Wojenna historia mojej babci
Od czasu do czasu odwiedzam moją babcię. Dziś, gdy już miałem od niej wychodzić, ta zapytała mnie czy nie chciałbym posiedzieć z nią jeszcze chwilkę. Nie śpieszyło mi się, więc usiadłem i zaczęliśmy rozmawiać. Rozmowa pochłonęła nas na ponad dwie godziny. Dowiedziałem się mnóstwa rzeczy dotyczących mojej rodziny, życia babci, czy tego jak wyglądało miasto gdy się tu przeprowadziła ze swojej rodzinnej wsi. Jednak słuchając historii życia osoby która była świadkiem i przeżyła wojnę, trudno nie ominąć tego tematu. Tak więc, opowiem Wam teraz to co przeżyła moja babcia podczas lat wojny. Być może kogoś to zainteresuje, i sprawi, że sam pojedzie do dziadków dowiedzieć się od nich jak wyglądało wtedy ich życie.
Gdy wybuchła druga wojna światowa, moja babcia miała 6 lat. Wraz z piątką rodzeństwa i rodzicami mieszkali w małej wiosce na Lubelszczyźnie. Wiedli biedne, ale spokojne życie. Wybuch wojny nie zmienił dużo w ich wiejskim życiu. Babcia wspomniała, że jedyną rzecz którą pamięta z tego okresu to ćwiczenia polskiej kawalerii które odbywały się niedaleko wsi. Wszystko zmieniło się w nocy z 29 na 30 czerwca 1943 roku, gdy wojska niemieckie otoczyły wieś. Z samego rana, sołtys przekazał informację, że każdy ma zabrać ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, zostawić cały swój dobytek i wyjść przed dom. Akurat zdarzyło się tak, że ojciec babci był w innej miejscowości więc jego ta 'łapanka' ominęła. Dołączył on później do partyzanki i przeżył wojnę. Ale wróćmy do losów mojej babci.
Tak więc, z samego rana babcia z rodzeństwem i matką wyszli przed dom zgodnie z poleceniem sołtysa. Następnie niemcy kazali iść im pieszo do miejscowości oddalonej o kilka kilometrów, a tam samochodami ciężarowymi wywozili wszystkich do obozu w Bełżcu. Osoby starsze czy schorowane, które zostały w domach były zabijane przez niemców bez żadnych skrupułów. Babka mojej babki ( praprababcia ) przeżyła tylko dlatego, że przygarnęła ją do swojego domu jedna z kilku ukraińskich rodzin mieszkających we wsi. Ukraińców niemcy nie przesiadlali, więc Ci mieli względny spokój. Po kilku tygodniach w Bełżcu, większość ludzi ze wsi wraz z moją babcią i jej rodziną przewieziona została do obozu na Majdanku. Zanim jednak zostali 'zakwaterowani' zostali zabrani do Lublina do łaźni miejskich w celu umycia się i odwszenia ubrań. Po czyszczeniu, gdy pilnowani przez niemców pieszo wracali do obozu przez centrum miasta, niektórzy ludzie oddawali przechodniom swoje dzieci, przekazując również karteczkę ze swoim adresem. Wszystko po to by po wojnie dzieci mogły odnaleźć swoich rodziców. O ile oczywiście jedni i drudzy wojnę przeżyli...
Po niecałym miesiącu pobytu w obozie zabrano ich dalej, wagonami towarowymi do Oświęcimia w celu zagazowania. Podróż była straszną męczarnią, ludzi wpychano do wagonów i ryglowano drzwi. Na końcu wagonu znajdowała się w podłodze dziura przez którą można było się opróżniać. Warunki były straszne. Gdy pociąg dojechał do Oświęcimia i zaczęto rozładowywać transport, nagle zmieniły się rozkazy i babcia wraz z rodziną została przewieziona do obozu przejściowego niedaleko Wrocławia.
Z obozu została wraz z matką i rodzeństwem zabrana przez pewną niemiecką rodzinę 'na roboty' do swojej posiadłości w Niemczech. Był to duży majątek w którym oprócz mojej babci pracowali również Włosi, Francuzi, czy Ukraińcy. Wszyscy na robotach przymusowych, zabrani z obozu. Tam wszyscy przeżyli wojnę, pracując w gospodarstwie. Moja babcia zajmowała się młodszym rodzeństwem, a także pomagała przy pracy w piekarni za co od czasu do czasu dostawała chleb bądź inne wypieki. Wydawać by się mogło, że na tym etapie babcia była już bezpieczna. Jednakże, wojna zezwierzęca ludzi, i tak pewnego dnia, młody ukrainiec który też pracował w tym samym majątku niemca dźgnął moją babcię dwa razy nożem w plecy. Pierwszy cios nieznacznie minął nerkę, a drugi zatrzymał się niecały centymetr od serca. Ukrainec zrobił to, bo chciał się pobawić w tym miejscu gdzie moja babcia opiekowała się młodszym rodzeństwem. Babci udało się pójść do domu Niemca, a ten wezwał lekarza który ją opatrzył. Jedyną karą jaka spotkała ukraińca była niewielka grzywna.
W międzyczasie w rodzinnej wsi babci w ich domu, jak i pozostałych domach opuszczonych przez Polaków zamieszkali przesiedleni Ukraińcy którzy żyli w dobrych stosunkach w Niemcami. Jednak, polska partyzantka z tych okolic, wraz z ojciem mojej babci dokonała kilku ataków i ich przepędziła. Oczywiście wszystkie domy zostały przed ucieczką ograbione.
Wojna zbliżała się ku końcowy, front był coraz bliżej i armia niemiecka zaczęła uciekać, zostawiając wszystko za sobą. Wszyscy pracownicy przymusowi musieli zadecydować czy wolą zostać czekać na Rosjan, czy uciekać w stronę Amerykanów. Matka mojej babci zadecydowała, że lepiej zostać i tak, ukrywali się wszyscy przez dwa tygodnie w piwnicy, siedząc na ziemniakach. Gdy Rosjanie weszli do majątku, grupa pracowników pochodzenia rosyjskiego wybiegła i powiedziała, że w piwnicach ukrywają się jeszcze Polacy. Tym sposobem uratowali moją rodzinę, ponieważ z dużym prawdopodobieństwem ta została by zastrzelona. A wszystko dlatego, że wojsko rosyjskie najpierw strzelało, a dopiero potem zastanawiało się czy to byli Niemcy czy nie...
Kolejna przykra historia wydarzyła się gdy babcia z rodzeństwem i matką wyszła z piwnicy. Rosyjscy żołnierze znani z grabieży i gwałtów pokazali swój charakter w momencie gdy jeden z nich rzucił się 14 letnią siostrę mojej babci chcąc ją zgwałcić. Na szczęście zobaczył to jak się okazało znajomy ze wsi Ukrainiec siłą zwerbowany do rosyjskiego wojska który obronił siostrę i wybił kilka zębów napalonemu ruskiemu.
Następnie przez około dwa tygodnie wozem ciągniętym przez konia wracały do Polski. Matka babci z nią i młodszymi braćmi siedzieli na górze wozu, a starsze siostry ukrywały się przed Rosyjskimi żołnierzami przykryte workami. Mimo tego, że moja babcia była jeszcze małym dzieckiem, nigdy nie zapomni widoku ludzi wracających do swoich domów jedną stroną ulicy, wojska maszerującego w przeciwną stronę, i całego mnóstwa niepochowanych trupów leżących w rowach przy drodze...
Komentarze (172)
najlepsze
- ojciec mojej matki ur.1911r w zabrzu (Przed WWII Zabrze nazywalo sie Hindenburg)
- matka mojej matki ur. 1928r niedaleko strzelec opolskich w woj. opolskim
- ojciec mojego ojca ur. 1929r w zabrzu
- matka mojego ojca ur. 1928 w rudzie slaskiej
pochodze z rodziny niemieckiej zmuszonej(lub dobrowolnie osiadli, nie wiem) na terenach powojennej polski(gorny slask,opolski slask), jestem w 3/4 niemcem bo moi dziadkowie i jedna babka(ze
Mojego prapradziadka zgarnęli do obozu w Sztutowie. Przed łapanką pracował na majątku Niemca, który się chajtnął z Polką. Gdy zabierano ludzi do obozu właścicieli gospodarstwa nie było na miejscu. Ten Niemiec to był jakiś oficer Luftwaffe i po wiadomości od żony na temat dziadka postanowił, że go stamtąd zabierze. Trochę czasu minęło (nie wiem dokładnie
Komentarz usunięty przez moderatora
Moja babcia z dziadkiem mieszkający kilkanaście kilometrów od Bełżca, opowiadali mi, że momentami smród rozchodzący się z obozu był nie do wytrzymania - oczywiście to był zapach palonych ciał.
Jeśli ktoś chciałby odwiedzić były obóz w Bełżcu, to polecam. Kilka lat temu został tam wykonany generalny remont/przebudowa. Wcześniej nie za bardzo było co zwiedzać, teraz zostało to całkiem dobrze opracowane.