tam dozymetry zaczynały swój koncert a jeden się nawet zawiesił. Na krótko można tam stanąć ale dłuższe zabawy przy chwytaku nie są dobrym pomysłem.
Edit: sierpień 2017
Przy chwytaku udało mi się spędzić więcej czasu podczas drugiego wypadu i mogłem nie tylko zmierzyć promieniowanie na zewnątrz jak i wewnątrz chwytaka. Od strony zewnętrznej jest jedno miejsce gdzie naprawdę wysokie i daje wynik 5200 µSv/h.
Łącznie zrobiliśmy jakieś 12 km piechotą. Powrót przed godziną 19, przejazd przez punkt kontrolny gdzie należało przejść przez bramki sprawdzające poziom promieniowania czy przypadkiem jakaś część ciała nie świeci mocniej. Na godzinę 19 była kolacja a po niej należało dokonać wewnętrznej dekontaminacji organizmu celem usunięcia przyjętego promieniowania a że przy okazja do miałem tego dnia urodziny to już było całkiem nieźle.
28 kwietnia 2016
Pobudka ok godziny 7 rano, szybkie ogarnięcie się i o godzinie 8 śniadanie. Część osób odnosi skutki wczorajszej dekontaminacji. Śniadanie na bogato, jajka sadzone (tak, tam serwują głównie jajka), kompot z czarnej porzeczki a na deser naleśniki z makiem. Następnie uzupełnienie zapasów w sklepie i pierwszy punkt dnia, stacja Janów. Podobno ciężko tam dostać pozwolenie na wejście z racji tego, że tam nadal trwają jakieś prace oraz występuje większe skażenie, dlatego też mało która grupa dostaje pozwolenie na wjazd do tej lokacji. Mnóstwo tu rdzewiejących wagonów oraz kilka lokomotyw. Spędziliśmy tutaj ponad godzinę. Następnie udaliśmy się do budynków eksperymentalnej fermy norek. Możecie kojarzyć to miejsce po zdjęciach ryb i innych próbek organicznych umieszczonych w słoikach z formaliną czy klatkami dla zwierząt.
Następną lokacją były niedokończone chłodnie kominowe. W drodze do ukończonego w 90% komina można się natknąć na kolejne miejsce, które grzeje całkiem fajnie 100 µSv/h. Samo miejsce jest ogromne, niedokończony komin daje niezłe echo gdy w środku powie się cokolwiek. Jest tam również kolejne miejsce które grzeje. Byliśmy tam dość krótko, jakieś 20 minut. Z tego miejsca pojechaliśmy w kierunku wioski Krasne, przy granicy z Białorusią. Prawie godzinę trzeba było do niej jechać. Pogoda wybitnie dopisała, na słońcu spokojnie było 23 stopnie i w samochodzie szybko zrobiło się duszno ale wolnym tempem dojechaliśmy na miejsce. W wiosce znajduje się cerkiew w dość dobrym stanie, widać, że jest odwiedzana przez wiernych. Wnętrze robi wrażenie. Po obejrzeniu cerkwi można było swobodnie poruszać się po terenie wioski, czasu na to mieliśmy półtorej godziny. Do wyboru eksploracja samemu lub w grupach, więc postanowiłem chodzić samemu po terenie wsi. Część budynków już dawno zmieniła się w kupę gruzu, inne miały zawalone dachy a praktycznie wszystkie są bardzo zarośnięte krzewami. Badając wnętrza budynków natknąłem się na wiele ciekawych rzeczy, zdjęcia osób które mieszkały w danym domu, pozostawione ubrania, część wyposażenia domu, książki, zabawki. Całość nagrywałem i powstała z tego 30 minutowa relacja plus do tego mam mnóstwo zdjęć. Czasami było trochę niebezpieczne gdyż przy wchodzeniu do budynku podłoga która była zrobiona z desek była tak słaba, że skrzypiały a czasem i łamały pod moim ciężarem. Godzina powrotu do hotelu w Czarnobylu zbliżała się dość szybko i ok godziny 18 wyjechaliśmy w tymże kierunku.
29 kwietnia 2016
Dzień standardowo od śniadania a później kierunek Czarnobyl 2 gdzie znajduje się radar Duga, znany jako oko Moskwy. Konstrukcja jest ogromna, duży radar ma wysokość 150 metrów, mniejszy ma ok 100 metrów. Cała konstrukcja jest mocno zardzewiała i przy większym podmuchu wiatru wydaje dźwięki jakby miała się zawalić. Pierwotny plan zakładał, że będzie możliwość aby wspiąć się na górę ale po zawiłych rozmowach z przewodnikiem udało się uzgodnić wejście trójkami maksymalnie na czwarty poziom. Sam również spróbowałem wejść. Drabinka po której się wspina majta się trochę jakby miała się oderwać. Wejście na czwarty poziom nieźle męczy a byłem może na wysokości ok 35m. Czasowo wejście na samą górę zajmuje dwadzieścia minut i jak mówi organizator (Krystian z napromieniowani.pl) to na piętnastu chętnych na samą górę wchodzi zazwyczaj pięć osób, reszta odpada w połowie. Pod radarem spędziliśmy dobrą godzinę.
Edit: wypad z sierpnia 2017
Od poprzedniej wizyty zmieniło się w tym miejscu trochę ponieważ obecnie wejście na duży radar jest praktycznie niemożliwe gdyż na pierwszym maszcie zainstalowano kamerę, która służy oglądaniu okolicy celem szybkiego wykrycia ewentualnego pożaru lasu. Przy okazji swoim zasięgiem obejmuje cały radar, więc dla obsługi monitoringu jest się widocznym. Udało się zdobyć szczyt małego radaru co uważam za całkiem niezły wyczyn ponieważ wszedłem tam mając lęk wysokości. Gdybym wchodził z kondycją z 2016 to na pewno nie dałbym rady ale w 2017 poszło nawet gładko. Wejście na górę zajęło ok 17 min wliczając w to robienie przerw aby dać ramionom odpocząć. Poza różnicą w wysokości między dużym a małym radarem istotna jest długość drabinek. Mały radar ma 7 metrowe drabinki a duży 13 metrowe i tą różnicę mocno czuć przy wspinaniu się. Widok z góry jest niesamowity, widać dosłownie całą okolicę.
Po zaliczeniu wejścia na Duge skierowałem się razem ze znajomymi na eksploracje kompleksu Czarnobyl 2 korzystając z drugiej godziny jaką dostaliśmy na ten obiekt. Udało się nam znaleźć kilka ciekawych miejsc. W jednym z bloków znaleźliśmy pół sprawne pianino a przy jednym innym coś jakby punkt widokowy tylko trzeba się było wspinać po trzydziestoletniej zardzewiałej konstrukcji. Ja sobie wejście odpuściłem gdyż wolałbym zaryzykować wejście (i ewentualny upadek) na Duge niż na konstrukcję wyższą od bloku, która nie zachęcała swoim stanem technicznym. Z tego miejsca pozwiedzaliśmy trochę okolice i trzeba było wracać do samochodu. Spod kompleksu udaliśmy się inną część miasta Prypeć na eksploracje. Kolejny w kilka osób postanowiliśmy trochę odstawić przewodnika by niepotrzebnie nie przeszkadzał nam w swobodnym zwiedzaniu. Znaleźliśmy szkole i bodajże przedszkole. Na podłogach pełno zabawek, w szatniach znajdują się jeszcze dziecięce buciki oraz mnóstwo dokumentów, książek i zeszytów. Kilka piwnic budynków mieszkalnych miało wiele fajnych rzeczy, książki, albumy ze zdjęciami, płyty winylowe w tym jedna z Polski a część była jeszcze w folii. Mieliśmy w planie tak odstawić przewodnika aby wejść na Fujiyame w Prypeci a jest to 16 piętrowy budynek z dachu którego rozpościera się rewelacyjny widok na całe miasto. Niestety przewodnik jakoś nas znalazł i pomysł nie wypalił.
Edit: sierpień 2017
Udało się tego dokonać podczas wypadu w 2017. Samo wchodzenie na dach zaliczając szesnaście pięter idzie odczuć w nogach ale wysiłek jest tego warty. Idealne miejsce do zrobienia ujęć panoramicznych.
Wracając już z Prypeci okazało się że był to dzień odwiedzin miasta przez mieszkańców którzy tu mieszkali, na chodnikach i ulicach znów pojawili się ludzie, dość osobliwy widok. Wróciliśmy do hotelu na obiad, szybki prysznic, spakować się i ostatni punkt wypadu do Czarnobyla a dokładnie to Rosocha, miejsce gdzie były składowane pojazdy biorące udział w akcji gaszenia pożaru reaktora. Niestety już od jakiegoś czasu pole z pojazdami zwane cmentarzyskiem pojazdów już nie istnieje. Wszystkie zostały zebrane i większość z nich poddano utylizacji. Część z nich znajduje się na składowisku odpadów obok tego pola. Całość wygląda jak złomowisko, pojazdy rdzewieją, część z nich jest po prostu w kawałkach. Trzeba było uważać aby tam niczego nie dotknąć odkrytym ciałem bo ostrych części tam nie brakowało. Znalazło się też kilka innych pojazdów które wskazywały podwyższone promieniowanie. Na złomowisku spędziliśmy półtorej godziny i po upływie tego czasu trzeba się było już zbierać. Na punkcie kontrolnym wyjeżdżając z Zony ostatnia kontrola dozymetryczna i koniec zabaw w Stalkera.
Na sam wypad do Czarnobyla jak i drogę powrotną o ile byście wybierali się na taką wycieczkę to szykujcie się na imprezowy bus. Zwłaszcza w drodze powrotnej kiedy to integracja w Czarnobylu przebiegnie pomyślnie (a zawsze tak jest) to później w drodze powrotnej jest na prawdę wesoło. Powrót bardzo szybko mija i to w rewelacyjnej atmosferze. Najdłużej schodzi na granicy, raz puszczają szybko a innym razem trzeba swoje odczekać
Komentarze (12)
najlepsze
Na odrębny akapit należało by napisać o jedzeniu na Ukrainie, ktróe jest dość specyficzne a sklepy posiadają na prawdę dziwne rzeczy. Są na przykład chipsy o smaku krabowym, kiełbasy, musztardy, cebulowo czosnkowe. Inne produkty to smaki orzeszków prażonych i były to najdziwniejsze jakie jadłem a dokładnie te o smaku galarety, kraba, salami, pieczonej kiełbasy czy wędzonej słoniny Dość ciekawym wynalazkiem są suszone rybki, dobre ale
miałem okazję spędzić sylwestra w strefie i.. zdecydowanie było za krótko!
na pewno będę chciał się wybrać na dokładniejsze zwiedzanie strefy,
możesz zerknąć na moją skromną relację z tego pobytu:
https://www.wykop.pl/link/4152453/moja-fotorelacja-z-pierwszego-wyjazdu-do-okolic-czarnobyla-i-prypeci/
pozdrawiam!