Witajcie drodzy wykopowicze! Jestem tutaj już od dłuższego czasu, ale dopiero teraz założyłem konto. Skłoniła mnie do tego chęć podzielenia się swoją historią. Chciałbym poznać zdanie szerszego gremium na jej temat po to by znaleźć właściwy kierunek który jest bardzo daleko od tego co mamy teraz... Z góry przepraszam jeśli ktoś odbierze to jako nadmierne użalanie się nad sobą. Wcale tak nie miało być. Ot, mam wzloty i upadki jak każdy, ale muszę przestać popełniać te same błędy i tkwić w błędnym kole.
Przyszedłem na świat w rodzinie która na pierwszy rzut oka jest normalna, ale od zawsze coś tu nie grało. Nie było tu alkoholu, bicia, ale niestety słabe charaktery moich rodziców odegrały wielką rolę w procesie kształtowania się ich pociech. Ojciec - zmęczony życiem wrak człowieka, który ożenił się z moją matką z desperacji bo zostawiła go jego dawna miłość. Spędza wolny czas przed TV, jednocześnie wymyślając systemy do totolotka w którym ostatnio chyba już nawet nie idzie trafić szóstki. Hipochondryk, lekoman i paranoik. Wiecznie narzeka i wyobrażam sobie jak musi być w głębi duszy cholernie nieszczęśliwy.... Mama z kolei jest bardzo prostą osobą, która jest dość specyficzna w obejściu. Pracuje za granicą i przyjeżdża co jakiś czas do domu. Ma bardzo prymitywny humor i żarty które śmieszą tylko ją, ale zazwyczaj mi to nie przeszkadza. Siostry... Jedna już zamężna, ta która wolała zawsze chodzić własnymi ścieżkami. Druga, jest już pod 30 i można powiedzieć że chyba za bardzo już nic z niej nie będzie. Straciła parę lat życia na studiowanie prawa, po to by odbywać darmowe praktyki. Własna działalność to raczej głupota - ona tego nie udźwignie a wiadomo jak to jest z prawnikami, że raczej śmietankę spija stara gwardia z nazwiskiem i renomą. Dlaczego nie udźwignie? Jest zakompleksiona, powtarza sobie że jest gruba i brzydka a z takim nastawieniem to sami wiecie :) Ogólnie, mój dom to siedlisko negatywnej energii.
Mam jakiś żal do rodziców... Wpoili mi mnóstwo szkodliwych wzorców. Gdy tylko poszedłem do szkoły, rówieśnicy zaczęli mnie gnoić dlatego że najzwyczajniej w świecie nie byłem ani trochę asertywny. Kolegów miałem, ale no niestety, nie byłem dla nich nigdy równorzędnym partnerem. Te sytuacje były nagminne i żeby odreagować swoje zgorzknienie wyżywałem się na własnej rodzinie wpadając w dzikie furie z bardzo prozaicznych powodów. Działy się naprawdę dantejskie sceny i bardzo tego żałuję... Nie było to nikomu potrzebne a dzięki temu wszystkiemu od 10 roku życia szpikowano mnie lekami psychotropowymi. Teraz nie wiadomo czy mi to zaszkodziło. Ogólnie zamiast pokazać mi coś fajnego, o szansach jakie daje nam życie to zostałem nakarmiony paranojami. Mogę z czystym sercem powiedzieć że społeczeństwo mnie odrzuciło przy pierwszym kontakcie z nim, czyli po rozpoczęciu edukacji.
Byłem outsiderem do końca liceum... Musiałem kończyć je zaocznie i to udało mi się dopiero w tamtym roku. W ciągu tych dwóch lat podejmowałem parę razy pracę w której mnie gnojono niemiłosiernie i prawie nic na tym nie zarobiłem oraz zarobiłem dużo kasy w pewien niestandardowy sposób. Niestety, brak celów w życiu poza spokojem i "bezpieczeństwem" zaowocował tym że skończyłem z długami. Próbowałem się usamodzielnić, uciec z tego pierdolnika, ale nie byłem na to gotowy i to było za wcześnie. Poznaję tylko mniej lub bardziej toksycznych ludzi
Obecnie... wykańcza mnie kultywowany od lat tryb życia. Ciężko mi się zasypia, ciężko koncentruje na pracy którą wciąż mogę wykonywać i chyba nie pójdę do roboty za 1200, choć może nawet powinienem dla samego faktu robienia czegoś. Jestem troszkę takim alienem. Długo śpię, nie mam siły na nic, potem ciężko mi zasnąć. Mam kilka zajęć które kultywuję i tam spotykam się z ludźmi. W sumie teraz jak kogoś poznam to raczej mnie lubi a nawet potrafię zrobić wrażenie. Biorę antydepresanty i jest tak sobie.
Co jest moim podstawowym problemem? Brak wiary w świat i w ludzi. Dostrzegam jakie to wszystko jest cholernie zakłamane. Wpojony od maleńkości obraz świata że jest to takie cudowne miejsce a wszyscy ludzie są równi, posypał się. Bo tak wcale nie jest i jak chcę mieć znajomych to nie chcę przebywać z patolą jak kiedyś. Jak mogę podejść do wszystkiego z entuzjazmem i chęcią? Mogę naprawdę zrobić wiele w życiu bo jestem bardzo zdolną osobą, acz cholernie zagubioną. Problem jest taki że wszystko mi się całkowicie rozmyło i leżę przygnieciony świadomością pewnych spraw. Jak uwierzyć że w tym kryje się jakiś głębszy sens?
Komentarze
najlepsze
Brak komentarzy