Mi się kiedyś zdarzyło odebrać koci poród. Na działce zaczęła się kocić nasza działkowa kotka, bardzo przyzwyczajona do obecności (zawsze wskakiwała mi na kolana i smyrała główką w geście "głaszcz mnie"). Stara była, niemal bezzębna, więc przyszła się okocić u nas na werandzie. Wielka akcja odbierania porodu, bo nie była w stanie przegryźć pępowiny. Tata przecinał, ja ją trzymałam w rękawiczkach i przekładałam kocięta. Potem kilkudniowe kocięta podsuwała mi noskiem pod rękę.
Pamietam jak kiedys moja kotka rodzila u mnie w pokoju. Rozwaila sie wygodnie na dywanie I zaczely kociaki jeden po drugim wychodzic :D fajne doswiadczenie. Bylo ich 4.
Komentarze (83)
najlepsze
Komentarz usunięty przez moderatora
Aż dziw, że za takiego suchara dostałeś tak mało minusów.
Zamrucz 2 razy na tak, raz na nie
Szylkret. Ciekawostką jest że takie umaszczenie mają wyłącznie kotki.
Dwóch kumpli popijało sobie w domu w czasie, kiedy żona jednego z nich w drugim pokoju zaczynała rodzić:
- I co teraz?
- No to może po doktora?
- Co ty? O pierwszej w nocy?
I tak - zdecydowali sami pomóc kobiecie w porodzie.
W czasie kiedy już akcja porodowa miała się zacząć, zgasło światło.
- Ty! Leć szybko po latarkę! - powiedział gospodarz do kolegi.
- Dobrze.