Gdy słyszymy o wypadku, związanym z materiałami promieniotwórczymi przychodzi nam na myśl przede wszystkim katastrofa z 26 kwietnia 1986 r. w Czarnobylu. Pomijając fakt, że wypadków z udziałem reaktorów atomowych (nie tylko cywilnych), w których doszło do stopnienia/nadtopienia rdzenia było więcej, to miało miejsce także sporo wypadków w żaden sposób z reaktorami nie powiązanych. Miało miejsce kilka tragicznych incydentów z tak zwanymi osieroconymi źródłami (ang. Orphan sources).
Orphan Source jest to źródło promieniowania, które wymknęło się spod kontroli. Zazwyczaj jest ono zamknięte w pojemniku, który nienaruszony gwarantuje pełną ochronę radiologiczną. Posiadacze takiego źródła nie zdają sobie sprawy z tego, co to jest oraz nie dążyli do posiadania takiego materiału.
Najpoważniejszym wypadkiem związanym z orphan source było skażenie w Goiânii w 1987r. (centralna Brazylia). Przyczyną tego incydentu był brak zabezpieczenia urządzenia do radioterapii w zlikwidowanym w 1984 roku szpitalu pomimo poinformowania o ryzyku, jakie w związku z tym istnieje.
Źródłem była mała kapsuła, wypełniona 93 gramami wysoce radioaktywnego chlorku cezu, zawierającego cez 137. Pojemnik był typu kołowego, co umożliwiało - poprzez obracanie wewnętrznej części - na ustawienie materiału promieniotwórczego w pozycji przechowywania lub w pozycji emisji promieniowania na zewnątrz (poglądowy schemat działania załączony na obrazku nr 5). Warto nadmienić, że dawka metr od nieosłoniętego kompletnego źródła wynosiła 4,56 Gy na godzinę – co oznacza, że człowiek, którego cały organizm wystawiony byłby przez godzinę na taką dawkę miałby szansę na przeżycie 50-75% w związku z chorobą popromienną w zależności od indywidualnej tolerancji na promieniowanie, a ponad 2 godzinna ekspozycja skutkowałaby niemal pewnym zgonem.
13 września 1987 ochroniarz dziennej zmiany nie zjawił się w pracy, wykorzystując wolne „na żądanie”, aby pójść do kina wraz ze swoją rodziną. Tego samego dnia szpital został okradziony ze źródła przez złomiarzy, Roberto i Wagnera, którzy nie mieli pojęcia, z czym mają do czynienia. Zaczęli oni jeszcze tego samego dnia rozkręcać urządzenie. Obaj zaczęli wymiotować tego samego wieczoru, lecz pomimo tego nie zaprzestali pracy. Następnego dnia Wagner Mota Pereira dostał biegunki oraz odczuwał zawroty głowy. Dodatkowo jego lewa ręka zaczęła puchnąć. Niedługo potem na jego ręce pojawiło się także oparzenie. Ostatecznie amputowano mu kilka palców.
15 września Wagner udał się do lokalnej kliniki z objawami, lecz zdiagnozowano to jako zatrucie pokarmowe i kazano mu wrócić do domu odpocząć. Za to Roberto Dos Santos Alves kontynuował rozbieranie urządzenia w swoim ogródku, siedząc pod drzewem mangowym. Ostatecznie udało mu się wyjąć kapsułę z cezem z ochronnej obrotowej głowicy. Na skutek promieniowania na jego prawym przedramieniu wystąpiło ciężkie owrzodzenie i zostało ono amputowane.
16 września Alvesowi przebił się przez okienko w cezowej kapsule śrubokrętem, co pozwoliło mu zobaczyć błękitną poświatę (prawdopodobnie promieniowanie Czerenkowa), wydostającą się z małego otworu, który zrobił. Wsunął on weń śrubokręt i wyjął trochę świecącej substancji. Przypuszczał on, że jest to jakiś typ prochu strzelniczego i próbował go zapalić, lecz nie udało mu się to.
18 września Alves sprzedał źródło i resztę złomu. Pracownik złomowiska załadował wszystko na taczkę w domu i przewiózł na teren skupu, po czym wyładował. Tej nocy właściciel złomowiska - Devair Alves Ferreira, który mieszkał naprzeciwko wszedł do garażu i zauważył niebieskie światło z przebitej kapsuły. Myślał, że zawiera ona coś cennego lub nawet nadprzyrodzonego, więc natychmiast przyniósł to do domu. W ciągu następnych 3 dni zaprosił przyjaciół i rodzinę, aby pokazać im tę dziwną, świecącą substancję. Zaproponował także nagrodę dla tego, kto zdoła wyciągnąć tę substancję z kapsuły. Wspomniał, że chciałby zrobić z niej pierścionek dla żony.
21 września na złomowisku przyjacielowi Ferreiry udało się wydostać z pojemnika kilka kawałków chlorku cezu wielkości ziaren ryżu przy pomocy śrubokrętu. Częścią podzielił się z bratem, trochę zachował dla siebie, a resztę pozostawił w rękach Ferreiry, który z kolei zaczął to rozdawać przyjaciołom i członkom rodziny. Tego samego dnia 37-letnia żona Ferreiry Gabriela Maria zaczęła zapadać na chorobę popromienną.
24 września brat właściciela złomowiska – Ivo – wydrapał jeszcze trochę pyłu ze źródła i zabrał do swojego domu nieopodal. Tam rozprzestrzenił trochę substancji na cementowej podłodze. Jego sześcioletnia córka Leide później zjadła kanapkę, siedząc na tej podłodze. Była ona także zafascynowana niebieską poświatą i nałożyła pył na swoje ciało, chwaląc się tym swojej mamie. Pył spadł także na kanapkę, którą jadła. Ostatecznie córka Ivo otrzymała dawkę 6 Gy, która byłaby śmiertelna nawet przy podjęciu leczenia.
25 września Devair Ferreira sprzedał pozostałości po kapsule na inne złomowisko.
Żona właściciela złomowiska, Gabriela Maria Ferreira jako pierwsza zauważyła, że dużo ludzi wokół niej zaczyna chorować w tym samym czasie. Prawdopodobnie jej działania uratowały wiele istnień ludzkich. Początkowo podejrzewała ona, że wszystko spowodowane jest trunkiem, którym się dzielili, ale analizy soku nic nie wykazały. 28 września, czyli 15 dni po znalezieniu przedmiotu Gabriella poszła wraz z jednym z pracowników skupu do innego złomowiska, które w tamtym momencie było w posiadaniu pozostałości źródła. Odzyskała ona je i przetransportowała autobusem w plastikowej torbie do szpitala. Tam fizyk Paulo Roberto Monteiro, który słusznie przypuszczał, że materiał jest niebezpieczny, umieścił go w swoim ogrodzie na krześle, aby zwiększyć dystans pomiędzy sobą samym a materiałem. Ze względu na to, że resztki były w plastikowej torbie, skażenie szpitala było minimalne.
Rankiem 29 września odwiedzający szpital fizyk Walter Mendes Ferreira (zbieżność nazwisk przypadkowa) użył licznika promieniowania, pożyczonego z NUCLEBRAS (odpowiednik naszej Państwowej Agencji Atomistyki), aby potwierdzić obecność promieniowania. Spędził on większość dnia na potwierdzaniu zagrożenia oraz na przekonywaniu władz w celu podjęcia niezbędnych kroków. Ostatecznie działania w kierunku opanowania sytuacji rozpoczęły się tego samego wieczoru.
Dokonano dekontaminacji wszystkich skażonych obszarów, miejscami wiązało się to z zebraniem górnej warstwy gruntu, który ze względu na rozpuszczalność chlorku cezu w wodzie był skażony także w głąb. Część domów, w których materiał był przechowywany została zburzona.
Ostatecznie 130 tysięcy osób odwiedziło szpitale, z czego 249 osób dalej miało pozostałości substancji promieniotwórczej na ciele, a 129 wykazywało także skażenie wewnętrzne. 20 osób posiadało objawy choroby popromiennej i wymagało leczenia.
Ofiary śmiertelne (w nawiasach podane dawki otrzymane w Grejach):
- Leide das Neves Ferreira (6.0 Gy) – wcześniej wspomniana córka brata właściciela złomowiska.
- Gabriela Maria Ferreira (5.7 Gy) – żona właściciela złomowiska.
- Israel Baptista Dos Santos (4.5 Gy) – pracownik złomowiska.
- Admilson Alves de Souza (5.3 Gy) – pracownik złomowiska.
Co ciekawe: sam właściciel złomowiska przeżył incydent pomimo otrzymania dawki 7 Gy i zmarł dopiero w 1994 roku na skutek alkoholizmu, w który popadł po tej tragedii. Duże znaczenie dla jego przeżycia miał fakt, że nie przebywał cały czas w domu, w którym było źródło, w przeciwieństwie do małżonki. Jego organizm w przerwach pomiędzy ekspozycją miał szansę się częściowo zregenerować, dlatego przetrwał, pomimo większej dawki.
Ta tragedia miała miejsce tylko i wyłącznie przez nieodpowiednie zabezpieczenie i nieoznakowanie substancji wysoce radioaktywnych. Nieświadomi niczego ludzie dokonali reszty. Przy osieroconych źródłach czynnik ludzki jest najgroźniejszy. Co najgorsze, pomimo ścisłej kontroli substancji wysoce radioaktywnych (w Polsce kontrola ta ma wręcz chorobliwie zawyżony poziom, co może wynikać z niewiedzy), nadal jesteśmy w mniejszym lub większym stopniu zagrożeni takimi wypadkami, gdyż mało kto posiada możliwości zbadania poziomu promieniowania samemu, a jeszcze mniej osób regularnie sprawdza poziom radiacji w otoczeniu.
Nie wierzycie? We wrześniu 2011 roku w Pradze znaleziono igłę wykorzystywaną w lecznictwie, wykonaną z izotopu promieniotwórczego. Skażenie odkryte zostało przypadkiem przez inżyniera - pasjonata fizyki jądrowej, który posiadał dozymetr w zegarku. Promieniowanie przekraczało tam tło zaledwie pięciokrotnie, co nie zmienia faktu, że jednak takie przypadki się zdarzają.
Autor: Michał Kovalsky Strzelec (
https://www.facebook.com/PPB.Kovalsky )
Komentarze (69)
najlepsze
Jaki kraj taka Curie-Skłodowska
21 maja 1946 roku Slotin oraz kilku innych badaczy brało udział w kolejnym eksperymencie na rdzeniu pierwotnie przeznaczonym do wykorzystania w trzeciej bombie atomowej do zrzucenia
i super książka o wypadkach jądrowych, Rosjanach przelewających roztwór uranu do wiader itp: http://www.amazon.com/Atomic-Accidents-Meltdowns-Disasters-Mountains-ebook/dp/B00HVPI1IA/
ci i Ci to dwa różne słowa!
Zupełnie bez sensu zdanie. Nie rozumiesz, co sam piszesz?
dlatego widzę, że w PL niezbyt jest to kontrolowane...
Komentarz usunięty przez moderatora
Komentarz usunięty przez moderatora
(╯︵╰,)
Generalnie chodzi o to, że za czasów świetności ZSRR Rosjanie szeroko wykorzystywali generatory RTG do zasilania różnych urządzeń (latarnie, radiolatarnie, stacje meteorologiczne etc.) na swoich obszarach arktycznych. Taki generator RTG to po prostu metalowy walec wykonany z radioaktywnego pierwiastka (stront 90, pluton 238 etc.) który samoczynnie rozgrzewa się do czerwoności. Walec ten obudowany jest ogniwami termoelektrycznymi które dzięki zjawisku Seebecka produkują