Wpis z mikrobloga

Kiedyś byłam na nocowaniu u koleżanki i miałyśmy czteropak jabłkowego Reddsa, liczyłyśmy wtedy chyba po 15 wiosen. Pamiętam, że po otwarciu puszki #!$%@? tak wystrzelił, że potrzeba było sześciu listków ręcznika papierowego, aby zetrzeć całość z podłogi. Jeszcze jak na złość ojciec owej koleżanki kręcił się ciągle po korytarzu, a wizualnie przypominał mi ogra i niepokoiło mnie to generalnie. Rano to już w ogóle działy się dziwne rzeczy, bo ta typiara podczas śniadania gryzła surową cebulę, jakby była jakimś jabłkiem czy inną gruszką. Na dodatek w trakcie powrotu do domu jej stary puszczał mi w samochodzie piosenki Ryszarda Rynkowskiego, ale no nic, zacisnęłam zęby.
  • 3