Urzędy rożnie kombinują żeby zatrudnić swoich kolesiów. Np. funkcję naczelnika przez całą kadencję pełni ktoś jako p.o., bo nie ma odpowiednich kwalifikacji żeby wygrać w konkursie. Mogą też zatrudniać kolesi na umowy-zlecenie. A na niższe stanowiska najpierw biorą znajomego na staż (i nie muszą się nikomu tłumaczyć kogo przyjmą na ten staż z UP), a gdy ta osoba zdobędzie odpowiednie doświadczenie (najczęściej 6-miesięczne), to wtedy ogłasza się pod nią konkurs (najczęściej z
Witamy w Polsce szanowny autorze! Tak się żyje poza "stolycą". Ktoś napisze, że się czepiam uczciwego człowieka ale zaraz, zaraz przecież sam napisał, że kontaktował się z osobami z komisji, dzwonił do niego jakiś komendant straży pożarnej i proponował pracę. Czy to jest uczciwe?
nic nowego w moim mieście jest tak samo z każdą pracą odkąd pamiętam liczy się tylko to kogo znasz i jakie masz układy, kwalifikacje to sprawa drugorzędna trzeba być nieźle oderwanym od rzeczywistości żeby tego nie widzieć a im mniejsze miasto tym znajomości grają większą rolę
niestety, komisję bardziej interesowało to, że jestem urzędnikiem służby cywilnej. Zaczynam mieć wrażenie, że bardziej mi to przeszkadza niż >pomaga. Taką osobę trudniej zwolnić, trzeba jej też więcej płacić.
Czemu mnie to nie dziwi... w swoim życiu pracowałam w dwóch urzędach. za każdym razem dostałam umowę o zastępstwo po stażu. Później przez jakiś rok jeszcze chodziłam na konkursy ale od kilku miesięcy dałam sobie spokój bo to nie ma sensu. System to system. Stażystę bierze się na stanowisko, w oparciu nie na zwykła umowę tylko na zlecenie lub zastępstwo (zdarzają się też tacy na zwykłą umowę o pracę, ale to rzadkość,
urzędnicy (z każdego szczebla) powinni przechodzić rotacje z miejscowości A do miejscowości B na drugim końcu kraju w cyklach 4 letnich + ludzie wybierani typ radni i burmistrzowie powinni mieć przydzielani obserwatorów zewnętrznych (mojego zdania mało kto podziela i jestem tego świadom)
Komentarze (75)
najlepsze