Cześć, chciałbym wam o czymś opowiedzieć.
Jestem studentem ostatniego roku i kończę pisać swoją pracę magisterską. Będąc kilka dni temu u promotora, jedna z moich koleżanek poruszyła temat plagiatu. Generalnie chodziło jej o to, w jaki sposób i na jakiej podstawie system może wykryć, że praca została w jakiejś części splagiatowana. Jak wszyscy wiedzą lub jeszcze nie (młodsze roczniki), kiedy już praca zostanie napisana, musimy nagrać ją na płytę i oddać do dziekanatu celem sprawdzenia jej pod kontem plagiatu. Dziekanat wysyła naszą pracę na serwer, po czym system ją sprawdza i wysyła odpowiedź.
I tutaj zaczynają się jaja. Bo…
Nasza promotorka uświadomiła nas, że z całym systemem związany jest pewien poważny problem.
Większość (jak nie wszystkie) z waszych uczelni mają programy antyplagiatowe i wykupione do nich licencje. W momencie, kiedy wasza praca zostaje załadowana do programu i wciśnięty zostaje przycisk „sprawdź”, leci ona prosto na serwer firmy Komercyjnej! Co się z nią dalej dzieje? Nie wiadomo.
Generalnie (chociaż nie mam pewności), jest pewnie tak że praca zostaje u nich w bazie danych, bo nie wiemy na 100%, że zostaje ona stamtąd usunięta.
Scenariuszy może być kilka:
Na mojej uczelni wyższej przysługują nam dwa podejścia do sprawdzenia pracy. Jeśli za pierwszym razem system wykryje, że procent plagiatu napisanej pracy jest za wysoki, wtedy kierowana jest ona do poprawki celem drugiego sprawdzenia. Jeśli za drugim razem sytuacja się powtórzy –mamy pozamiatane. Wyobraźmy sobie, że za pierwszym razem coś z nasza pracą jest nie tak, system wykazał za duży wskaźnik procentowy plagiatu i mamy ok. 2 tygodnie na jej poprawienie. W tym czasie ktoś włamuje się do bazy danych firmy antyplagiatowej, kopiuje naszą pracę, sprzedaje lub udostępnia w internecie. Podchodzimy do drugiego sprawdzenia i szok –prawie 100% plagiatu! Udowodnisz, że praca która jest gdzieś na chomiku jest Twoja? Nie sądzę… :(
Drugi scenariusz (ale to już chyba podchodzi pod teorie spiskową) może być taki, że Zarząd, Prezesi luba administratorzy firmy komercyjnej mają mało ogarnięte dzieci na studiach i zwyczajnie wręczają im naszą pracę, każą pozmieniać słowa i… voilà!
Mało mi się to wszystko uśmiecha, bo wiedząc, że moja praca jest wysyłana do firmy Komercyjnej (a prawdopodobnie jedna ma monopol na to wszystko) w dodatku bez mojej zgody i zupełnie nie wiedząc co się z nią później dzieje albo dziać może, robi mi się zwyczajnie smutno.
Temat do refleksji :)
Pozdrawiam.
Komentarze (35)
najlepsze
Żelazna logika, nie ma co!
@banannq: ...
Zawsze trzyma się
Najgorsza jest poczta pantoflowa. Wejdź na te strony i przeczytaj ze zrozumieniem:
https://www.plagiat.pl/webplagiat/main.action?menu=help#subject
https://www.plagiat.pl/webplagiat/main.action?menu=services&submenuParam=4
Wyciągnij wnioski po co prace zostają na serwerze po sprawdzeniu przez uczelnię. Idź do promotorki która nagadała głupot i jeśli ona nie ma wykształcenia informatycznego to powiedz jej, że się myli. Jeśli ma wykształcenie w kierunkach informatycznych to lepiej nic nie mów bo wjedziesz jej na jajnikową dumę. Tak czy siak ludzie którzy nie znają się na
A jakby przyleciało UFO i porwało serwery? Albo promieniowanie kosmiczne pozmieniało dane na serwerach? Skoro pierwszy raz oddasz pracę, to uczelnia będzie miała pierwszą wersje pracy oraz informacje na temat "plagiatu".
Komentarz usunięty przez moderatora