<i><b>Marcin Mroziński, który już za kilkanaście dni będzie
reprezentował Polskę na Konkursie Piosenki Eurowizji w Oslo, wierzy, że
zajmie miejsce w czołówce.</b></i>W Norwegii Konkurs Piosenki Eurowizji jest corocznie jednym z
ważniejszych i szeroko komentowanym wydarzeniem kulturalnym.
Poszczególne szczeble krajowych eliminacji transmituje telewizja
publiczna, w tamtym roku zwycięzcy na wizji gratulował premier. Nie masz
wrażenia, że wiele krajów się przy tym konkursie świetnie bawi, podczas
gdy w Polsce hasło "Eurowizja" budzi wzruszenie ramion?
<p>- Od lat jestem fanem tego konkursu, tym bardziej wygrana w polskich
eliminacjach była dla mnie powodem do radości. Obserwuję finały od dawna
i właśnie takie mam wrażenie - Europa podchodzi do tego konkursu z dużą
sympatią, co widać między innymi w Skandynawii. Myślę, że i Polacy
polubiliby ten konkurs bardziej, gdyby nie fakt, że już od tak dawna nie
udało się nam odnieść w nim sukcesu. Kolejne porażki zniechęcają.
Zapominamy, że chodzi o dobra zabawę i trochę uśmiechu. Nastawienie
Polaków do konkursu można jednak zmienić. Wystarczy "tylko" zająć
miejsce w czołówce.</p>
Jak oceniasz swoje szanse w Oslo?
<p>- Im częściej słyszę to pytanie, tym silniejsze mam przekonanie, że
to nie ja powinienem na nie odpowiadać. Moje zadanie to dać z siebie
wszystko. Nie do mnie należy ocena, tylko do Państwa, do telewidzów.
Odpowiem ci tak - gdybym zakładał, że nie mam szans, to bym się do
konkursu nie zgłaszał. Wierzę, że jesteśmy w stanie wygrać, mamy szansę
zdobyć sympatię widzów.</p>
Opowiedz o swojej drodze do „Eurowizji”.
<p>- Już rok temu poczułem, że jestem gotowy spróbować, mam coś, czym
mogę się podzielić z widzami. Zgłosiłem się do młodego, bardzo zdolnego
kompozytora, Marcina Nierubca i razem przygotowaliśmy piosenkę.
Niestety, podczas tego pierwszego podejścia zostałem zdyskwalifikowany
za brak jednego dokumentu, zapisu nutowego utworu. Po roku spróbowałem
ponownie. Tym razem przygotowaliśmy z Marcinem piosenkę, której
koncepcja od dawna chodziła mi po głowie. Chciałem połączyć muzykę
nowoczesną z polskim folklorem.</p>
Jak wyglądały prace nad "Legendą"?
<p>- Praca z Marcinem jest bardzo spontaniczna i daje mnóstwo frajdy.
Siadamy razem przy pianinie, on coś proponuje, ja dokładam swoje. Nie
szukamy żadnych wzorców, nie kopiujemy, tylko podążamy za tym, co nam w
duszy gra. Wcześniej przez rok pracowałem z Zespołem Pieśni i Tańca
"Mazowsze" i marzyłem sobie, że pewnego dnia uda pokazać młodszemu
pokoleniu, że taki zespół istnieje, ma nastolatkom coś do
zaproponowania. Dla pokolenia naszych rodziców jest oczywistym, iż
"Mazowsze" to najbardziej znany za granicą polski zespół
folklorystyczny, ale młode pokolenie rzadko ma okazję poznać ich muzykę.
Poprosiłem koleżanki z "Mazowsza" o udział w projekcie i tak to się
zaczęło. Razem zaśpiewamy w Oslo.</p>
Do polskich eliminacji konkursu dostałeś się dzięki poparciu fanów.
Czemu trzeba było dopiero dzikiej karty, byś mógł "Legendę"
zaprezentować szerszej publiczności?
<p>- Nie wiem. Telewizja Polska wytypowała czterech finalistów, reszta
mogła walczyć o dzikie karty dające prawo udziału w eliminacjach. Mnie
tę kartę przyznano najpóźniej. Wydaje mi się, że duże znaczenie miały
e-maile, którymi fani zasypywali skrzynki pocztowe telewizji, prosząc,
by dano szansę mojej piosence. Eliminacje udało się wygrać i tak oto mam
swoją szansę w Oslo. Bardzo się z tego cieszę.</p>
Jak długo zabawisz w stolicy Norwegii?
<p>- Mam nadzieję, że jak najdłużej, bo wszystko zależy od tego, czy
dostanę się do finału. Nie zakładam, że mógłbym wrócić wcześniej, zatem
pobyt w Oslo planuję na dwa tygodnie, od 16 do 30 maja. Pierwszy
półfinał odbędzie się 25 maja, z siedemnastu występujących w nim kraju
przejdzie dalej dziesięć.</p>
Wiem, że planujesz spotkanie z Polakami mieszkającymi w Norwegii.
<p>- Tak, bardzo bym chciał, żeby ten pomysł wypalił. Mnie to bardzo
ciekawi, jak radzą sobie Polacy za granicą, szczególnie ostatnio ten
temat ciągle przewijał się w mojej głowie i powracał w rozmowach z
przyjaciółmi. Obserwując doniesienia prasowe o Polakach mieszkających za
granicą, którzy spontanicznie organizowali spotkania, by oddać hołd
ofiarom katastrofy w Smoleńsku, zdałem sobie sprawę, że to jeden z
elementów, który nas, Polaków, od innych nacji odróżnia. W momentach
specjalnych chcemy się gromadzić, jakbyśmy słyszeli zew niemożliwy do
wyłowienia z szumu dla innych. W Norwegii marzą mi się takie ludzkie
rozmowy z Polakami, chciałbym spotkać kogoś, kto zwyczajnie, przy kuflu
piwa albo filiżance herbaty opowie mi, jak mu się żyje.</p>
Co stoi na przeszkodzie?
<p>- Mam nadzieję, że nic. Wszystko jest jednak w fazie dość gorączkowej
organizacji. Widzisz, to nie tak, że ja "zjeżdżam do Oslo" z wozami
transmisyjnymi telewizji i rozpisanym planem zadań. To wszystko wygląda
zupełnie inaczej. W promocję piosenki "Legenda" zaangażowała się
spontanicznie i na zasadzie wolontariatu grupa przyjaciół, bez których
nie dałbym sobie rady. Właśnie teraz próbujemy nawiązać kontakty z
przedstawicielami Polonii w Oslo, załatwiamy noclegi dla ekipy,
korzystamy z dobrej woli ludzi, którzy mają ochotę dołożyć swoją
cegiełkę do polskiego występu na "Eurowizji". Sponsorów nie ma, mimo iż
poszukuję ich od 1,5 miesiąca. Telewizja Polska nie ma pieniędzy. Jeśli
jest jeszcze ktoś, do kogo nie udało nam się dotrzeć, a kto mógłby nam
pomóc podczas pobytu w Oslo, jestem bardzo otwarty na współpracę. Nie
chcę też, żeby wyszło tak, że się tylko skarżę.</p>
Ale chcesz powiedzieć, że tu liczą się tylko pieniądze?
<p>- Nie, oczywiście, że nie. Podstawą jest dobra piosenka. I choć to
podstawa solidna, to w dalszym ciągu niezapewniająca zwycięstwa. Czasy,
kiedy wystarczyło wyjść na scenę i ładnie zaśpiewać, minęły na dobre. Tu
liczy się show. Oprawa. Kostiumy, fajerwerki, światła, wizualizacje, a
to… kosztuje. Co z tego, że wiem doskonale, jak powinien wyglądać nasz
występ. Co z tego, że są ludzie, którzy mogliby zapewnić nam 100%
światowego poziomu. Co z tego, skoro nie ma na to pieniędzy. Dziś ważą
się losy mojego singla promocyjnego. Gotowy jest już teledysk, nowa
wersja "Legendy", remix. Ale trzeba to wytłoczyć, oprawić. W samego
tylko singla zainwestowałem już 20 tysięcy i nie muszę mówić jak bardzo
się zapożyczyłem. Zastanawiamy się wciąż, dlaczego tak słabo wypadamy na
Eurowizji. To proste, kolejni reprezentanci są po prostu
niedoinwestowani, mogą tylko pomarzyć o europejskiej promocji, porządnej
trasie albo profesjonalnym video. Kiedy my walczymy o każdą złotówkę,
większość naszych konkurentów wchodzi na gotowe. Dziennie otrzymuję
ponad 30-40 maili z prośbą o przesłanie materiałów prasowych,
odpowiadam, że są w druku… prawda jest taka, że zostaną wydrukowane
tylko, jeśli znajdę gdzieś kolejne 15 tysięcy.</p>
W rankingu norweskiego dziennika "VG" twój utwór "Legenda" został
wysoko oceniony, co dobrze rokuje. Zdajesz się osobą bardzo intuicyjną.
Masz przeczucie, jak będzie w Oslo?
<p>- Mam przeczucia, mam marzenia. I zdrowy rozsądek, który mówi:
wszystko zależy od Państwa, telewidzów. O tym, czy polska piosenka
uplasuje się wysoko, zadecydują między innymi głosy Polonii, w tym
czytelników serwisu Wirtualnej Polski. Jeśli "Legenda" się Państwu
podoba, a mam nadzieję, że tak, będzie mi bardzo miło otrzymać wasze
sms-owe głosy. Razem możemy zrobić tę Eurowizję LEGENDArną dla Polski!!!<br /><br />Rozmawiała
Sylwia Skorstad<br /><br />fot: kotek.pl<br />Źródło: Wirtualna Polska</p>