Na wstępie chciałem napisać, że nie mam w rodzinie żadnego górnika, sam też nim nie jestem. Mieszkam jednak od urodzenia czyli od 28 lat na Śląsku i ubódł mnie artykuł o 5000 zł na miesiąc. Zabolał nie dlatego, że uważam iż górnicy mają tak źle a dlatego, że wykopowa społeczność w większości wypowiada się na temat o którym tak naprawdę niewiele wie. Od początku jednak.
Są dwa rodzaje górników.
Związkowcy, sztygarzy i nadsztygarzy, których pensje z pewnością przekraczają 5000 zł.
I górnicy dołowi, zwykli robole, którzy tutaj najbardziej cierpią mimo, że ich pensja rzadko przekracza 3000 zł.
Ile zarabia zwykły górnik?
Mam trzech znajomych (górników dołowych) jeden pracuje w KWK Staszic drugi w zamykanych już Bożych Darach a trzeci na Halembie wszyscy pod Holdingiem lub Kompanią Węglową więc państwówka. Każdy z nich jest w podobnym wieku do mojego więc mają około 10 letni staż pracy. Ich czysty zarobek bez sobót i niedziel to od 2200 do 2500 zł netto w zależności od miesiąca. Oczywiście mają do tego 13tki, Barbórkę i raz do roku mogą wziąć tonę węgla o wartości 500zł (lub zabrać zamiast tego ekwiwalent pieniężny). Sumując to wszystko, średnio co miesiąc zarabiają niecałe 2800-3000 zł.
Reasumując kwestie finansowe, pensja w granicach 3000 zł na rękę to z pewnością nie mało ale praca górnika wcale nie jest taka "fajna" jak się wydaje. Nie chodzi tutaj wcale o to, że jest ciężko. Jest kilka równie ciężkich zawodów i co do tego nie ma dwóch zdań. Tym bardziej, że akurat jak trafi Ci się dniówka, to możesz całe 8h przespać (oczywiście pod warunkiem, że Cię sztygar nie złapie bo zwolnienie). Na czym polega więc ten ciężar pracy górnika.
Na świadomości zagrożenia. Ktoś jednak powie. No dobrze ale kierowcy ciężarówek giną równie często jak nie częściej. Różnica jednak polega na tym, że statystyki dotyczą całej Polski a wypadki górnicze zdarzają się tylko w rejonie aglomeracji śląskiej (W Lubinie, Łęcznej czy Bełchatowie sobie nie przypominam). Średnio dwa razy do roku słyszymy o śmiertelnym wypadku górniczym spowodowanym wybuchem metanu. Wyobraźcie sobie, że żyjecie sobie w 2 mln mieście, w którym w ciągu roku ginie 10-15 osób w waszym zawodzie. Zawodzie, który uprawia 10 000 osób (liczę tylko górników dołowych). Do tego dochodzą jeszcze wypadki, po których jesteś kaleką do końca życia, których na każdej kopalni w ciągu roku jest kilka.
Potrafilibyście budzić się co rano idąc do pracy ze świadomością, że może to być wasz ostatni dzień? Za 3000 zł ? Jeśli tak to nisko cenicie swoje życie.
Oczywiście nie ma też co mitologizować, przecież nikt ich tam przymusowo nie wysłał. Problem polega na tym, że jeśli nie będą pracowali tam zostanie im praca w Lidlu czy innej Biedronce za 1500 zł (tak obecnie wygląda rynek pracy na Sląsku). Ktoś z Was powie "no dobrze ale my takiej alternatywy nie mamy". Moja odpowiedź brzmi czy więc na pewno to oni, górnicy powinni być adresatami waszej wściekłości i agresji? Czy na pewno powinno się wyzywać od złodziei i nierobów osoby, które wybrały za marne 3000 zł ciut bardziej godne ale i niebezpieczne życie?
Komentarze (17)
najlepsze
A ze cale zycie byl gornikiem ? No to teraz przestanie. I Jest od groma zawodow ktore mozna wykonywac majac jedynie checi i
jak chcesz mozemy porozmawiac - ale zaznaczam merytorycznie o gornictwie i zarobkach (8 lat pracowalem w branzy 3 lata jako "fizol" 5 lat jako dozorca (czyli niby sztygar ale jeszcze tak nie do konca)
moge Ci wyjasnic te 2200-2500 o ktorych piszesz - jedno tylko musisz mi dopowiedziec - stanowisko na jakich Twoi znajomi pracuja - a ja Ci odpowiem na czym polega praca na tym stanowisku i z czym sie