Wpis z mikrobloga

Czasem się tak zastanawiam nad tym całym perfekcjonizmem - czy to czasem nie jest taka zasłona jak z posiadaniem "wysokiej wrażliwości"? Perfekcjoniści, a i owszem, lubią symetryczne przestrzenie, minimalizm, chcą by wszystko leżało na swoim miejscu. Walczą z zepsuciem rzeczy, a czasem nawet z pokręconymi relacjami międzyludzkimi. Z poprawiania efektywności czynią pracę dodatkową, doprowadzając do nieefektywności. Jednocześnie bronią swego, przyznając, że może i mają na tym punkcie "świra", jednak pozytywnego, będąc jakby "chorzy na dobro", co ma nie pasować do przeciętnych ludzi, zaledwie wystarczających. W najlepszym wypadku stwierdzają swoją bezradność wobec wrodzonych skłonności.

Zaiste jest to podobne do owych "wysoko wrażliwców", którzy z niedostosowania emocjonalnego, swego rodzaju nieadekwatności, czynią jednak cnotę. Któż nie chciałby przecież widzieć więcej? A że zapłacić trzeba cierpieniem swoim i bliźnich (krótkowidzów)? Czy nie jest oznaką moralnej doskonałości, by się poświęcić?

Jedni i drudzy chętnie też skwitują, że skoro nie rozumiem ich doli, to najprawdopodobniej dlatego, iż los nie obdarzył mnie nienawiścią do krzywo wkręconej śrubki (nienawiść ta szybko przenosi się na osobę wkręcającą, jej "podejście do roboty" i jej śrubokręt z hipermarketu, którym co najwyżej można "tampona w ci*ę wkręcić"). Tego argumentu jednak obalić nie sposób - jest niewywrotny. W kontrze do niego można co najwyżej przypuścić atak równie niemerytoryczny i psychologizujący, że los nie obdarzył mnie również Starym, który wspomina o ci*ach ilekroć popełnię błąd przy robotach domowych.

Inny aspekt perfekcjonizmu każe mi poddawać w wątpliwość jego ontologiczną (jeśli tak mogę napisać) podstawę: #!$%@?ący się nim ludzie idealizują przecież rzeczy nie ze względu na ich doskonałość, ale raczej ze względu na swe upodobanie. Perfekcyjna może być więc praca, w której zarabia się dużo pracując mało o ile to ich (lub ich bliskich) praca. Gdyby rzecz jasna było odwrotnie, to taki stan rzeczy musiałby uchodzić za nieporządek, ale znowu, raczej z tej przyczyny, że zabrakłoby pieniędzy dla nich, niż ze względu na kosmiczną nieidealność takiej sytuacji. Podobnie rzecz się ma z nieodłącznym chaosem nas otaczającym, czy choćby harmidrem życia codziennego: czy go zaakceptować, czy walczyć z nim, skoro nie da się tej walki wygrać? Która postawa jest idealna? Tego dylematu perfekcjonista nie posiada, gdyż wyrocznią jest on sam.

To dlatego mówiąc „perfekcjonista” wiemy o kogo chodzi i na wieść o spotkaniu z nim raczej „ślinka nam nie cieknie”. Pozytyw jest taki, że jeśli sami cierpimy na tę przypadłość, to nie mamy z nią problemu. Problemów mamy za to aż nadto z ośmioma miliardami „głupich ludzi”. Na lekarstwo przyjdzie poczekać do czasu, aż zaczniemy się zastanawiać, czy to aby nie nazbyt dalekie od ideału, by być jedynym wyjątkiem od reguły świata niedoskonałego. Może nas to doprowadzić do kalibracji naszego „aparatu pomiarowego”, czego sobie i Wam życzę nieustannie.
  • 1
  • Odpowiedz