Wpis z mikrobloga

2852 + 1 = 2853

Tytuł: Pani Bovary
Autor: Gustave Flaubert
Gatunek: literatura obyczajowa, romans
Ocena: ★★★★★★
Tłumacz: Ryszard Engelking
(…) każdy notariusz nosi w sobie szczątki poety.

Ta smętna idiotka, Emma Bovary, chodziła za mną już od jakiegoś czasu. To pojawiła się na fotelu razem z Elizabeth Zott u pani Garmus, to pani Bonda z kolei zachwycała się jej budową (chociaż akurat budową historii, nie samej bohaterki). Zainteresowałem się nią więc, można nawet powiedzieć że z pewną wzajemnością, bo oto w książce znalazłem taki fragment: Pragnęła (…) mocnego chłopca o ciemnych włosach. Nazywałby się Jerzy.*

Jerzusie ciemnowłosy! Ależ mnie ta baba wymęczyła!
Emma Bovary bowiem, podobnie jak Don Kichot naczytała się za dużo książek. Nie były to jednak eposy rycerskie, ale romanse. Jak wiadomo, od nadmiaru przeczytanych książek coś się człowiekowi w głowie przestawia i takoż zdarzyło się i Emmie. Otóż rzeczywistość, w postaci najpierw męża, a później w postaci kolejnych absztyfikantów okazała się daleka od tej literackiej, a więc niesatysfakcjonująca. Biedna Emma znieść takiej rzeczywistości nie mogła, tym bardziej, że zdarzyło jej się zakosztować przez chwilę rzeczywistości innej: życia wytwornego, znaleźć się wśród elit, za czym później mocno tęskniła. No ale ileż można żyć taką tęsknotą, ileż można się nią rozkoszować (o, to Emma lubiła – cierpieć i nasycać się własnym głębokim cierpieniem). Jak sobie nasza bohaterka z taką sytuacją radziła? A oczekiwała i wyobrażała sobie jak powinni zachowywać się ci mężczyźni w jej życiu. A jeśli akurat zachowywali się inaczej? Tym gorzej dla nich. Emma była wtedy zawiedziona. Była nawet na nich zła.

Ja nie mam pojęcia co w tej książce było takiego, że w zasadzie przebrnąłem przez nią dość szybko. Bo Emma jest paskudna, ani inni bohaterowie są nijacy – nie to że źle napisani, co to, to nie, oni (chyba) tacy mieli być. Fakt, było trochę fajnego humoru (rozmowy Homaisa z proboszczem!), to zawsze na plus. Fakt, były świetne opisy (wprowadzanie miejsc nie przez ich opis, ale przez jakąś związaną z nimi historię to rzecz wspaniała). Najbardziej chyba mnie jednak urzekł język i jakaś taka subtelność z jaką pan Flaubert raczył tę smętną historię zaprezentować. Bardzo przyjemnie się o tych „głębokich”, znajdowanych na siłę czy z – wrodzonego lub nabytego – idiotyzmu czytało. To chyba sztuka zaprezentować w taki sposób nieciekawy – przynajmniej dla mnie – temat żeby czytelnik się nie nudził.

I tylko po lekturze zastanowiłem się o czym ta książka była, albo co ja w niej znalazłem. Może to że jednak warto znajdować kompromisy między własnymi życzeniami a rzeczywistością? Albo, i tu pozwolę sobie sparafrazować słowa pana Piotra Bukartyka, którymi w czasie swojego występu na Woodstocku 2017 zapowiedział (bardzo ładną zresztą!) piosenkę Kup sobie psa, jest o miłości. (…) A może o tym, że jeśli chodzi o miłość to najczęściej spotykaną jej odmianą jest miłość własna i dlatego w życiu jest czasem do dupy?. Choć to drugie to raczej luźne skojarzenie. Tyle że moje. Własne.

*: No dobra, w celach retorycznych posunąłem się do manipulacji cytatem, w rzeczywistości wygląda to tak: Pragnęła syna, mocnego chłopca o ciemnych włosach. Nazywałby się Jerzy, a Emma Bovary wcale nie była mną zainteresowana.


Wpis dodany za pomocą tego skryptu

#bookmeter #literaturaobyczajowabookmeter #romansbookmeter
GeorgeStark - 2852 + 1 = 2853

Tytuł: Pani Bovary
Autor: Gustave Flaubert
Gatunek...

źródło: comment_1671826169hniVjTmhN2xHQarGhGw2d1.jpg

Pobierz
  • Odpowiedz