Wpis z mikrobloga

#film #rekonstrukcjahistoryczna #bylemgwiazdafilmu #coolstory #jankostory #militaria

Przed chwilą (czyli ze dwie godziny temu, jak zacząłem to pisać) był na mirku jakiś wpis o rekonstrukcjach historycznych, taka historyjka mi się przypomniała.

Raz się z ziomkiem wkręciliśmy do bycia statystami w filmie, chodziło o jakąś scenę bitewną na Cytadeli (taki park, muzeum historyczne i cmentarz wojenny w jednym w #poznan), my mieliśmy być złymi niemcami i dostać za to po 100 złotych polskich dolanów za kilka godzin zdjęć.

No i tak było. Najpierw dostaliśmy mundury i broń, my byliśmy jedni z pierwszych, więc sobie wybraliśmy swoje rozmiary, ale ci co dotarli później to mieli albo za duże buty, albo za małe bluzy itd. Wyglądało to dość komicznie, ale kierownik planu zgrabnie z tego wybrnął, i powiedział, że jesteśmy na froncie wschodnim i są braki w zaopatrzeniu.

Jakiś koleś, co jechał sobie przez park rowerem, zatrzymał się, i powiedział, że jesteśmy źle poubierani. Że ja mam bluzę Wehrmachtu, a czapkę SS, z kolei mój kolega ma nożyk spadochroniarza, a mundur jakiejś innej formacji i takie tam. Zameldowałem temu rowerzyście, że my tu jesteśmy od wypełniania rozkazów a nie od myślenia, i że taki dostaliśmy przydział od oberstrumfhurera kierownika planu. Facet machnął ręką i odjechał. Mimo to powiedzieliśmy kierownikowi o tych nieścisłościach, ten odpowiedział "no to się pozamieniajcie". No i się pozamienialiśmy, teraz miałem bluzę SS i czapkę Wehrmachtu, a nożyk spadochroniarza dostał jakiś artylerzysta.

Z nami to jeszcze nic, kluczową rolę odgrywał koleś który naprawdę znał się na rekonstrukcjach. On był ważny, bo przyjechał swoim motorem z koszem z boku, i ten motór był istotny dla jednej sceny. Co prawda był to motocykl Ural produkcji USRR, ale wiadomo, że mógł być zdobyczny. Najlepsze było to, że właściciel motoru był słusznej postawy i nie było na niego munduru ani butów. Gość się nie zgadzał, żeby występować w za małych butach, ani na to, żeby kto inny jechał jego motorem. Zagrał więc w swoich spodniach bojówkach moro i białych adidasach xD. Operator dostał polecenie, żeby kręcić tak, żeby tego nie było widać, a my dodatkowo mieliśmy biegać w okół motoru, żeby te jego nieprzepisowe części umundurowania zasłaniać.

Tę scenę z motorem powtarzaliśmy tylko dwa razy. Bo my mieliśmy się zsynchroznizować z pirotechnikami, oni odpalają jakieś tam wybuchy, a my wtedy wybiegamy i wyjeżdżamy motorem zza rogu, i gonimy głównych bohaterów. Za pierwszym razem motór nie odpalił, i trzeba było ładunki zakładać na nowo. Jak na to czekaliśmy - ciągle schowani za tym rogiem - to pojawiło się #marichuanen, które obniżyło trochę morale naszego oddziału. Więc znowu wybuch, wybiegamy, i gonimy tych naszych wrogów z gromkim "Uraa!!!" na ustach. No i znowu cięcie, bo Niemcy nie krzyczą "Uraa!!!". Na szczęście za trzecim razem się udało, pobieglismy i pokrzyczeliśmy po germańsku.

Inne, co było śmieszne, to nasza broń. Były to atrapy, do których przyczepialiśmy na lufę takie petardy błyskowe. Jedni mieli plastikowe MP-40, takie chińskie zabawki dla dzieci. Po jednej scenie te lufy się roztapiały, albo odpadały, i potem ci żołnierze biegali z tymi schmeisserami bez luf albo z powyginanymi. No ale co zrobić, front wschodni, braki w zaopatrzeniu. Ale my mieliśmy jeszcze śmieszniej. Nam przypadły w udziale solidne, drewniano-metalowe repliki Mauserów, może zresztą to były oryginały tylko z wymontowanymi zamkami. Śmieszne było to, że te petardy były tylko jednego rodzaju - strzelały serią:) Biegaliśmy więc z powtarzalnymi, pięciostrzałowymi karabinami Mausera i strzelaliśmy z nich ogniem ciągłym: tra ta ta ta ta ta ta ta ta...

W ogóle dużo tam było takich niedopowiedzeń, ten kierownik się na nas darł, że się do niczego nie nadajemy, ale może specjalnie tak robił, żebyśmy się naprawdę poczuli jak w wojsku. Bo te wszystki wpadki to była przecież jego wina. Na przykład ma być scena, że zbiegamy z górki. Kierownik mówi: wróg rzuca granat, wtedy kilku z was pada, a kliku biegnie dalej i goni wroga. Kto ma paść, kto ma biec? - pytamy, a ten że to nieistotne, że już, kręcimy. No i zbiegliśmy wszyscy, nikt nie padł, granat się zmarnował. Ten wściekły, drze się, że ktoś miał przecież upaść, cięcie, powtarzamy. Tym razem wszyscy padli, znowu granat zmarnowany, kierownik znowu niezadowolony. I tak w prawie każdej scenie.

My tam co rusz marichuanen, może inni aktorzy co rusz jakaś seteczka, bo im później, tym zgrabniej to nam wszystko wychodziło. W końcu nikt się już tego kierownika nie słuchał, tylko zaczęliśmy się wczuwać, improwizować, i dobrze bawić. Mi się udało ładnie upaść i sturlać ze zbocza po wybuchu granatu, aż się koledzy z plutonu poderwali, bo myśleli, że naprawdę straciłem przytomność. Ale przbili mnie tacy dwaj, którzy obsługiwali gniazdo karabinu maszynowego, co prawda ten ich MG miał taką samą petardę, jak nasze schmeissery i mausery, ale goście tak się trzęśli i podskakiwali przy strzelaniu, a po rzuceniu granatu tak ładnie wykoziołkowali z tego gniazda, że to był spokojnie poziom Holywood. No dobra, może Łódź.

Fabuła tego filmu była, hmm, równie realistyczna i profesjonalna, jak sposób jego kręcenia. Przez całe te kilka godzin ganiania po cytadeli nasze oddziały wehrmachtu i motór walczyły... z jendym kolesiem. Mało tego, z kolesiem, który przez cały czas niósł na rękach swoją ranną towarzyszkę... Każdy z nas, Niemców, ginął tam spokojnie po kilkanaście razy, było nas ze trzydziestu, więc Iwan (tak było temu gierojowi na imię) wytłukł nas tam ze dwa bataliony. Finalnej sceny nawet nie opiszę, w skrócie to Iwan wraz ze swoją ranną Maszeńką, Saszeńką czy tam Nataszeńką odleciał pomnikiem armii radzieckiej do nieba...

Ten film to był chyba jakiś event w ramach festiwalu filmowego transatlantyk - nie wierzę, aby ktoś kręcił taką chałturę z myślą o szerszej publiczności. My się bawiliśmy świetnie, zarówno w trakcie, jak i po, kiedy w kieszeniach wylądowało po stówce. Zastanawiam się tylko, skąd się bierze kasa na takie głupoty. My sami (szeregowi wehrmachtowcy) zgarnęliśmy łącznie z 3 k złota, drugie tyle kosztowało pewnie wypożyczenie mundurów, karabiny, petardy, pirotechnika. 500 złota dla motoru, do tego wynagrodzenie pracowników na planie, gieroj Iwan, kierownik, reżyser, obróbka na kompie... Jedyne, czego mi szkoda, to że nigdzie nie udało mi się tego filmu obejrzeć, pewnie był wyświetlany tylko na tym festiwalu:(.

* * *

O, właśnie wyczytałem, że w tym roku ten festiwal dostał od miasta 2,5miliona złota dofinansowania, to jest ćwierć budżetu przeznaczonego na kulturę... Cieszę się, poznaniacy, że tak hojnie sponsorujecie moją zabawę :*.
  • 12
drugie tyle kosztowało pewnie wypożyczenie mundurów, karabiny, petardy, pirotechnika.


@jankotron: Myślę, że dużo ponad drugie tyle ;)

Wypożyczenie jednego karabinu mauser, to około 150 zł/sztuka (przypada na to do 15 sztuk amunicji). Profesjonalna pirotechnika na taką imprezę, to od 3 tysięcy w górę. Uszycie munduru niemieckiego, to około 500 złotych.

Boli mnie to, co przeczytałem. Boli mnie jeszcze bardziej fakt, że w takich mieszanych strojach, występują ludzie podczas faktycznych inscenizacji, argumentując
@w_szafa: mój błąd. Nie chciałem za często powtarzać tego MP-40 i wymyśliłem taki zamiennik, pobieżnie sprawdziłem w google i się zgadzało (dla zapytania schmeisser jako drugi wyskakuje wynik mp-40 z wiki). Więc to chyba popularny błąd. Jakie więc (jeśli ma) oznaczenie ma schmeisser?
@jankotron: i tu jest cały dowcip: nie ma wcale :D pan schmeisser nie skontruował mp40, za to skonstruował kilka innych broni, z ktorych chyba najpopularniejsza wśród masowego odbiorcy jest MP44/StG44, znane z filmów i gier. Ale żadna z nich jego nazwiskiem nazwana nie została.

A że wszędzie to na guglu sie pojawia, bo to popularny błąd więc jest Ci wybaczone :D
@Endorfinek: przez ladnych pare lat z kumplami się bawiliśmy w reko (asg) bundeswehry z lat 90 XX wieku, wojna na bałkanach i takie tam, 10 chłopa z naprawdę dobrze odwzorowanym sprzętem i nikt nam nigdy nic takiego nie zaproponował :( a teraz to bym musiał nową ekipę znależć bo zagranico...