Wpis z mikrobloga

True story: Mieszkałem przez pół roku w Maroko. W wynajętym mieszkaniu hodowaliśmy z dziewczyną dwa kameleony, które znalazłem gdzieś na ulicy. Miały do dyspozycji potężną gałąź jako terrarium. Mniejsza o to. Pewnego dnia wypuściłem jednego na gałąź karłowatego drzewka rosnącego na trawniku przed domem. Drzewko 2,5 metra wysokości, korona tak z niecałe dwa metry średnicy. Małe drzewko. Kameleony nie należą do sprinterów, więc dałem mu tzw. czas wolny i skoczyłem coś załatwić. Nie było mnie 10 minut. Wracam - kameleona nie ma na tej gałęzi na której go zostawiłem. Pierwsze - sprawdzam teren dookoła, nie miał prawa zbiec, trawa krótko ostrzyżona, w promieniu kilkunastu metrów nic, żadnej dziury, kanału, krzaczka. Więc siedzi nadal na drzewie. Patrzę na wszystkie gałęzie - nie ma. Patrzę powolutku jeszcze raz - nie ma. Wołam dziewczynę, patrzymy razem. Gałąź po gałęzi, listek po listku - nie ma. 25 minut. Dokładnie 25 minut wpatrywałem się w cholerne listki tego drzewa zanim znalazłem tego kameleona. Wyglądał identycznie jak wszystkie liście na tym drzewku.
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach